czwartek, 29 maja 2014

Chapter 11-th

Większą część dnia spędzamy w ciszy. Malik trupuje na kanapie, Liam zapatrzony jest w telefon, a ja przygotowuję się do szkoły.
Fakt, jutro zaczyna się męczarnia i muszę wykombinować usprawiedliwienie za nieobecność..
Szok..
Nagle ktoś przyciska dzwonek od drzwi..
..
-Otworzy ktoś? - mamrocze Payne.
-Nie, bo ty masz daleko, wiesz. - odpowiadam. Ma zaledwie kilka centymetrów mniej ode mnie do drzwi i ma lenia, aby otworzyć.. Zajebiście.
Przed domem stoi znudzony blondyn. Nigdy go jeszcze nie widziałam, nie wiem kto to...
-Jest Liam? - pyta pewnie.
-Yhy.. Wchodź. - wpuszczam go do domu.
Kim on jest?
-Oo, Niall. - wstaje Liam.
Zaraz, Niall.. coś mi kiedyś o nim opowiadał.. Świta mi coś, tylko nie wiem co...
-Witaj, bracie. - przybijają sobie dłoń.
Umiejscowiam się z powrotem na sofie chwytając nowy telefon i włączając muzykę.
Nie chcę podsłuchiwać, więc zabieram się również za książkę. Do moich rąk wędruje stara jak świat książka o Winnetou. Cóż, w domu Liama nowoczesnej poezji się nie znajdzie.
Nie mogę się skupić na opowieści. Przez myśl przeplata, kim on jest? Wiem, że coś o nim kiedyś słyszałam..
                  **OCZAMI LIAMA**
Rocky jest zajęta czytaniem. Zayn nawalony na kanapie, nie można go przenieść. Kurwa.
-Więc..jak? Zrobiłeś to, co miałeś? - pyta kuzyn.
-No, zrobiłem, ale...nie wiem, czy wypali.
-Czemu miałoby nie wypaść?
-Jest zbyt naiwna. Jak się dowie, że to dla kasy to mnie znienawidzi. Ta. - odpowiadam.
-Payne, ona jest na gwizdek. Jak jej coś powiesz to to wykona. Myślisz, że jej nie znam?
-No nie.
-I tu się chłopie, mylisz! Znam ją. Raquelle Elizabeth Jones. Mieszkała kiedyś w Liverpoolu, a ja tam mieszkałem. Miała kilku na ustawę. - mówi Nialler.
-Kurwa! Liam! Oddawaj te żarcie. - wrzeszczy Malik. Jeny, nawalił się.
-O co mu, do cholery, chodzi? - pyta rozbawiony Horan.
-Ee, najebał się.
Rozmawiamy o ustawieniu i naiwności dziewczyny. Nie wiem, czy ona to słyszy, ale jeśli tak, jest kurwa grubo. Nie może się o tym dowiedzieć. Wiem, że jej o tym mówiłem, ale mam nadzieję, że wie tylko kim jest Niall i o tym, że z czasem będzie moja. Nic, ani nic nie może wiedzieć o kasy. O tym, że jak będzie moja wyżej miesiąca, dostanę kasę od kuzyna.
W czasie, gdy mówię Niallowi o jutrzejszym dniu, brunetka zrywa się z miejsca siedzenia i ucieka z domu trzaskając drzwiami.
Co kurwa? Wszystko słyszała! Jakim cudem?! Miała słuchawki w uszach. Zabije mnie. FUCK!
-Uh, idę za nią. - opuszczam dom biegiem.
Biegnę przed siebie szukając ukochanej. Nie chcę, aby po tym czasie mnie opuściła i wróciła do ojca. Nie chcę, aby się męczyła..
Wreszcie zauważam postać w czekoladowych włosach. Siedzi w parku rzucając kamyczki do wody.
Podchodzę do niej.
-Ej, skarbie. Co się stało? - pytam.
-Kurde, skarbie?! Twój rzekomy "skarb" jest zakładem! Liam, wiedziałam, że jesteś, może byłeś wredny, ale nie spodziewałam się czegoś takiego! - łka.
-Kotku... - kładę dłoń na jej ramieniu.
-Odejdź. - mówi Rocky.
-Porozmawiajmy, proszę.
-O czym? Chcesz mnie wykorzystać, zostawić i żyć długo i szczęśliwie. Możesz to już teraz załatwić, proszę. - warczy.
-To nie tak! Ej, nie płacz.. To nie tak, jak ci się wydaje!
-A jak? Myślisz, że jest super, świetnie. A tak nie jest. Obmyślasz plan, jak przelecieć pierwszą, lepszą laskę ze szkoły. Sorry, ale w tym momencie muszę iść po walizki i wracam do domu. Nie chcę mieszkać z kimś, kto chce... - rozkleja się.
-Dobra. Rób co chcesz. Nie można ci nic do rozsądku przemówić!
-Mi? Czy mówisz o sobie? Raczej to drugie.
-O tobie, uwierz. - mówię.
-Ta, dobra, idź, oszczędź mi nerwy, okej? - pyta.
-Ta, chodź do domu.
-Nie. Nigdzie z tobą nie idę.
Kurde, jak ona mnie denerwuje! Ma jakieś głupie wahania nastroju. Raz jest wesoła. Zaraz zdenerwowana.. Jutro szkoła, trzeba się nauczyć.
-Nie idziesz. Ale polecisz. - łapię ją przez ramię. Rocky mnie drapie i co nietylko. Widzę, że pod domem nie ma auta Nialla. Widocznie nudziło mu się..
Otwieram drzwi fartem i stawiam dziewczynę w salonie.
-Odwala ci? - jest zła. Widać..
-Nie. - przelotnie cmokam ją w policzek i zamykam drzwi. -Chcesz jeść?
-Nie. Gdzie Zayn? - dodaje.
-Może poszedł do domu? Nie widzę go, jak nie ma mnie obok niego.
-Czyżby? - krzyżuje ręce na piersi.
-No.
Mam ochotę jej przyłożyć. Jest czasem kurde taka wnerwiająca! Potrafi zabić wzrokiem wszystkich, co na nią spojrzą.
-Liam, nie chcę już z tobą być. Mieszkać. - w tym czasie do domu wraca mama.
-Dlaczego? Wiem, że jestem dupkiem, ale daj mi szansę. Wiem, że spierdzieliłem to.. Nie jesteśmy razem długo, ale żeby już kończyć? Nie... - odpowiadam.
-Odpocznijmy od siebie..tak będzie najlepiej.
Moja rodzicielka wchodzi do salonu. Widać, że nieco smutna, słyszała naszą rozmowę..
-Co się dzieje? - pyta obejmując mnie na powitanie.
-Nic... - zostawiam matkę i idę do sypialni.
Jestem dobity. Ludzie mnie nienawidzą.. Teraz najważniejsza osoba w moim życiu, Rocky mnie zostawia..
Dziewczyna stoi na balkonie i skubie palcami kwiatki. Szkoda.. Szkoda, że mnie opuszcza. Walę się na łóżko i przymykam oczy. W ciemności widzę szczęśliwą Jones. Jest dla mnie ważna.. Muszę z nią jeszcze raz szczerze pogadać. Nie zostawię tego tak, jak jest.
Wstaję z miejsca i kieruję się na balkon. Oplatam rękoma partnerkę. Ona wzdryga.
-Przepraszam.. - szepczę do ucha brązowowłosej.
Nie odpowiada. Widocznie sprawiłem jej ten ból.. Ból, o którym nikt nie marzy. Nikt nie chce być na jej miejscu.
Stoimy w tej samej pozycji. Delikatnie huśtam ją. Wreszcie się odkręca i wtula w mój tors.
-Jedna szansa. Nie zepsuj tego. - mówi.
-Obiecuję...
NO! Wreszcie rozdział :D Kilka spraw:
• "PAIN" TO NIE IMAGIN!
• ROZDZIAŁY CO SOBOTA, ALE JUTRO WYJEŻDŻAM I NIE WIEM, CZY BĘDZIE INTERNET :(
• NOWY BLOG http://change-harrystylesff.blogspot.com
• SKOMENTUJ, ALE NIE PISZ "NEXT"! :d

