czwartek, 26 czerwca 2014

Info

Hej hej hej :x
Ta, rozdział chyba 2 tygodnie temu miał być, nie? -.-
Ale weny nie mam x;
Nie wiem, jak słów dobierać.. Przez te głupie wakacje... W dodatku kciuka wybiłam xd

Obiecuję, pojawi się SZYBKO rozdział x 

wtorek, 17 czerwca 2014

Chapter 17-th

KILKA DNI PÓŹNIEJ

Staram się, aby wszystko doszło do normy. Po bolesnym rozstaniu z Liamem i śmierci cioci wrociłam do rodziców.. Znaczy matki. Tata ma rozprawę w sądzie o zabójstwo i ciężkie pobicia. Szczerze? Wisi mi to. Mógł być normalny i wszystko byłoby okej. Tak teraz grozi mu dożywocie..
Przynajmniej nie będzie nikogo atakował.
A co z Zaynem? Wyszedł ze szpitala, a po wyjeździe Liama mamy dobre kontakty.
Nie jest taki, jak opowiadają stereotypy. Gówno prawda. Jest miłym chłopakiem.
  W związku, że zbliża się koniec roku mogę powiedzieć, że jest luz. Nie muszę nic powprawiać, więc mogę na luzie gdzieś wyjść.
Mama ma teraz kupę roboty, dom wolny.
  Kończę śniadanie, gdy w mieszkaniu rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi.
Idę otworzyć. Stoi przed domem Malik.

-Heej! - mówi radośnie.
-Witam, ej, jest dopiero dziesiąta.
-Tia, ale spać nie mogłem, także tego. No, idziemy na tego kebaba? - pakuje się do środka.
-Teraz? Na Boga zapomniałam. Napchałam się jajecznicy i jestem pełna.. - mówię.
-Skleroza w tym wieku?
-Trzeba było napisać, że masz zamiar przywlec dupsko i iść na fast fooda.
-Akurat napisałem, tylko widać, że ktoś tutaj telefonu nie sprawdził.

Fakt, nie czytałam wiadomości, ale..

-No.. W pewnym sensie. Ale nie, czekaj..
-Co? - unosi brew.
-Może zmieszczę jeszcze kebaba.. Mamy trochę drogi, także wiesz..
-No to super! Możemy iść.
-Moment, nie jestem gotowa.
-Toć jesteś ubrana i w ogóle.
-Jestem w piżamach idioto.

No. Idę się ubrać, tak szybko, jak się da.
Zayn to taki kochany idiota.. Całkiem inny niż Liam.
Ale wolę o nim nie mówić. Zayn wie tyle, co nic. Nie mówiłam mu o powodzie rozstania.. Skłamałam, mówiąc, że się nam nie układało.

-Ruszaj dupsko! - krzyczy z salonu.
-Moment!

Chwilę później schodzę gotowa na dół.
Mam na sobie szare legginsy, tunikę i małą torebkę, w której jest telefon, portfel.
Na nogi wsuwam czarne trampki i wraz z kolegą opuszczamy mój dom, który zamykam szczelnie na klucz.
  Idziemy do baru, gdzie zabiera mnie Malik. Idę tutaj z przyjemności. Nie chcę, aby się ode mnie odwrócił, bo jest słodki, ale najadłam się strasznie.
  Zayn zamawia dwa małe fast foody.

-Więc.. Jak ci się układa? - zaczynam temat.
-Jest okej. - odpowiada.
-Coś się dzieje.
-Nie! Skądże! - przeczy.
-Umiem wykrywać stan radości, Malik.
-No okej. Liam wyjechał z miasta. Nie znam powodu, ale..nawet nic nie mówił. Jakaś tajemnica. Przecież jestem...to znaczy byłem jego przyjacielem..
-A ja byłam jego dziewczyną..
-Właśnie. Nie wiadomo, czy się jeszcze do nas odezwie. - dodaje chłopak.