wtorek, 20 maja 2014

Chapter 10-th

Po zjedzeniu udałam się do sklepu na małe zakupy. W lodówce świeciło pustkami, także przydałyby się jakieś większe zakupy.
Zgodnie z listą kupiłam:
-majonez
-sery
-mleko
-jaja
-jogurt
-napój
-wędliny
-owoce i kilka sztuk warzyw.
Po drodze zachodzę do piekarni i kupuję świeże bułki.. No, świeże, bo dzisiejsze.
Wracam do mieszkania Payne'ów z pełnymi torbami. Odstawiam na blat.
-No, no.. - wchodzi Liam.
-Mało..Tylko nie starczyło mi pieniędzy.. - wypakowuję zakupy.
-Mhm.. Nie gadaj. Zaraz przyjdzie Zayn.. Nie masz nic przeciwko? - pyta.
-Niee, oczywiście, że nie.
Należy mu się spotkanie z przyjacielem. Jutro szkoła, więc nie będzie tyle czasu.. Zwłaszcza, że trzeba zacząć brać to już na poważnie.. Liceum.
Pół godziny później po mieszkaniu rozlega się pukanie do drzwi. Pewnie Malik..
-Siema. - mówi i przybija piątaka Liamowi.
-Siema. - wchodzą do salonu.
Siedzę cicho na fotelu i przeglądam gazety.. Telefonu nie mam, laptopa też nie.. Żyję nosząc ciuchy Ruth..
Słyszę śmiechy dobiegające z sofy.
-Ej, ja idę na spacer.. - zaczynam.
-Idź. - odpowiada Payne.
"Idź"? Tak się mówi do ukochanej? Świetnie..
Kieruję się do domu... Nie mogę dłużej mieszkać u chłopaka i jego rodziny. To natrętne... I trochę niekomfortowe..
Niepewnie podchodzę do drzwi frontowych i naciskam na klamkę.
Stare drewno skrzypi, a ja widzę środek mojego mieszkania.
Wewnątrz nikogo nie ma.. Ale to parter. Zaraz zobaczę resztę..
Wspinam się na stopnie i idę w kierunku mojego starego pokoju. Na biurku widzę nowy telefon. Co kurna? Chcą, abym wróciła i kupują mi telefon.. Przekupka.. Serio, banał. Ale przyznaję, że ładny.
IPhone zaraz ląduje w mojej torebce jak takie rzeczy, jak:
-portfel
-książki
-ubrania
Nie wiem, co powiedzieć rodzicom.
Słyszę krok na schodach. Zbliża się tutaj..
Moja matka.. Wchodzi do pokoju.
-Rocky.. Co ty tutaj robisz? - pyta zdziwiona.
-Jak to co? Pakuję się.. Nie chcę tutaj mieszkać. - odpowiadam.
-Jak to się pakujesz? Ot tak?
-Ot tak. Mam sporo pieniędzy, internat się wynajmie. Nie mam ochoty żyć ze zboczeńcem pod jednym dachem, okej? A i dzięki za telefon, bo tamten długo nie pożył..
-Co? Zepsułaś blackberry? - matka się wkurwia..
-Tsa. Przez ciebie. Mogłaś mi nie pisać o tym pierdolonym ojcu.
-Słowa... Uważaj na słowa. - grozi mi. Nie boję się..
Od czasu, gdy "mieszkam" u Liama stałam się silniejsza i nie panuję nad słowami..
Zabieram torbę i wychodzę z domu rodzinnego.
Zastanawiam się, czy do końca roku szkolnego nie zostać u Payne'a... W sumie mam kasę, opłacę swoje 4 ściany.. Mogę i gotować.. Zastanowię się jeszcze..
W sumie, Liamowi nie zależałoby na tym.. Jestem jego kucharką, dziewczyną od seksu.. Zobaczę, że jeszcze tak będzie.
Pukam do jego drzwi. Z wnętrza budynku słyszę "Jezuu.." ..
Otwiera mi chłopak z rozwianymi brąz włosami i lekkim zdenerwowaniem na twarzy.
-Gdzie byłaś? - mamrocze.
-Jesteś pijany? - pytam.
-Gdzie byłaś? - powtarza.
-Nieważne, pytam, czy jesteś pijany?
-Nie.. Wypiliśmy...trochę, ale nie.
-Liaś, widzę.. - jest mi przykro.
 Nieciekawie jest widzieć pijanego chłopaka. Wchodzę dalej, do salonu. Jest tam pełno puszek po piwie. I śpiący na kanapie Malik.
-Liam, czy to się nazywa "trochę"? Czy wiesz, co to umiar? Raczej nie.. Zawiodłam się na tobie.. Na Maliku też, ale jest narąbany bardziej niż ty. Eh, szkoda. - mówię i kieruję się do sypialni.
Liam za mną się gramoli, ale czuję, że zaraz zleci ze schodów.. Boże, czemu ja ich zostawiłam?
-Piłem tylko trochę.. Malik wychlał to wszystko.. Uwierz mi, no. - obejmuje mnie w pasie.
-Liam, ale nie wierzę. Wiem, że jesteś zdolny do tego.. Wiem, Liam. - mówię.
-Ale to Malik.. Obiecuję, że już więcej to się nie powtórzy...
-Okej, ale czemu, jak wychodziłam, rzuciłeś tylko "idż"? - pytam.
-Nie wiem.. Jakoś przy Zaynie czuję się..dziwnie.. Ta, jakoś tak.
-Okej,  ale nie musisz tego aż tak pokazywać, nie?
-Przepraszam...
Tia, wiedziałam, że tak będzie. Przeprasza, potem znów coś spieprza. Zawsze tak będzie.
-Kocham cię, Rocky. - mówi, po czym muska moją szyję. Wiem, na co ma ochotę.
-Też cię kocham, Liam. - układam mu włosy.
"Hahahahaha" - z dołu słychać śmiech. Kurde, Malik jest nieźle narąbany..

                                                    ***Wcześniej***  
                                                ***OCZAMI LIAMA***
-No i jak układa ci się z Rocky? - pyta Malik upijając łyk piwa.
-Jesteśmy razem...Jeden dzień, ale na seksy jeszcze nie jest gotowa.. Chętnie bym ją wziął tam, gdzie jest.. Nawet na ulicy. - odpowiadam.
-Zbok. - śmieje się Malik.
-A co z Zoe? - zaczynam. Widzę, że jest lekko zdenerwowany tym tematem, ale trudno..
-Rozmawiałem z nią. Powiedziała, że ma mnie gdzieś.. Nie była taka, jaką sobie upodobałem.. Leciała na seks.. Nic więcej. Ewidentnie była laską z pełną kieszenią. - odpowiada.
-Łooh, stary, tą sukę przeleciałeś? - śmieję się i biorę łyk alkoholu.
-No niestety... Zbytnio się podnieciłem związkiem i 3 tygodnie później leżeliśmy w...wannie. Bądźmy szczerzy.. - mówi.
-Moja Rocky nie chce jeszcze seksu.. Najwidoczniej nie wie, jakim jestem człowiekiem.. Wszystko poszło za szybko. Zauroczyła mnie w dniu, kiedy weszła mi do pokoju tak ot.. Nie wiedziałem, co się dzieje.. - zacząłem.
 Godzinę później Malik ledwo siedział, a ja jakoś się trzymałem, bo Raquelle wróci..
Słyszę pukanie do drzwi.
-Jezuuu.. - mamroczę.
Otwieram.. Z zewnątrz stoi moja dziewczyna z torbami.
-Gdzie byłaś? - mamroczę.. (...)

                                                                      ******* 
                                                                       ~**~
Schodzimy na parter. Malik skacze ze śmiechu po całej kanapie, a my mamy z niego niezły ubaw. Ciekawie to wygląda, ale pewnie ma jakieś napady.. Po chwili się uspokaja i głośno chrapie.

_________________________________________________________________________________

Noooo i mamy 10 rozdział.. Szczerze? Jest nudny.. Ale jak kto woli.. 

OCENIAJCIE SZCZERZE! KRYTYKA MNIE NIE ODSTRASZA, A WZMACNIA DO DALSZEGO DZIAŁANIA! ~DIANA PAYNE

ZAPRASZAM NA DRUGI FAN FICTION O 1D, A TERAZ MAM O NIALLU <3 *-*

TEJKEN XDD <----------------- TAKEN KOMENTUJCIE :*]
  

poniedziałek, 19 maja 2014

Chapter 9-th

   Zayn opuszcza dom. Pomagam Liamowi wstać i prowadzę go na łóżko do sypialni. On niedługo się cały połamie.. Serio.
-I jak? - siadam.
-Boli jak cholera.. Nie, nie jest złamana.
-Wiesz co? Lepiej to sprawdzić... Umów się na wizytę.
-Dopiero wyszedłem ze szpitala. Znów powrócę. Zawału ze mną dostaną. - śmieje się.
-Tia..  Pewnie nie jest AŻ tak źle.
-No coś ty. Jest gorzej niż można.sobie wyobrazić. Ugr. - mówi.
-No okej, poleż tutaj. Zaraz lód ci przyniosę.
  Ja...kocham..go. Od tego momentu, gdy nocuję u niego, nasze kontakty się poprawiają. Co będzie jak wróci do szkoły?
Właśnie, ja od poniedziałku też wracam.
Ponownie idę do sypialni z lodem w ręku..
Kładę go na goleń Liama..
-Zimne. - syczy.
-Wyobraź sobie, że leżało w zamrażarce, geniuszu.. - odpowiadam.
-No co ty nie powiesz! - mamrocze pod nosem.
  Dzień mija spokojnie. Tak samo jak dalsze. Krążą plotki, że ojca wypuścili z tymczasowego aresztu.
      **TYDZIEŃ PÓŹNIEJ**
Moja komórka wibruje. Przyszedł SMS. Moja mamusia przypomniała sobie o córce. Wow!
*Raquelle Jones! Do domu natychmiast! Gdzie Ty się podziewasz?* mama.
*Dopiero po półtorze tygodnia przypominasz sobie, że masz córkę? Gratulacje! Nieważne gdzie jestem. Tatuś Ci nie powiedział?* ja.
Stukam w klawiaturę Blackberry jak.wściekła.. Co? Jestem wściekła.
Minęło półtora tygodnia. Pani matka łaskawie przypomniała sobie o córce. Nie, kurwa, gratulacje.
Dostaję kilkanaście SMS'ów o tym, jaka to ja nie jestem.
W końcu uderzam z całej siły telefonem o ziemię i wybiegam z płaczem do łazienki.
          ***OCZAMI LIAMA***
Co jest? Kto do niej pisał, że nie wytrzymuje psychicznie? Nie, ja to muszę sprawdzić.. Ostrożnie zsuwam się z łóżka, aż udaje mi się w miarę stabilnie stać.
Kieruję się do toalety obok pokoju Ruth.
Stukam w drzwi.
-Rocky. - nic. -Rocky, otwórz.
-N..nie. Chcę być.. s..sama. - łka.
-Otwórz. Chodź, porozmawiajmy.
-Nie, Liam. Daj już sobie na spokój. Dużo zrobiłeś dając mi tutaj to..to mieszkanie. Za d.dużo. Przepraszam.
-Rocky, no...otwórz.
Słyszę cichu szczerbot zamka od drzwi.
Brunetka siedzi na sedesie cała we łzach.
Kucam na przeciwko niej. Kurwa. Moja noga.
-Hej, głowa do góry! Chodź. - łapię ją za rękę, na co się wyrywa. O co jej chodzi?
-Nie Liam. Ja..ty..za dużo dla mnie zrobiłeś, serio. Daj mi odejść tam, gdzie moje miejsce było od..zawsze.. - dalej płacze.
-Aniołku, nie płacz.
-Nie jestem "aniołkiem". - odpowiada.
-Jesteś..jesteś takim aniołkiem, który nie potrafi ranić. Jesteś...wiem kim jesteś. Rocky..hej, uśmiech! - mówię
-Zostaw mnie. - warczy.
Odchodzę. Wracam do pokoju i układam się na łóżku. Ahh.
Wiem, że prędzej czy później nie wytrzyma tej samotności. Wróci do mnie.
-Lia-Liam. - wchodzi. Wiedziałem.
-Chodź.. - przesuwam się, aby miała swobodne miejsce na łożu.
-Nie wiem, co we mnie wstąpiło, serio. - próbuje przeprosić.
-Przyjmuję przeprosiny. - odpowiadam.
-Ej, nie o to chodziło.
-A o co?
-Mój ojciec...on... - płacze. Owijam ją ramieniem.
-Ej, nie płacz. Bądź silna.
-On tutaj jedzie. Boję się, Liam. Na prawdę.
-Drzwi pozamykane. Nie bój się, jestem przy tobie, Rocky. - przeczesuję jej brązowe, lekko kręcone włosy.
-Mój ojciec jest nieobliczalny..nie dasz z nim rady. - mówi.
-Dam. Dla ciebie wszystko. Nie pozwolę, żeby jakiś idiota atakował moją dziewczynę. Ukhm, przyjaciółkę.. - szybko się poprawiam. Nie słyszała tego.
-Noga? - pokazuje na goleń.
-Raz się żyje.
  Nagle ktoś natrętnie wali w drzwi frontowe. Nie reaguję. Jones jest przerażona. Naprawdę się boi.
-No, jesteś przy mnie. Jesteś razem ze mną. Bezpieczna jesteś. - próbuję mówić w miarę łagodnie
-Wierzę, że jak tutaj wparuje - słychać kroki na schodach - to dasz z nim radę.
Kurwa, jak on tutaj wszedł? Jest cholernie silny. Kurwa.
Drzwi do pokoju nagle się otwierają. Stoi w nich pan Jones.
-Tu jesteś suko. Ty skurwielu też pożałujesz! - warczy, na co z ust Raquelle umyka pisk.
-Pan się nazywa ojcem? Tak? Córkę od "suk" wyzywać? Jest pan najgorszym ojcem, jakiegokolwiek widziałem! - wytykam mu.
Widzę, że stary Rocky zaraz wybuchnie, więc migiem ust każę napisać SMS do Zayna, żeby mi pomógł.
Nieproszony gość kładzie mi ręce na ramiona. Dfq?
-Ty.kurwa.mi.nie.mów.czy.jestem.ojcem.czy.nie! - warczy. Wymierzam mu w policzek.
-Rocky.. Jeśli mi się coś stanie, wiedz, że cię kocham. - mówię.
Zaraz otrzymuję znów liścia od Jonesa, ale kilka razy mocniejszego.
Przed oczyma migają mi kolorowe światełka.
Toczy się walka. Kilka razy dostałem w czułe miejsce. Kurwa, boli!
Jestem już wyczerpany. Upadam na podłogę.
            ***OCZAMI ROCKY***
Liam upadł. Super. Teraz kolej na mnie?
Zbliża się do mnie.  Boję się. Dotyka mnie na udzie, mrucząc do ucha. Koszmar powraca.
W drzwiach staje Malik.
-Ykhm, pan sobie na za dużo nie pozwala? - mówi mój ratownik, a ojciec zdąża tylko wymierzyć mi w policzek, bo zostaje odciągnięty od Malika. Kurde, silny jest.
-Wszystko ok? - pyta Malik.
Pokazuję mu okejkę.
Trzyma ojca swoimi silnymi rękami. Nie wierzyłam nigdy, że on..jest taki silny!
Podbiegam do Liama. Leży zemdlony pewnie. Z policzka leci mu krew. Biedactwo. Głowę bruneta układam na moich nogach i delikatnie głaszczę jego brązowe, gęste włosy.
Odzyskuje świadomość.
-C..co jest? - mruczy pod nosem.
-Już dobrze? - pytam.
-T..tak. Mniej więcej. - dodaje, gdy widzi krew na dłoniach.
-Chodź, przemyję ci to. - pomagam mu wstać.
Idziemy do łazienki, a Malik walczy z ojcem.
    —-Pewnie ktoś zapyta, gdzie są wszyscy domownicy? Nie napisałam. Ruth u Martina, swojego chłopaka, A mama Liama na wyjeździe służbowym :)-—
-Ty tak na serio? - pytam, kiedy kładę zimny opatrunek na obolałe miejsce Liama.
-Że z czym? - pyta.
-Z tym "kocham cię"?
-Tak. Rocky.. Jak byłem w szpitalu w śpiączce, wiedziałem, że jesteś obok mnie. Gdy się wybudziłem, byłeś obok mnie. Byłaś dla mnie cały czas. Opuściłaś szkołę dla mnie. Jutro już będzie pierwszy dzień od tylu dni, jak pójdziemy do szkoły.
Nie chcę, abyś cierpiała przez ojca. Nie chcę, aby ktoś cię skrzywdził. Jeśli mnie nie kochasz, po prostu odejdź.. - przerywa mi.
-Liam.. To..to piękne. Ja cię kocham.. Kocham cię za to, że dla mnie poświęciłeś swoje zdrowie. Za to, że mogę tutaj mieszkać. Jesteś po prostu przeciwnością tego Liama sprzed lat. Miesięcy. Tygodni.. Jesteś słodki. Kocham cię. - składam mu delikatny pocałunek na ranie.
-Wyszedł. - wchodzi Malik.
-Dziękuję, Zayn. Dziękuję. Gdyby nie ty..on by..
-Nie ma za co. Znów nasza rozmowa kończy się w łazience. Super. Dobra. Lecę do domu. Do jutra.
-Do jutra! - ja i Li odpowiadamy w tym samym momencie. Ktoś głupi przyjdzie.
Malik opuszcza dom, a ja i Liam łazienkę.
Jestem głodna, więc schodzę do kuchni. Przygotowuję gofry z bitą śmietaną.
Dołącza do mnie Liaś.
-Mmm, pięknie pachnie. - mówi.
-Dziękuję. - odpowiadam i wtulam się w tors Liama.
Nasza miłość rozkwita.. Nie wiem jeszcze, że miłość ta będzie pełna bólu ...
ZOSTAW KOMENTARZ!