Nie odpowiadam.. Nie chcę poruszać znowu tego samego tematu. Liam to rozdział skończony w moim życiu. Natomiast teraz rozpoczął się nowy. Lepszy, ale i gorszy..
Po kilkunastu minutach oczekiwania, dostajemy naszą porcję. Jem ociężale, lecz nie chcę wyrzucać porcji kebaba.

-Co powiesz na spacer? - proponuje Zayn.
-Nie mam nic przeciwko..

Po skończeniu jedzenia, wychodzimy na spacer po Wolverhampton. To miasto jest magiczne. Tu się wszystko zaczęło i skończyło. Ta, głupie, ale było.
   Nagle moją uwagę przykuwa wysoki chłopak, dziewczyna i wózek dziecięcy..
Z tłumu widzę, że ta postać przybliża postać Liama.
Co on tutaj robi? Nie, on nie może.

-Rocky, Liam ma dziecko? - szepcze Zayn.
-Pozory mylą. Taa.
-Czemu nie wiedziałem? - pyta.
-Ja też nie. Do czasu...

Postacie podchodzą ku nam. Nie chcę widzieć Liama, tej jego Elouise i...ich dziecka. Obiecał mi, że my będziemy mieć dziecko.. My, a nie on. On i jakaś laska.

-Dzień dobry. - kłania się Payne.

O co mu chodzi? Dojrzał.

-Witam. - odpowiadam.
-Jak ci mija życie? - pyta były partner.
-Moje życie...zwyczajne. A pańskie? - wybuchamy śmiechem.
-Dobrze, dobrze. To jest El, a to Nathan.
-Raquelle jestem.
-Rocky. - poprawia mnie Liam.
-Rocky jest tylko dla przyjaciół. - denerwuję się.
-Co w twoim towarzystwie robi Zayn?
-To nie powinna być twoja sprawa. Sorry, ale "prawdopodobnie" zerwaliśmy.
-Ale...
-Nie tłumacz się. - mówię i poupycham Zayna, abyśmy szli dalej.

Nie wiem, po co rozmawiałam z Liamem.
Ta jego Elouise wygląda jak typowa prostytutka.
A Liam pewnie jest jej niewolnikiem.

-Współczuję.. - zaczyna Zayn.
-Spoko, pogodziłam się z tym.

Po kilku godzinach wracam do domu. Nim się orientuję jest czternasta.
Mama jest w domu.

-Hej mamuś. - mówię w progu.
-Gdzie byłaś?
-Na spacerze. Zapomniałam kartki napisać.
-Okej, ja w sumie zaraz idę na drugą zmianę, więc dom dla ciebie..
-Współczuję. - mówię i idę do kuchni po napój..

Po piętnastu minutach mama krzyczy, że wychodzi. A po chwili w domu się znów ktoś pojawia. Dzwonek.
Otwieram, a tam stoi Liam.

-Przepraszam bardzo, ale pomyliłeś domy.
-Jestem ci winny tłumaczenie.
-Tia..w takim razie słucham..
-Wejdźmy do środka.
-Mów, nie mam czasu.
-W wieku 15 lat byłem u Elli na urodzinach..
-Wow. - mówię.
-Jej brat mi wlał zamiast soku, piwo. Dużo tego było i Dan przespał się z nią. Dowiedziała się, że jesteś ze mną i chciała mnie w to wrobić. - mówi.
-Weź, bo ci uwierzę..
-Kocham cię. - mówi.
-To jest takie chaotyczne.. - opowiadam.
-Pamiętasz, jak mówiłem, że chcę mieć z tobą dzieci?
-No..pamiętam.
-Tylko z tobą. Nikim innym. Chcę mieć z tobą wiele wspólnego. Rocky Payne. Raquelle Payne.. Pięknie brzmi. Kocham cię..zrozum.. Jesteś moja. Tylko moja...