niedziela, 18 maja 2014

Chapter 8-th

-Liam.. Robiłam to dla ciebie. Tylko dla ciebie.. Wiem, że mam tydzień zaległości, ale..nieważne. - mówię.
-Dlatego jesteś aniołem. Gdyby nie ty wtedy...z ojcem.. Dziękuję. - szepcze.
W tym momencie moje serce wpadło do żołądka. Liam.. Jeszcze ten Liam sprzed kilku tygodni nie wyświetla mi się w głowie. Jest kochany. Jeszcze niedawno mnie skrzywdził. A teraz.. Nie pamięta o tym.
Ale ja pamiętam. Ja mam koszmar z łazienki, nie on.
Może to zabrzmieć dziwnie, ale ja się zakochałam.. Zakochałam się w Liamie. Nie w tym ze szkoły. Tylko tym chorym biedaczkiem ze szpitala.. Wstydzę się mu powiedzieć.
-Połóż się, przyniosę ci coś do jedzenia. - mówię.
-Dziękuję. - odpowiada życzliwie. Słoneczko. Opuszczam jego pokój i znów odwiedzam kuchnię. Tym razem szykuję mu kanapki z rzodkiewkowym twarożkiem.
-Rocky... - zaczyna mama Liama.
-Tak? - odwracam się.
-Opiekuj się nim. - kładzie mi rękę na ramieniu.
-Będę. - mówię.
Biorę talerz z kanapkami i wracam do pokoju.
Brunet leży na łóżku.. Wygląda jak mały, słodki chłopczyk.
-Proszę. - podaję mu jedzenie.
-Dziękuję. Jeju, kochana jesteś. - odbiera naczynie i zjada posiłek. -Pyszne było.
-Dziękuję..
-Podasz mi laptopa? - pyta.
Wstaję z łóżka po komputer, który leży na komodzie, po czym podaję go chłopakowi.
Uśmiecha się.
Cieszę się, że dochodzi do siebie. Pamięta już bardzo dużo rzeczy. Na szczęście, ale nie jest gotowy na powrót do szkoły.
  Aż dziwne, że rodzice nie szukają mnie. Do tej pory prawie się nie pozabijali o moje bezpieczeństwo. Teraz... Jest inaczej.
Widzę, że Liam loguje się na Facebooka. Kurde. Zauważy to, co się dotychczas działo..
-Może nadszedł czas, bym cię zaprosił do grona znajomych? - pyta.
-Jeśli chcesz.. Wpisz Raquelle Jones.
Znalazł mnie. Świetnie. Teraz, gdy znajdę nowy dom... Akademik.. To będę się mogła z nim kontaktować. Przez telefon odbieram zaproszenie.
Jest to mile, gdy po wielu latach nienawiści zbliżamy się do siebie.
Wiem, że on czuje coś do mnie, ale nie pamięta tego bólu, który sprawiał mi kiedyś.. Z Zaynem. I zakład z Niallem. Nie pamięta. Mam nadzieję, że nie. Jeśli to wszystko to zwykła ustawka, żeby mógł mnie mieć przy sobie, to wygrał.
  Nie lubię, jak ludźmi się pomiata..
20 minut mija w kompletnej ciszy. Co chwilę słyszę stukanie w klawiaturę laptopa, ale nie mam odwagi spojrzeć.
-Wychodzę! - krzyczy Karen.
-Okej! - odkrzykuję. -Lepiej się czujesz?
-Jones! Zadajesz mi to pytanie w kółko! - śmieje się i uderza mnie lekko w ramię.
O nie. Oddaję mu “wkrętem” w żebro. Odstawia komputer na stolik i chwyta poduszkę. Nie!!
-Osz ty! Ja nie mam broni. - żartuję. Miło.
-Hahah, zazdrość! - uderza mnie z poduszki.
To nie fair, że on ma narzędzie, a ja nie. Kurna.
-Weź no! - mówię i łaskoczę go pod pachami.
-Co? Ja się sam łaskoczę?
-Może, ha ha. - śmieję się.
    40 minut mija w ciszy. Nagle pukanie do drzwi. Chryste, daj nam żyć! Liam się podnosi.
-Zostań, ja otworzę. - mówię.
Na moje słowa siada z powrotem na łóżko.
Zaraz wracam z moim wrogiem. Zayn.
-Liam! Jak się czujesz? - pyta. Cudem wszedł. Serio.
-A to właśnie jest Malik. - ukazuję mulata Payne'owi.
-Yhmm.. - przygląda się postaci z dużą ilością tatuaży.
-Co on taki... Zamyślony? - pyta Malik.
-Amnezję idioto ma! - krzyczę. Kurde. Musiał tu przyjść, a ja idiotka go wpuściłam.
Świetnie, moja wina. Wszystko ja zrobiłam!
-Rocky, uspokój się.. Już prawie dwa tygodnie trwa ten spór! Przepraszam, no! - chce mnie przeprosić.
Nie ujdzie mu to tak na sucho, o nie!
-Wiesz co?  Nie chcę się teraz kłócić. Liam ledwo wyszedł ze szpitala, a ja mam cię dosyć. Wyjdź, proszę. - mówię w miarę łagodnie.
-Ze względu na Payne'a, wyjdę. - co? Jakim cudem?
  Nie chcę się pogodzić z Zaynem.. Nie na razie. Dam mu trochę czasu, niech się wykaże.
Teraz najważniejsze jest życie Liama i to, żeby doszedł do siebie.. Wrócił do szkoły, a ja...? Ja wreszcie znaleźć coś do mieszkania.
Nie będę wiecznie siedzieć na głowie Karen... A rodziców mam głęboko w dupie. Niech sobie żyją jak chcą. Ojciec niech nadal pieprzy się z sąsiadką, a matka niech jest zdradzana. Za dwa lata wyjeżdżam z Wolverhampton, nie będę nikomu potrzebna. Studia.
Późnym popołudniem...
-Wyjdziemy do ogrodu? - pyta.
-Pewnie, chodź.. - odpowiadam.
Idziemy... Opuszczamy dom i kierujemy się do ogrodu. Państwo Payne mają bardzo dobry gust.
W rogu rosną dwie nieduże wierzby, a od jednej do drugiej ciągnie się pas oczka wodnego. Innymi słowy: bajka.
  Obok widać huśtawkę. Drewniana, ciemnobrązowa. Siadamy na niej.
-Wiesz co? Muszę się stąd wynieść. - zaczynam.
-Dlaczego? - pyta.
-Nie jestem przyzwyczajona do mieszkania w cudzym domu.
-Spokojnie... Jesteś tutaj otoczona ciepłem.. Wiem, że nie czujesz się tu komfortowo, ale przyzwyczaisz się.
Też wydaje mi się, że mieszkam tutaj kilka godzin. A na prawdę to mój dom...mieszkam tutaj prawie 17 lat.
Pod mieszkanie Liama podjeżdża znany mi samochód.
Chwila, chwila, to mój pieprzony ojciec!
Nie...
-To mój ojciec... Skąd on wie, ze tutaj jestem? - szepczę.
-Porozmawiam z nim. - proponuje Li.
-Czekaj, czekaj! Nie, ja to załatwię. - schodzę z huśtawki i kroczę do bramki..
-Czego chcesz? - warczę do ojca.
-Gówno, do domu wracaj! - łapie mnie za rękę.
-Spadaj szczylu! Nie chcę cię znać! - krzyczę.
-Uważaj na słowa! Ładuj się do samochodu inaczej skończysz jak pani Evans! - wrzeszczy.
    O co mu chodzi? Nie zgwałci mnie! Nie ma szans. Co jest?
Podchodzi do mnie i łapie za moje pośladki. Piszczę.
Podchodzi Liam. Uff.
-Odpierdoli się pan od Rocky, albo spotkamy się w szpitalu! - syczy.
-A ty co? Nie jesteś jej chłopakiem, więc odwal się od niej! - odbruka ojciec. Skurwiel.
-A może i jestem. A pan jest zdradzieckim chujem i bzykasz każdą po kolei! - co? On o tym wie? Jak? Nie mówiłam mu o ojcu. A może odzyskuje pamięć i to lokalne ploty?
-Ty.. - syczy ojciec i rzuca się na Liama. O nie.
  Na szczęście w ogrodzie zjawia się Zayn i odrywa mojego ojca od bruneta. Wow, ten to ma siłę!
-Zayn... - słone, palące łzy lecą mi z oczu. -To, co zrobiłeś... Dziękuję.
Malik przyjmuje ojca, a ja dzwonię na policję. Liam, kurwa.
-Żyjesz? - podchodzę do niego. Ma rozciętą wargę.
-Ta, tylko warga.. I noga. Ja pierdolę.
-Chodź pod zimną wodę. - chwytam go pod ramię i idziemy do łazienki.
Liam polewa ranę na uście bardzo zimną wodą. Powoli przestaje płynąć krew..
-Noga? - pokazuje mi siniaka.
-Kurwa, boli.
Biorę zimny okład, przykładam go do nogi bruneta. Zaraz do łazienki wpada Malik.
-Przejęli go. Liam, żyjesz? - pyta.
-Dziękuję, Zayn. To dzięki tobie..  - mówię.
-Nie ma za co.. To jak, zgoda? - wysuwa rękę na przeprosiny.
-Zgoda. - podaję mu rękę i się uśmiecham.
****WIEK BOHATERÓW JEST ZMIENIONY NA POTRZEBĘ OPOWIADANIA :)))
PRZECZYTAŁEŚ/AŚ? ZOSTAW KOKENTARZ <3

czwartek, 15 maja 2014

Chapter 7-th

NA SPECJALNE ŻYCZENIE CZYTELNICZKI SARY :*
                 ~~*~~
Świetnie, nic nie pamięta. Nie mogło być nic gorszego niż amnezja.
-Jak się czujesz? - pytam.
-Plecy mnie potwornie bolą.. Noga też. Reszta w porządku. Kim jesteś?
-Rocky.. Twoja znajoma ze szkoły. - odpowiadam łagodnie.
-Czemu tu jestem? - pyta.
-Miałeś wypadek. - ściskam jego rękę mocniej. Uśmiecha się.
-Kto go spowodował?
-Nie wiem, Liam...nie wiem. - gdy to mówię, Karen opuszcza salę.. Ciężko jej.
-Podasz mi szklankę wody?
-Pewnie. - biorę naczynie i sięgam butelkę wody mineralnej i podaję mu ją. Cały czas trzymam go za rękę. Jestem przy nim. Nie opuszczę go w takim stanie.
-Czemu nie jesteś w szkole? - pyta.
-Nie jestem w stanie... - odpowiadam.
-Chodzi o mnie, tak?
-Po części... Gdyby nie ja, to byś nie miał wypadku..
-Nie obwiniaj się.. Mogłem ja uważać..
-Bądź silny. Wytrzymasz.
Szkoda mi go. Jest potwornie skrzywdzony. Karen nie wytrzymuje psychicznie.. Ja opuszczam lekcje.
-Wiesz co? - zaczynam.
-Tak?
-Wiem, kim może być sprawca.
-Kim?
-Malik...
-Kto?
No fakt. Zapomniałam, że nie pamięta. Wszystko od początku. Nie zrozumie jeszcze. Zbyt go męczę.
-Zayn Malik. Twój “przyjaciel”, który nie znosi sprzeciwu. Pokłócił się dziś z tobą no i bum... - tłumaczę.
-Hm, zobaczymy. Poczekamy. - zamyka oczy i oddycha głęboko.
Słodko wygląda, jak jest zmęczony.
-Wszystko dobrze? - pyta mama Liama wchodząc do sali.
-Pewnie. - odpowiadam.
-To dobrze. Ja w takim razie lecę do pracy. - mówi Karen.
-Do zobaczenia!
Pani Payne wychodzi ze szpitala. Ja w nim zostaję z brunetem.
-Idź odpocznij do domu. - proponuje Li.
-Wolę tutaj zostać... - odmawiam.
-Daj spokój, idź zjesz coś.. - mówi.
-Na pewno? - pytam.
-Na pewno, Rocky. - uśmiecha się.
No więc wychodzę. Idę do domu. Znów pustki.  Co jest z ojcem Liama? Od wczoraj nie pojawia się tutaj, a rodzeństwo Payne chodzi jakieś zdenerwowane.
Idę do kuchni i przygotowuję sobie kanapki.
Po chwili ktoś dobija się do drzwi. Świetnie. Idę otworzyć. Zza drzwi wyłania się wytatuowana postać z kruczoczarnymi włosami. Zayn Javadd Malik.
-Czego? - warczę. -Nie ma Liama.
-Jest. Jest. Wpuść mnie teraz do środka, a jak nie, to skończysz marnie.
-Tak jak Liam? Proszę bardzo! Nie dam dłużej sobą pomiatać przez takiego dupka!
-“Tak, jak Liam”, to znaczy? - pyta.
-Mhhmm, nie udawaj niewiniątka, Malik! - krzyczę.
-O co ci, do cholery, chodzi?
-O gówno, wiesz? Jesteś podłym skurwysynem! - krzyczę. Tego nie rusza. Kurwa, nieźle uparty jest!
-Co? Zważaj na słowa!
-Nie, won z mieszkania!
-To nie twój dom! - kłóci się.
-Twój też nie, a Liam przynajmniej UFA MI, a jego mama pozwoliła mi tutaj nocować, więc wypierdalaj!
-Żadna.głupia.dziewczyna.nie.będzie.mi.mówić.co.mam.robić! - syczy.
-Poprawka, żaden jebany dupek nie będzie mi fukał, gdzie i co mam robić.
-Co? Wypluj to! - warczy.
-Z wielką przyjemnością! - wrzeszczę i pluję mu na buty. Zamykam drzwi i zsuwam się załamana po nich.
Czemu? Czemu ludzie są tacy źli? Dlaczego ten cholerny psychol musi mnie nachodzić? Nienawidzę go..
Liam...zaraz, Li.. Malik może do niego pójść, a nikogo z rodziny nie ma.
Wybiegam z domu i zamykam go szczelnie. Akurat autobus czeka na przystanku. Mam ten refleks. Wsiadam i jadę znów do szpitala. Gdy już jestem widzę samochód, który stał kiedyś przy domu Liama, jak tamtędy szłam. Ojciec czyżby?
Idę na 4 piętro schodami. Pieprzone dzieci, które nie znają zasad kultury zajęły windę. Zbliżam się do sali, gdzie leży Liam. Słyszę dochodzące stamtąd krzyki.
-Co jest? - piszczę.
Geoff natychmiast łagodnieje.
-Ja weszłam, to tryb “kochany tatuś” się włączył, tak? - krzyczę.
Do sali wpada lekarz dyżurowy. Słysząc krzyki szybko interweniuje.
-Co jest? - pyta.
-Ten...ten idiota napadł na Liama.. - dyszę.
-Proszę pana, proszę wyjść! - nakazuje lekarz panu Payne.
Ten opuszcza salę.
-Wszystko ok? - pytam się Liama.
Chłopak kiwa głową, że jest dobrze. Nie wiem, jaki ojciec się tak może zachować! Pomijając mojego ojca oczywiście. Mogliby się zaprzyjaźnić..
-Czemu tu przyszłaś?
-Ponieważ Zayn był..był w domu i się mocno posprzeczaliśmy.. Myślałam, że pójdzie do ciebie.. Przepraszam.. - oczy mi się zaszkliły. Kurczę, szkoda mi tego człowieka.. Nie dość, że może nie chodzić, to jeszcze nachodzi go jego psychiczny ojciec. 
    Cały tydzień mija mi na niechodzeniu do szkoły.. Odwiedzam Liama.codziennie, a z dnia na dzień jest coraz lepiej. Pan Payne nie pojawia się w naszym życiu.
  To dziś. Niedziela. Liam opuszcza szpital. Tak się cieszę! Zbliżyliśmy się od tamtego razu.
-Hej, hej, hej! - woła radośnie chłopak, gdy wchodzi do domu z matką.
-Liam! - wołam i rzucam mu się na szyję.
Jest taki wesoły.. Na nodze ma stabilizator, ponieważ skręcił kostkę.
-Chodź, zaniosę ci walizki do pokoju.
  
   Zabieram torby od bruneta i idziemy do jego pokoju. Zielono-fioletowy pokój nabrał radości, gdy Liam do niego wszedł. Siada na łóżku, a ja powtarzam tą czynność.
-Raquelle.... Robiłaś tyle dla mnie, że nie wiem jak mam ci podziękować.. Codziennie mimo tego, że masz szkołę, siedziałaś u mnie w szpitalu. Dziękuję. - mówi i składa delikatny pocałunek na moim policzku.
PRZECZYTAŁEŚ/AŚ? ZOSTAW KOMENTARZ!! <333

poniedziałek, 12 maja 2014

Chapter 6-th // część 2

PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY, ALE LEDWO ŻYJĘ, A OBIECAŁAM 2 CZĘŚĆ DZISIAJ!
WIDZISZ? Skomentuj! DOCEŃ!