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Chapter 16-th

Nie obrażę się za więcej komentarzy, serio -.- Po co mam pisać dla tylko 2-3 osób? 
Muzyka: https://www.youtube.com/watch?v=FOjdXSrtUxA

Słowa Liama są.. wow. Nie przypuszczałam, że tak powie. W życiu. Nigdy! Ale nadal mam pewien dylemat.. Czy teraz dać mu szansę, czy czekać. Czekać, aż się wszystko ułoży i ta Mary, Indiana czy jak jej tam zniknie z naszego życia.

-Więc.. - zaczyna brunet.
-Nie wiem, muszę się zastanowić. To nie tak hop, że od razu wrócę.. Muszę wszystko obmyślić i dam ci odpowiedź. Nie wiem, czy teraz, jutro, może za miesiąc, ale nie wiem. Możemy być.. no wiesz, przyjaciółmi. - proponuję.

                                 ***PERSPEKTYWA LIAMA***

To chyba największy cios. Moja ukochana chce, abyśmy byli tylko przyjaciółmi. Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale nie chcę. Ja chcę ją przy sobie. Codziennie widzieć ją obok mnie rano i wieczorem. Wychodzić i wracać ze szkoły.. Nie samotnie, ale z nią. Z moją Rocky. Dla niej próbuję się zmienić.

-Dan, czy ty jakbyś był moją dziewczyną fochałbyś się o byle gówno? - pytam przyjaciela.
-Liam?!
-Nosz odpowiedz..
-O byle gówno nie, ale..
-No właśnie. To bądź lepiej moją dziewczyną, bo nie jesteś taki jak Rocky. - mówię.
-Bo jestem chłopakiem..

PO SZKOLE

Idę do domu z nadzieją, że nic głupiego mnie dziś nie spotka. Otóż się myliłem.
Na chodniku stał ojciec Rocky.

-Co pan tu robi? - wykrzykuję.
-Idę po Rocky.
-Jej tutaj nie ma..
-A niby gdzie ma być? - jest zły.

Bardzo dobrze. Muszę przyznać, że na razie jest w miarę spokojnie. Ta, na razie. Nie wiem jak będzie w dalszej rozmowie, ale okej.  Nie ma tu Rocky. Nie ma, a jak nie chce tu być to nie. Skończyłem z nią. Teraz naprawdę, to koniec. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Muszę wymazać wszystko z mojej pamięci. O niej. Wszystkie głupie wspomnienia.  A zwłaszcza to, że przez Mary jej tutaj nie ma. Właśnie, Mary też muszę powiedzieć "do widzenia".
  Ojciec mojej byłej mnie denerwuje.. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Po prostu zmienia zdanie, jakby miał okres.

-Nie ma jej tu. Skończyłem z nią. Nie będę zbliżał się do pańskiej córki. Nie jestem tym właściwym dla niej. Tylko psuję jej życie. Do widzenia.. - odchodzę.

Otwieram drzwi do domu. Czuję zapach obiadu, który przygotowała dla mnie...dla nas mama. Kocham ją, choć nie daję jej tego, co ona mi. Nie ma między nami miłości.
Znaczy..ona robi wszystko dla mnie, a ja to olewam, mam to w czterech literach. Jestem okropny. Ta, to jest akurat idealny opis, jakim w tym momencie mogę siebie opisać.

-Kocham cię. - obejmuję matkę.
-Liaś, skarbie.... Też cię kocham.

Nie wierzę. Nie, co się stało? Serio to powiedziałem? Jeny, co jest? Jakieś przemienienie czy co?
Opuszczam pomieszczenie i udaję się do własnej sypialni. Jest tutaj strasznie pusto. Pusto. Ale tej pustki nikt nie wypełni.
   Co się dzieje z Zaynem? Nie odzywa się od sporego czasu. W szkole też go nie ma..
Podejrzane..

            ***PERSPEKTYWA ROCKY***

-Wróciłam.. - mówię.

Przy stole siedzi Harry. Je zupę. Znaczy...jeśli przemieszania łyżką i jej oblizywanie to jedzenie..okej.
Jest jakiś smętny. Nie ma na jego twarzy w ogóle grama radości. Smutek.