-Um, nie będzie ciebie obrażał. Nie przy mnie. - odpowiada.
-Mhm, ale jak nie będę przy tobie, to może, tak?
Tak, oczywiście, że może. Liam, nie udawaj kogoś, kim nigdy nie będziesz.
-Nie. - odpowiada krótko i stanowczo.
Nie, no świetnie. Niedawno mnie nienawidził. Kurwa, co jest?!
Jem śniadanie, ubieram i myję się.
Nie chce mi się nic. Zważając na to, że jutro mam szkołę. Nie, tylko to, co mogło zniszczyć ten beznadziejny już dzień.
-Idę na poranne zakupy. Poczekaj chwilę. - oznajmia i wychodzi.
-Okej. - wołam, ale już wyszedł.
Czeka mnie kilka minut nudy. Kilka? Może więcej.
Mija 5,10,25 minut, a Liama nadal nie ma. Kurde, zadzwoniłby..
Jestem zniecierpliwiona długim powrotem chłopaka. Postanawiam wykręcić jego numer. Na szczęście zapisałam sobie po SMS'ie. Uff.
Słychać sygnał..
Odbiera jakaś kobieta.
Dowiaduję się, że Liam jest w szpitalu. Pięknie, zajebiście.
Wsiadam w pierwszy lepszy autobus jadący na ulicę, gdzie znajduje się szpital.  W głowie układam historię, która mogła się zdarzyć podczas wyjścia Payne'a.
-Przepraszam! Gdzie leży Liam Payne? - pytam recepcjonistki, gdy docieram na miejsce.
-Pani kimś z rodziny? - kurwa, spodziewałam się takiej odpowiedzi.
-Uh, jestem jak rodzina. Najlepsza przyjaciółka. To ważne.
-Okej, okej. Piętro 4, sala 25. - podaje mi informacje.
-Dziękuję. - rzucam i odchodzę.
Cała drżę przed spotkaniem z Liamem. Czy to coś poważnego? A może tylko stłuczenie. Ale czemu od razu szpital? Nie, nie..
Na myśl sypią mi się najgorsze wyobrażenia. Może wpadł pod samochód. Nie!
Zapłakana odnajduję salę, gdzie leży nieprzytomny.. Zaraz, co? NIEPRZYTOMNY?! Liam..
-Liam.. - szepczę załamanym głosem.
Nic. Cisza. Do sali wchodzi pielęgniarka.
-Przepraszam.. Co się stało Liamowi? - pytam.
-Dostał ciężkim przedmiotem. - odpowiada pisząc coś.
Ciężki przedmiot, uderzenie, Liam? ZAYN. To jego sprawka. Mści się po tym, jak Payno wyrzucił go z domu. Zabiję skurwiela.
Łapię przyjaciela za rękę i mocno ją ściskam.
-Liam.. Obudź się, zrób to dla rodziny, dla mnie.. - szepczę.
Nic. Nadal leży i tonie w nieprzytomności. Nie mogę nic zrobić.
Nie mam żadnego kontaktu z jego rodziną, z nikim. Nie znam jego znajomych.. Znaczy, Zayn, ale mam go w dupie. Kutas jeden..
Mijają minuty, a ja nadal czuwam przy Liamie. Zastanawiam się, czy nie wrócić do jego domu po drobiazgi dla niego.
Decyduję się wreszcie na to. Opuszczam mury szpitalne, wsiadam w taksówkę i jadę do państwa Payne.
Drzwi są zamknięte, więc dzwonię dzwonkiem. Otwiera mi bodajże jego mama.
-Dobry wieczór, jestem Rocky, znajoma Liama.. On...on jest w szpitalu. - mówię jak opętana.
-C..Co? - usta pani Payne układają się w "O".
-Tak.. Dzwoniłam do niego, ale komórkę wzięły pielęgniarki. Został zaatakowany.. I..i leży nieprzytomny..
Starsza kobieta szybko chwyta klucze od samochodu i kurtkę.
-Wezmę mu jakieś drobiazgi. - mówię i idę do jego pokoju.
Z szafy biorę pojemną, czarą torbę i ładuję do niej najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak: piżama, pianka do golenia, maszynka do golenia, portfel i kapcie.
Jedziemy. Wreszcie znów znajduję się w tej białej, nudnej sali. Mama Liama trzyma go mocno za rękę, natomiast mi zbiera się na płacz.
Kto by pomyślał, że to odmieni moje życie? Niedawno darliśmy koty, teraz.. Trzymałam go za rękę, jak osobę, która jest mi strasznie bliska. Nie opuszczę go w potrzebie.
-Może chce pani kawę albo coś? - pytam cicho.
-Poproszę.. Kawę czarną. - odpowiada.
Kiwam głową i idę do bufetu po kawę dla pani Payne, a dla siebie cappuccino.
Wracam z kubkami gorącej cieczy. Jeden z nich otrzymuje kobieta.
-Rocky, tak? - zaczyna.
-Tak. - odpowiadam sympatycznie.
-Jesteś blisko z Liamem? - nie spodziewałam się z jej strony takiego pytania.
-Jesteśmy znajomymi.. ze szkoły. Pokłóciłam się z rodzicami, a pani syn dał mi przenocować.. Teraz nie wiem co zrobię.. Do domu nie wrócę.. - kurde, czemu ja tak łatwo ulegam pytaniom?
-Możesz zostać u nas. Liam nie będzie miał pewnie przeciwko, że śpisz u niego.. - proponuje mi dalsze nocowanie.
-Nie wiem.. Nie mam kasy, żeby zapłacić za siebie.. Coś muszę dać, żeby nie było, ze panią wykorzystuję. - mówię.
-Skarbie.. Po pierwsze nie "panią", tylko Karen.
-Po drugie, mogę gotować, ha ha. - śmieję się. Dziwne.. Szpital - miejsce zbliżeń. Ciekawe.
-Nie ma sprawy. Geoff na pewno nie będzie miał nic przeciwko. A Ruth nie będzie się nudzić! - mówi entuzjastycznie.
-Ruth to siostra Liama, tak?
-Tak, starsza jest. Myślę, że ją widziałaś jak byłaś u nas  w domu.
-A, wiem, która.. - odpowiadam.
Miło spędzamy późne popołudnie rozmawiając. Wreszcie przychodzi czas, gdy musimy wrócić do domu, ponieważ lekarz musi wykonać badania wieczorne.

**W domu Liama**

Idę wzdłuż korytarza do pokoju chłopaka, gdzie mam nocować. Zapach na kołdrze, w ogóle zapach w  jego pokoju przypomina mi o jego osobie. Trudno zasnąć, wiedząc, że osoba, która jest dla ciebie.. przyjacielem leży w śpiączce nieprzytomności.
Nie mogę spać tej nocy.. Nie wiem kto, ale na pewno pożałuje tego, co zrobił Liamowi. Nie podaruję mu tego.


niedziela, 11 maja 2014

Chapter 6-st (część 1) + information.

-Coś? To znaczy? - pytam.
-Parę ciuchów. W jednych nie będziesz chodzić. - odpowiada Liam.
-Może i mogę. Ale do domu po ubrania na pewno nie wrócę. Nawet ładowarki do telefonu nie mam. Świetnie. - jestem zła.
-Może moja będzie pasować?
-Blackberry 9900? - pytam.
-Ta.
Chłopak podaje mi z szafki kabel. Podłączam czarny telefon do kontaktu i odkładam na łóżko.
Liam na chwilę wychodzi po... W sumie nie wiem po co.
Oglądam jego pokój w każdym kącie. Zielone ściany z fioletowymi elementami idealnie pasują do ciemnych mebli. Na środku są drzwi balkonowe, po lewej stoi szafa, a po prawej łóżko. Przy wejściu z korytarza widać komodę i regał na książki oraz wiszący telewizor. Ciekawie.
5 minut mija, aż Payne wchodzi do pomieszczenia z tacą owoców.
Truskawki, jabłka, gruszki wśród bananów i pomarańcz... Mniam!
Stawia naczynie na środek łóżka i siada na nie.
-Masz. Poczęstuj się. - przystawia mi tacę.
-Dziękuję. - odpowiadam i biorę banana.
Cisza. Ugh.
-Umm.. - brunet chce coś powiedzieć.
Posyłam mu pytające spojrzenie.
-Wyjdziemy gdzieś może?
-Wiesz... Jestem zmęczona. Przepraszam.. - odmawiam.
-Okej, rozumiem. - mówi i rzuca się na poduszkę. Klepie mi miejsce obok siebie. Z chęcią. Ale nie. To za wcześnie. Cud, że przyjął mnie do siebie. Że się dogadujemy. Wow.
-Interesujesz się muzyką? - pytam widząc gitarę za szafą.
-Gram czasem. Śpiewam też. A co?
-Nic, nic. Tylko pytam.
-A ty?
-Hm, gram na flecie. Ale lekcji w szkole NIENAWIDZĘ. - mówię.
-Oj uwierz mi, ja też nie... - śmieje się.

Nawet się nie orientuję kiedy zasypiam.. Jestem tak zwalona tym dniem, że śni mi się czarna ściana. Nic. Budzę się. Jest grubo po 10 P.M.. Świetnie, wszyscy śpią, tylko ja taki odmieniec.. Patrzę się obok - pusto. Liam poszedł pewnie do drugiego pokoju. Może i dobrze? Nie, nie dobrze. Beznadziejnie. W głowie układam słowa, które wypowiem, jak pojawi się na mojej drodze Malik. Jest skończonym dupkiem.
Do pokoju nagle wchodzi wysoka postać. Liam.
-Um, nie chciałem cię obudzić. - tłumaczy się.
-Nie, spoko. Nie śpię od paru minut. - mówię.
-Okej.. Dobra. Idę ja też spać. - bierze bokserki z szuflady komody.
Gdzie? Pójdzie pewnie do salonu. Moja wina..
-Może ja pójdę do salonu? - mówię.
-Śpij tutaj.
-Nie zasnę teraz. Chodź tutaj.
Liam kładzie się na łóżku. Jego zapach... Mraw.
-Okej. Położę się tutaj.. Ale idę się umyć. - mówi niepewnie.
Co jest? Niedawno go nienawidziłam, a teraz co? Chcę, aby przy mnie leżał. Co kurwa?
Po paru minutach wraca. Wraca ubrany w same bokserki.
Ej, Rocky, halo, co z tobą? - myślę.
-Dobranoc. - mówię, gdy się kładzie.
-Wiesz co? - pyta.
-Hm?
-Nie mogę spać.. Od paru dni. - mówi.
-Czemu? Mogę wiedzieć? - przejmuję się.
-Moi rodzice.. Uh, nieważne.. - mówi załamanym głosem.
-Spoko. Rozumiem cię. - mówię spokojnie.
-A ty... Masz zamiar dalej spać? - pyta.
-Wiesz, nie chce mi się. Te parę godzin snu mi wystarczyło, żebym się wyspała. Serio.
-Obejrzymy coś? Taki wieczorny seans?
-Popcornu nie masz. - droczę się.
-Nie? Czekaj, tylko wrócę z kuchni. - wstaje i wychodzi.
Nie ma tego popcornu. Nie ma tego popcornu... - myślę.
Wraca.
-Nie ma. Seans bezpopcornowy. - jakie słownictwo.
-Wiedziałam. Ha, łyso? - drwię z bruneta.
-Ta, łyso. Mam cukierki. - mówi z uśmiechem.
-Nie, dzięki. Wolę owoce. Kurs kuchnia. - mówię równie wesoło.
-Aaa, weź człowieku mnie nie denerwuj. - wychodzi z pokoju. Ja się śmieję. Sympatyczny z niego chłopak. Nie tego się spodziewałam.
Wraca znów z miską owoców. Mniam!
-Toy Story, Toy Story.. - mówi szukając płyty. What? On to dorosły człowiek..
-Leży na komodzie.. Stąd widzę.. - mówię zażenowana.
-Dzięki! - odpowiada.
Włącza bajkę, którą na bank zna na pamięć. Nie, nie, nie! Będzie przewidywał sceny, czego nienawidzę.
-Ej, nie będziesz gadać tego, co co będzie zaraz? - pytam.
-N..nie, no co ty. - kurde. Chciał to robić.
Zaczyna się. Boże.. Liam cieszy się jak małe dziecko na widok nowej zabawki. 1,5 godziny. Niee, za dużo. Mogę zasnąć. Serio. Ratujcie. Nie wytrzymam. Wreszcie zasypiam z nudów. Uf.. Budzę się rano. Powiedzmy. Rano, czyli 7 A.M.. Co będzie juto? Jak pójdę do szkoły bez książek? Leżę na łóżku i postanawiam skorzystać z łazienki, bo mnie ciśnie. Po cichu wymykam się z mieszkania państwa Payne. Biegnę do domu co chwilę patrząc na zegarek w telefonie. Nie mogę być później niż 8 A.M... Wtedy rodzice będą w domu po nocnej zmianie sobota-niedziela. Zabieram rzeczy, które są najbardziej potrzebne do przeżycia, czyli kilka ubrań i książki. Z szkatułki biorę sumę pieniędzy..sporą sumę. I wracam do Liama. Drzwi otwarte, dom pusty. Pewnie jego rodzice gdzieś pojechali. Może praca? Siostry bruneta też nie ma. Chłopak siedzi na sofie jedząc płatki.
-Hej. Byłam w domu po...parę rzeczy. Mogę przenocować jeszcze? - pytam.
-Pewnie. - odpowiada. -Zjesz coś?
-Poproszę.. Z przyjemnością.  - odstawiam torby i idę do kuchni za Liamem. Cóż on ma w lodówce? W czasie, gdy przeszukuję lodówkę, ktoś wali w drzwi wejściowe. Otwierają się. Zayn.
Nie. A zapowiadało się nieźle. Nieźle, ta..
-A ona tu czego? - pyta nieprzyjaciel, gdy widzi mnie.
-Um, coś tu robię. - odgryzam się.
-Odwal się od Liama. - warczy.
-Spierdalaj, Liam nie jest twój. - nie kontroluję swoich słów.
-Twój też nie. - dogryza Malik. Jak ja go nie lubię.
-Może. - mówię obojętnie.
-Macie zamiar się kłócić na dzień dobry? - uspokaja nas Payne.
-Tia, mógł nie zaczynać. - burczę.
-Zayn, wyjdź. - mówi Liam. Co? Wystawił za drzwi swojego najlepszego przyjaciela? Co się stało?
-Liam..czemu to zrobiłeś? - łzy napłynęły mi do oczu.
-Ponieważ...ponieważ..on cię rani. A ja ciebie...lubię. - mówi.
-Ja ciebie też lubię, Liam.. Ale to, co zrobiłeś to....nie mam słów.

(JUTRO CIĄG DALSZY 6 ROZDZIAŁU)

INFORMACJA!!!!!
MAM JUZ PONAD 1000 WYŚWIETLEŃ, CO ZAWDZIĘCZAM TYLKO WAM! WIĘC AAKTUALIZUJĘ : 9 KOM I JEDZIEMY DALEJ ;D

sobota, 10 maja 2014

Chapter 5-th

NAZAJUTRZ
No, wreszcie mamy sobotę. Sen do południa, potem obiad i znów do łóżka. Nic lepszego nie mogłoby być w ten dzień. Ale dziś jest inaczej.
Tradycyjne soboty od teraz zmieniają się w koszmar. Wczoraj Zayn upokorzył mnie, dziś muszę pogadać z Liamem.
Zwlekam się z łóżka i idę do łazienki. Staję przy umywalce i zanurzam twarz w zimnej wodzie. To daje mi trochę lepszy widok, ponieważ miałam strasznie zamglone oczy.
Po umyciu wybieram się z powrotem do pokoju i zakładam codzienne ubrania.
Nie jestem za specjalnie głodna. Nie jem nic.
Siadam przed telewizję i włączam gry video.
-Rocky, ktoś do ciebie. - mówi tata po 20 minutach. Tak wcześnie?!
-Idę. - mówię i wstaję z kanapy.
-Hej. - z progu wita mnie Liam unosząc rękę do góry.
-Hej. Idziemy? - pytam.
-Okej.
Wybieramy się na mam nadzieję przyjemną rozmowę, ale gdyby nie Zayn na miejscu, lepiej by to wyszło.
-Liamm, on tu musi być? - szepczę.
-Yhm, to było zaplanowane. On chciał z tobą rozmawiać, nie ja. - tłumaczy.
-Co? Nie, ja wracam.
-Raquelle, porozmawiaj z nim.
-Nie ma mowy. Jeśli według niego jestem lesbijką, która gada tylko z dziewczynami, to niech daruje. - warczę.
-Hej Liam! - woła Malik. -Witaj, Raquelle.
-Siema. - odpowiada Payno i wraz z Malikiem przybijają sobie nawzajem "piątaka".
-Nie odezwiesz się? Czyżby ktoś był zdenerwowany? - drwi ze mnie.
-Co kurwa? Zdenerwowana? Nie mam zamiaru odzywać się do jakiegoś pierdolonego huja, który myśli, że mu wszystko wolno, bo co? Bo ma tatuaże? Bo ma nadzianych starych? Ha ha, ktoś sobie żartuje. - krzyczę mu w twarz.
C.co? Pierwszy raz poznałam siebie od tej strony. Przekleństw używam tylko, gdy ktoś naprawdę mnie zdenerwuje.
-Chciałem tylko porozmawiać. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.. Nie chciałem. Przepraszam.. Rocky? - mówi mulat.
-Nie chciałeś? Trzeba było myśleć zanim to zrobiłeś, a nie teraz, jak wszyscy twoi znajomi i nie tylko na Facebooku wiedzą, że rzekomo jestem homo! - kłócę się z nim.
-Nie chciałem.. Liam, powiedz jej coś, proszę. - błaga czarnowłosy.
-Rocky, wybacz mu. On się zmieni. Naprawdę, Zayn nie jest taki. - mówi łagodnie.
-Liam, nawet ty nie pomożesz. Spieprzył sprawę, nikt nie przywróci tamtego poranka. - mówię.
-Ta, dobra. Nonsens rozmawiać. Idę.. -odchodzi.
I poszedł... Nie chcę mu na razie wybaczyć. Nie dziś, nie teraz. Zbyt spieprzył to..
-Na mnie czas. Na razie Li. - odchodzę do domu.
W tym momencie chcę zapaść się pod ziemię. Ciekawe co będzie w domu.
-No, Raquelle. Wreszcie jesteś. - zaczyna ojciec -Posprzątaj te deski, oplew ogródek, umyj samochód.
-Co ja jestem? Tak się składa, że jestem dziewczyną i nie stworzono mnie do takich prac.
-Raquelle, nie pyskuj.
-Nie będę robić czegoś, gdy TY jesteś od tego, nie ja.
-Co?! Słowa, słowa, Raquelle.
-Słowa? Kto to mówi.
W tym czasie wchodzi mama.
-Przy mamie udajesz takiego kochanego tatusia, ale jak jest w pracy to robisz wszystko, by mnie zniszczyć. Może zrobisz ze mną to, co 4 lata temu z Irwinem? - krzyczę.
-On się sam zabił. Sam wziął ten cholerny nóż!
-Yhym, tak, tak. Ty go zabiłeś. - sprzeczam się.
-Dowody?
-Uwierz, mam. - idę do swojego pokoju i pokazuję ojcu zdjęcia, na których klęka z nożem przy moim zmarłym bratem.
-Nie....
-Tak. Zabiłeś go, gdy on...gdy ty...
-Gdy? - mówi mama.
-Gdy ty zabawiałeś się z panią Evans! - wrzeszczę.
-Martin...skarbie...to prawda? - mówi mama ledwo płacząc.
-Tak, prawda mamo. Może i miałam 12 lat, ale wiedziałam, co to seks i zdrady!
  Wybiegam z domu. To za wiele na jeden dzień. Nie chcę widzieć tych skurwieli! Amy mnie ma w dupie, do Liama nie pójdę, bo w każdej chwili może być tam Zayn. Mam dość.
  -Jones! Joneees! - ktoś się drze w moją stronę.
-Kto? - obracam się. Kurwa.
-Rocky, pogadajmy. - Zayn.
-Wal się.. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! - krzyczę płacząc.
-Co się stało? - pyta łagodnie.
-Nic. Nieważne. Muszę porozmawiać z Liamem. Gdzie on jest?
-Pozwól, że cię tam zaprowadzę.
-Nie. Ulica i numer domu tylko potrzebuję. Nic więcej.
Zayn podaje mi miejsce zamieszkania Liama. Idę pod ten adres próbując się uspokoić. Gdy już jestem na miejscu, pukam do drzwi. Otwiera mi je ledwo starsza blondynka.
-Um, jest Liam? - pytam.
-Tak. Wejdź. - mówi, a ja wchodzę do mieszkania.
Ładnie urządzone, niewielkie mieszkanko rzuca się w oczy. Korytarz jest w kolorze beż, a na podłodze leżą ciemne panele. Dodatkowo, zauważyć można obrazy i kwiaty. Prowadzi on do jasnego, wielkiego salonu. Szarość, jaka w nim dominuje, jest dużo lepsza niż czerwień u mnie w domu.
Blondynka każe mi usiąść na czarnej sofie. Całkiem wygodna. Muszę przyznać, że państwo Payne mają....wypasiony dom..
Wreszcie do salonu wchodzi Liam. Lekko roztrzepany na głowie, ale pomimo tego wygląda zabójczo. Nie, nie, niee! Co ja gadam!
-Um, hej. - mówię.
-Hej, Rocky, skąd masz mój adres? - pyta.
-Od Zayna. Spotkaliśmy się. Mogę ci coś powiedzieć?
-Tak, pewnie. Chodź do pokoju. - ciągnie mnie za sobą do pomieszczenia. Średniej wielkości zielono-fioletowy pokój. To jego.
-Więc...musimy porozmawiać. - mówię.
-Wal śmiało.
-Więc stało się to, czego nigdy nie wyobrażałam sobie od...13 lat. Nigdy za sobą nie przepadaliśmy..a teraz? Jestem u ciebie w domu, siedzimy w jednym pokoju.. Znienawidziłam cię bardziej po naszym “spotkaniu” w kiblu. Ale potem...potem zacząłeś mi imponować.
Dobra, przejdźmy do rzeczy... Uciekłam z domu. - mówię cicho.
-Co? - szepcze. Pewnie powiedziałam za cicho.
-Uciekłam z domu... - powtarzam, ale nieco głośniej.
-Czemu? - pyta.
-Mój ojciec...dobra...kłótnia z nim. - tłumaczę.
-Okej.. Możesz przenocować u mnie. Ale ciuchy?
-Właśnie tu jest problem... Nie wzięłam nic. - odpowiadam.
-Coś znajdziemy..
Przeczytałeś? Zostaw komentarz!