-Co się stało? - siadam obok niego i pytam.
-Mama Louisa nie żyje.. A ojciec jest w stanie krytycznym.
-Co? Jak to? - łzy płyną mi do oczu.

Okej, ciocia za mną nie przepadała, ja za specjalnie też za nią nie, ale..mój ojciec musi iść do więzienia.. Tylko tam dla takich osób jak on jest miejsce.
  To tylko jego wina. Nie wujka czy cioci, ale jego.
Tego podłego idioty..

-Niestety, Rocky. Niestety.. Wiem, jak wam jest ciężko. To wasza ciocia.. Dla mnie byłaby przyszłą teściową. Ale..cóż. Takie życie. Żyjemy by umierać. Nieważne, czy naturalnie, czy z przymusu, ale śmierć kończy naszą wycieczkę po Ziemi, a potem idziemy do nieba..takie anioły jak mój Lou i ty tam się znajdziecie.

To, co mówił Harry. Jezu. On jest kochany. Nie wiedziałam, że taki...taka osoba może być wrażliwa..

-Trzymaj się. - dodaje Loczek.

SMS:
Od: Liam
Do: Rocky :)

,,To koniec. Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego.. Zapomnijmy o tym, co było. To nie powinno się zdarzyć.. Naprawdę.. Może kiedyś.. Wiem tyle, że nie mogę dłużej tutaj mieszkać. Zostaje mi jedno. Muszę się przyznać do tego, że będę ojcem. Tak, chaotycznie, ale niestety tak się będzie działo. Muszę wyjechać tam, gdzie będę mieć je. Nie zapominaj o mnie. Ja o Tobie też nie zapomnę.
Liam..."

Szybko otrzymuje wiadomość ode mnie:

,,Ale jak to? Czemu? Aha, czyli byliśmy tylko w fałszywym związku? Spoko. Byłam Twoją służącą, bo mama wyjechała na wyjazd służbowy. Masz rację, było to chaotyczne, ale po kiego grzyba się do mnie pchałeś? Rozumiem, że nie masz cywilnej odwagi przyznać się oko w oko.  Chociaż przez mobila mniej boli. Wystarczająco dużo dziś przeszłam.
Papa, Raq. X"

Odpisuje mi:

,,Nie o to chodzi. Nikt poza tobą nie wie o dziecku. Jeszcze. Zrozum, dziś dostałem maila o tym.. Nie wiem, jakim dupkiem musiałem być, aby z kimś pójść do łóżka w wieku 15 lat. Zniszczyłem życie tej osobie i muszę teraz jej pomóc.. Nie chcę, abyś całkowicie o mnie zapomniała, ale myślę, że niedługo będziemy mogli znów się spotkać i porozmawiać jak przyjaciele. Nie jak para, tylko przyjaciele.. Wrócę do Wolverhampton z synem. Z moim Nathanem i Elouise... Będziemy szczęśliwą rodziną, a Ty..znajdziesz sobie kogoś. Obiecuję, skarbie. Jesteś jeszcze kawałkiem mojego serca. Ono bije jeszcze dla Ciebie. Jesteś jeszcze moja, ale nie możemy być razem. Nie.
Kocham jeszcze, Liam.." (notka ode mnie: RYCZĘ XD)

Odkładam na chwilę telefon, aby wytrzeć łzy. Po chwili stukam na klawiaturze iPhona:

,,Okej, rozumiem Cię. Wiem, że będziesz idealnym ojcem. Po wielu latach spojrzymy w przeszłość i ujrzymy te kilka tygodni razem. A wcześniej te głupie kłótnie, dokuczanie z Twojej strony.
Nie chcę, abyś mnie opuścił na zawsze..będziemy przyjaciółmi. Ale Ty będziesz miał syna, żonę.. Będą na pierwszym planie.. A ja.. Postacią epizodyczną. Twój syn z pewnością będzie chciał poznać Twoją młodość, więc proszę, wspomnij mu o mnie.
Do kiedyś tam, Twoja Raq... ;*"

sobota, 7 czerwca 2014

Chapter 15-st

Proszę każdego, kto widzi ten post, niech skomentuje.. Dla mnie to motywacja.. Niedługo i tak skończę to opowiadanie.. Eh.
Dziękuję Oli i Sarze za komentarze <3 Dla Was mogę pisać o każdej porze dnia i nocy ;*

______________________________________________________________________________

  Co w niego wstąpiło? Ja wiem, że jeśli dam mu tą szansę, zmarnuje ją. Zawsze tak jest, więc czemu teraz ma być inaczej? Wolę teraz o tym nie myśleć. Pewnie nie będzie dawał mi spokoju, nawiedział.. Nie. Rocky, myśl optymistycznie..
Gdy zaczynają się lekcje, siadam na ostatnich ławkach, a nie jak dotychczas na drugiej czy trzeciej..
Oczywiście na dzień dobry babsko z historii nas kartkówkami zawala. To tylko u nas w szkole. Trzeba się z tym pogodzić. Ale jak?
Piszę byle co. I tak mam niezłe oceny, więc zdam spokojnie. Może ze średnią ocen 3 coś, ale będzie coś. Lepsze to, niż głupie poprawki.
Liam siedzi cicho z jakimś chłopakiem w swojej ławce. Ani razu się do mnie nie odezwał. Nie chce walczyć.
Ja też nie.
Może..
Może
Może z nim porozmawiam.
Ale nie..
To wszystko mnie przerasta.
Nie mam siły,
powiedział wszystko, co się mam nadzieję,
tam wydarzyło.
Muszę..
Muszę mu dać tą szansę.
Ale innego dnia,
nie teraz,
nie w tym  momencie.

"Powiedz im wszystko, co wiesz.
Wykrzycz to ze szczytów dachu.."

To mnie zabija.
Jestem wredna.
Ale jestem tylko człowiekiem.
Człowiekiem, który popełnia
błędy
i je naprawia.
On
popełnił błąd
ja
mu nie
wybaczyłam...

Powiedział mi wszystko, co wiedział,
Powiedział wszystko, co czuł..
Nie mam siły, a chcę walczyć.
Muszę postawić się sama
sobie..
Nie mogę być taka
wredna..
Jedna rozmowa..
Wszystko załatwi.
Zepsuje
lub naprawi..
Może być lepiej, a może
gorzej...

Gdy zabrzmiewa dzwonek, podnoszę się z trudem z krzesła i opuszczam szybko salę historyczną. Nie mam ochoty tutaj wracać. Jakiś horror. Patrzę na rozkład lekcji. Teraz wychowanie fizyczne.

CZEMU?! Nie chcę widzieć tej laski. Jeśli ją zobaczę obok Liama to pożałuje.
Może ja i Liam nie jesteśmy teraz razem.. Ze sobą.. Obok siebie, ale nie raczę za siebie.
On mówił, że żałuje. Ale..
Nie, nie myślę o tym. Nie mogę czuć najgorszego. Ona nie jest, ani nie będzie teraz z Liamem. A jeśli są razem.. Nie wrócę do niego. Nie, nie, nie!

"Your hand fits in mine..."

Idę powolnie do szatni, aby założyć strój sportowy. Po przebraniu jem banana, którego rano spakowałam do plecaka.
Po dzwonku oddycham ciężko.
Gdy opuszczamy szkołę, aby wyjść na boisko.
Strach.
Tylko to czuję.
Nie wiem, jak to określić.
Jak ona i mój Liamm.
Nie.
To się nigdy nie stanie.
Zapewniał mnie.