niedziela, 4 maja 2014

Chapter 3-rd

Jeśli to dla niego przyjemność, to ja jestem Jezusem, serio.
Wracam do domu nieco uspokojona, ale myśl o tym, co się stało w toalecie nie daje mi spokojnie siedzieć ani jeść.
-Coś się stało, Rocky? - pyta mama.
-N..nie, trochę zdenerwowana jestem, nic wielkiego. - odpowiadam.
Jem pośpiesznie i idę do siebie do pokoju. Siadam na łóżku i śledzę tekst książki, którą wcześniej wypożyczyłam.
Nagle dostaję wiadomość. Że co? Nie, to pewnie Liam. Stanowczo odmawiam. Ten ktoś mnie ciągle prosi, aż się zgadzam. Zabieram płaszcz i wychodzę z domu kierując się do miejsca spotkania.
-Cieszę się, że jesteś. - mówi. Co?
-Yhy, przyszłam, żebyś mi nie wysyłał setek SMS'ów.
-Trzeba było od razu.
-Skąd masz mój numer? - pytam
-Nieważne. Porozmawiajmy, proszę. - błaga.
-O czym? Spokojnie porozmawiamy i huj wie, czy znów nie będziesz chciał mi czegoś zrobić, goń się idioto.
-Nie, przepraszam, nie wiem co mnie tam poniosło. Gdybym mógł cofnąć czas..
-Gdyby czas można było cofnąć, to bym tam za żadne skarby świata z tobą nie weszła.
-Przepraszam. No Raquelle, no..
-Zostaw mnie w spokoju. - mówię ze łzami w oczach.
Chłopak nie wie co ma zrobić. Nie wiem też czy mu wybaczyć, ale jak to zrobię kto wie co się dalej stanie.
-Liam... - zaczynam.
-Tak?
-Nie wiem co mam sądzić o tym co się stało w kiblu.
-Podobało się?
-Nieeee. Ale. Z jednej strony to..
-To?
-Możesz mi nie przerywać, proszę?
-Okej.
-Dam ci jeszcze jedną szansę..
-Dziękuję, Rocky, wiedziałem, że to nastąpi. - dziękuje.
-Wracam do domu. - mówię.
On kiwa głową i również odchodzi w inną stronę. Uf, mam nadzieję, że to się nigdy nie powtórzy.. Nie chcę bólu i takich sytuacji.. Z jednej strony szkoda mi Liama. Czasem z niego jest wrażliwy chłopak..
Wracam do domu. Idę w kierunku salonu i włączam sobie telewizję. Akurat trafiam  na "Zielona mila". Nie wiem, kiedy zasypiam.
-Rocky, Rocky. - budzi mnie mama.
-Yhm? - udaje mi się wydać jakiś dźwięk.
-Zasnęłaś. - mówi dalej.
-Wow, odkrycie roku. - burczę pod nosem. -Która godzina?
-Po 11 P.M.
-Już wstaję.
Podnoszę się z kanapy i idę się umyć. Nie chce mi się spać, więc włączam Facebooka i przeglądam aktualności. Same bzdety. Nic nowego. Na Twitterze też żadnych nowości. Włączę sobie Simsy. Ta, najlepszy relaks dla każdej nastolatki. Niespodziewanie dostaję wiadomość.
Sorry, że bez polskich liter, ale w PiZapie nie ma tej funkcji :(
Odpisuję, zamykam Fejsa i włączam grę.
Gram do około 2 A.M (w nocy).
Rano o dziwo jestem wyspana. Wstaję około 6:30 A.M. i idę się umyć, a następnie zjeść śniadanie.
Robię drugie śniadanie do szkoły. Wkładam najpotrzebniejsze rzeczy do torby i wychodzę.
Na przystanku nie ma nikogo, więc spokojnie siadam na ławkę. Zaraz przychodzą różni z mojej szkoły, których widzę pierwszy raz na oczy.
-Posuń się zjebie. - mówi jeden do drugiego.
Jeny, czego ich ci rodzice uczę, kurde.
-Zamknij paszczę pizdorze. - odpowiada.
Kurde.. Zaraz wybuchnę.
-Ty zamknij cipę.
-A ty... Cycki.
Haha, co?
-Eym, można ciszej? - mówię.
Nic. Zero reakcji, tylko gadają jeszcze głośniej.
-NIE, NIE MOŻNA CISZEJ!
-Dziękuję. Mili jesteście. - mruczę pod nosem.
Wreszcie przed budą zatrzymuje się autobus. Wszyscy się pchają.. Ughh! Co za dzikie bachory.
Podróż zajmuje kilka minut. Dojeżdżamy do szkoły. Wysiadam i kroczę do budynku. Przed szkołą spotykam Liama i jego kumpli... Świetnie.

-Siema. - mówią do każdego,a  każdy im odpowiada.
-O, hej Rocky. - musiał to powiedzieć. Nie da mi spokojnie przejść.
-Heej. - odpowiadam pod nosem.
-Oj, Jones coś nie w humorze. - dogryza mi Malik.
-Lepiej się zamknij, bo pożałujesz. - wrzeszczę.
-Boże, tylko mówię. Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi.
-Tsa, a głupota mózg psuje, wiesz Malik?
-Ej, skończcie. - mówi Dan, chłopak z ich paczki.
-Czemu? - warczy Zayn.
-Bo nie mam ochoty słuchać sprzeczek, okej? - dodaje.
-Yh, przynajmniej jeden po mojej stronie. - burczę pod nosem. Mam nadzieję, że tego nie słyszeli.
-Lamuska. (Zayn)
-Mówisz o swojej dziewczynie? Nieładnie, Zayn. - dogryzam mu.
-Nie mówię o Zoe, mówię o tobie.
-Powiem Zoe to.
-Nie powiesz nic, bo mnie zabije. Chociaż to nie o niej.
Akurat dziewczyna Malika przechodzi za naszymi plecami.
-Zoe! - krzyczę. -Chodź tu na chwilę.
Dziewczyna podchodzi do nas.
-Co jest? - pyta.
-Uhm, twój chłopak twierdzi, że jesteś lamuską. - drwię z Zayna.
-Co? Zayn? Wytłumacz mi to! - krzyczy Zoe.
-Ale.. Nie to nie tak jak myślisz, skarbie..
-Spadaj! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! - dodaje dziewczyna i odchodzi.
-Masz to, co pragnęłaś. - mówi Zayn. W jego oczach widzę łzy. Odchodzi.


________________________________________

Siema :D
Wreszcie dodaję rozdział. Już się tłumaczę.. Nie miałam kompa i mi się nie chciało dodać.. Teraz jest długi :) A tak to byłby krótki :D 
Myślę, że się spodoba :*
8 komentarzy i piszę dalej :D