-Cztery kółka Rocky Jones, reszta nie biega. - rozkazuje Indiana.
-Co kurwa? Sama sobie biegaj, a nie.. Tapeta ci się rozpłynie pod słońcem. - wtrącił Liam. O co mu chodzi?
-Okej, mogę biegać. - mówię.
-Nie. - zaprzecza Liam.
-Bo co? - pytam.
-Bo nie. Jak chce, sama niech biega. No Indiana, biegaj, tylko uważaj, my tutaj gramy w nogę i nie chcemy tarzać się w twojej tapecie. - dogryza Payne.
-Niższy stopień ty i ty. - pokazuje na mnie i Liama.
-Kurde, co sobie lalunio myślisz? Że jesteś pępkiem świata? Haha, mylisz się. Ciekawe za jaki hajs cię zatrudnili. A może nie, może któryś z dyrków cię bzyka po kątach i za to tutaj pracujesz, żeby niewinne osoby karać słabszymi stopniami? Grubo się mylisz, uwierz, jutro już tutaj nie będziesz. - krzyczę.
-R..Rocky.. - mówi większość klasy z opadniętą koparą.
-Co? - mówię z dumą.
-J..jak ty się stawiłaś nauczycielce? - pyta Eliza.
-Normalnie. taka nauczycielka, że ho ho. - dodaję.
-Haha, kocham cię. - chwali mnie El.
-Uczcie się ode mnie, daleko zajdziecie. - mówię.
-Jasne, jasne. - wtrąca się Liam.
-O co ci chodzi? - pytam cicho.
-Porozmawiajmy na jakimś uboczu. Nie chcę przy wszystkich. - prosi chłopak.
-Jak widać jest lekcja. Może później?
-Dobra.. Ale na pewno? - pyta.
-Postaram się na pewno. Ale nie obiecuję. Muszę wrócić szybciej. - oznajmiam.
-Oh.
-Skąd znasz Louisa i Harry'ego? - pytam.
-Stylesa i Tomlinsona?
-No.
-Zayn ich zna, a, że są jego dobrymi przyjaciółmi, zaprosił ich na imprę.
-Ahh. To już wiem, czemu się kłóciłeś z Louisem, jak do ciebie po mnie przyjechał.
-To Tomlinson? Nie raczę za siebie. - warczy.
-Spokojnie, spokojnie, to mój kuzyn, nie masz się czego obawiać. - uspokajam go.

Koniec lekcji. Jak? Tak szybko? Wow. Pośpiesznie idę do dyrektora rozmówić się o Indianie.
Oczywiście, jak wchodzę, ten jest wbity w ekran laptopa.

-Dzień dobry, nie przeszkadzam? - pytam.
-O co chodzi? - odrywa wzrok od sprzętu.
-O Indianę.
-Jaką znów Indianę? - jest zdziwiony, co kurwa?
-No naszą nową nauczycielkę wf.
-Chodziło ci o Mary Benz? - pyta.
-Nie, Indianę Parker.
-Przecież pani Benz was uczy wf...
-Taka tapeciara, blond włosy z odrostami? - pytam.
-Tak, to pani Mary.
-Mi powiedziała, że to Indiana Parker. Jak kto woli..
-Co chcesz mi o niej powiedzieć?
-To zakłamana su..dziewczyna, która myśli, że wszystko może. Chce się na mnie zemścić, ponieważ jestem z osobą, która jej się podoba i robi mi zawsze na złość. Teraz, gdy mieliśmy z nią lekcję, kazała tylko mi biegać, a reszcie nie, mogli tylko patrzeć. Oczywiście odmówiłam. Nie będzie jakaś dziewczyna mówić, co mam robić. Zwłaszcza, że jest w moim wieku. No przepraszam, ale do nauki w szkole trzeba mieć ukończone odpowiednie studia.. - opowiadam.
-Co ty klepiesz? Ona ma 28 lat, ukończyła szkołę.  - odpowiada zdziwiony pan Manson. COKURWA?!
-Niech pan wpisze w wyszukiwarce Indiana Parker.. Będzie na liście rezerwowej do miss, chociaż i tak się nie dostanie, ale będzie wiek 17.. No przepraszam bardzo, ale równie dobrze i ja mogę tutaj pracować..  - sprzeciwiam się panu.
-Rozpatrzę to. Idź na lekcje, Raquelle. - mówi.
-Rocky... - mruczę cicho i opuszczam jego gabinet.

Co? Może ta zakłamana suka znała kiedyś Liama i specjalnie się tu przeniosła, aby zrobić mi na złość. Nie wiem, nic teraz nie wymyślę...

-Liam! - wołam, gdy widzę go w towarzystwie tej blondyny.
-Kurwa, Rocky.. - klnie pod nosem.
-Co, do cholery przy niej robisz? W dodatku ją obejmowałeś.. - krzyczę.
-Matka jej umarła.  - odpowiada.
-Tia, teraz jej w każdy kit wierzyć będziesz? Wiesz co? Chciałam dać ci tą szansę. - mówię tak, aby nie wydostało się poza ten kącik.
-Kochanie... - zaczyna.
-Co? - warczę.
-Naprawdę jej matka nie żyje.
-Ta, a wiesz, że tutaj pracuje pod fałszywym nazwiskiem, albo naprawdę się posługuje nieprawdziwym.. - mówię.
-Akurat. - wtrąca się tapeta.
-Tak, Mary Benz... Znaczy Indiano Parker.. - mówię .
-O co tutaj w ogóle chodzi? Mary... czemu? - jąka się.
-Liam, chcę dowiedzieć się prawdy..
-Dobra.. Mary była kiedyś  moją dziewczyną, ale wyjechała, nie miałem z nią kontaktu. Ale, gdy zmieniłem status na Facebooku na "w związku z Rocky Jones" wróciła do Wolverhampton.. Naprawdę nie wiem, czemu ona cię chce zniszczyć. Ja jej nie kocham, ja kocham tylko ciebie. To, co się stało na tej głupiej imprezie, nie powinno się stać. W dodatku byłem napity.. Tylko z tobą poszedłbym do łóżka. Ja cię kocham. Nikogo innego, tylko ciebie, Rocky. Nieważne, czy teraz mnie wyśmiejesz, czy wybaczysz, będę cię zawsze kochać i nikogo innego.. Moje serce bije tylko dla ciebie. Jesteś moim powietrzem, moim życiem. Rozumiesz?

                                        Zostaw komentarz :3

piątek, 6 czerwca 2014

Chapter 14-th

NA WSTĘPIE PROSZĘ O KOMENTARZE NAWET Z ANONIMA :3 DZIĘKUJĘ OLI I SARZE ZA KOMENTARZE <3
__________________________

Wybiegamy w trójkę z pokoju. Na ziemi leży ciocia, a wujek opiera się na krześle.

-Louis.. - szepczę.
-Żyją..chyba. - odpowiada chłopak.
-Skarbie, są w jako takim stanie. Trzeba szybko zawiadomić karetkę. - dodaje Harry.
-Już się za to biorę. - mówi roztrzęsiony Loueh i sięga po telefon...

          **PERSPEKTYWA LIAMA***

-Stary, to tylko dziewczyna. Nie ma co rozpaczać. - pociesza mnie Nialler.

On słynie z głupich komentarzy. Dla niego to "tylko dziewczyna", a dla mnie to ukochana osoba, która była przy mnie w potrzebie.
  Głównie Niall jest taki.. Nigdy nie był w poważnym związku, a udaje, że się zna.. Cóż, na niego liczyć nie mogę, a Malik leży w szpitalu. Mamie ani Roo się nie wyżalę. Ej, dlaczego życie jest takie beznadziejne?
Nie polecę teraz jej przepraszać. Nie wiem co robi i wyjdę na idiotę. Poza tym nie wiem, gdzie mieszka.
Pech. Pech największy. Jutro jak pójdę do szkoły się z nią spotkam.

-Liam, idź do sklepu. - prosi mama.
-To ja się będę zwijał... - mówi Horan.
Zabiję.
-Noo okej. - jęczę.
-Tutaj masz listę. Kup jeszcze proszek do prania.
-I zabezpieczniki dla ciebie i Rocky! - dodaje Ruth.
-Ha ha, bardzo śmieszne. - mówię pod nosem i wychodzę.

Kopię kamienie na chodniku. Jestem wyczerpany. Po co? Po co ja musiałem tam być. Równie dobrze mógłbym być wtedy z Raquelle. Mogliśmy leżeć razem na łóżku.
Czasem myślę, że to zaszło za szybko. W ogóle nie wiedziałem, co robić.
Kocham ją. Kocham ją i nie chcę, aby odeszła na zawsze. Nie dziś, nie teraz.
  Dochodzę do sklepu. Do kosza wkładam rzeczy z kartki i idę do kasy.
Kurde, wszystko drożeje. Nic nie jest takie, jakie było kiedyś. Tanie i dobre.
Wracając do domu zaczepia mnie Indiana. Znaczy pani od wf.
Co ona, do cholery, robi pod moim domem?

-Liam! - piszczy na mój widok.
-Daruj sobie. Przez ciebie dziewczyna ode mnie odeszła. - krzyczę, ale tak, żeby nikt poza nami tego nie usłyszał.
-Myślisz, że to przeze mnie? - stwierdza pytając.
-No nie, ona sama się ze sobą przespała, oszczędź sobie. Idź stąd. - mówię ostro.
-Aha. Czyli będziesz mieć niski stopień z wf na koniec.
-To kurwa mi grozisz? Jeśli to zrobisz tylko dlatego, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, nie poznasz siebie w lustrze.
-Bardziej ty siebie. -  dodaje i odchodzi.

Co za..babsztyl.. Jeśli mi postawi niżej stopień to nie pozna siebie. Obiecuję, że zwalę ją na kwaśne jabłko.
   Wracam z zakupami, stawiam na blat.

-Kim była ta dziewczyna? - pyta Ruth. Widziała.
-Nieważne.
-A tak w ogóle to gdzie Rocky?
*Próbuję coś wymyśleć*
-Stwierdziła, że nie będzie nam truć dupy i się wyprowadzi do kuzyna. - Liam, nieźle jest. Musi uwierzyć.
-Co jej zrobiłeś? - stwierdza bardziej, niż pyta.
-Nic! Czemu od razu podejrzewasz mnie? Stwierdziła, że będzie mieszkać z kuzynem...
-Dobra. Idź się ucz.

           ***Perspektywa Rocky***
Karetka przyjechała 20 minut temu.
Lekarze powiedzieli, że nie możemy być w szpitalu, ponieważ jest to zbyt poważne.
Najpierw matka, Zayn, oni.
Kto jeszcze?
Ktoś stuka do drzwi.
Louis podchodzi.
Widzi mojego ojca w okienku.

-Rocky, chodź do pokoju. Louis ma gościa. - prowadzi mnie Harry.

Gdy drzwi do pokoju się zamykają...

     
       ***Perspektywa Louisa***

-Oho, wujek Jones w samej osobie. - mówię.
-Zamknij pysk gówniarzu, gdzie Rocky? - krzyczy.
-Gdzieś na pewno. Nie tutaj.
-O, powiadasz?
-Ta. - zakładam ręce na pierś.
-To z jakiej paki stoją tutaj jej buty?
-Bo zostawiła. - mówię.
-Uważaj na słowa, chłopcze. - grozi mi.
*Nie boję się...*
-Uważaj na słowa, stary pryku.
-Słowa.. Pedale. - ubliża mi. Przygryzam wargę i rzucam:
-Zabójca.

Wujek nie oszczędza słów i wiąże mi wszystkie powiedzenia, które niby mają mnie zgasić. Nie udaje mu się.
Nigdy nie lubiłem go.
Aha, chce się bić?
Wymierza mi pięść w żebro. Kurczę się. Ale nie poddaję się.
Kopię go w łydkę, a następnie przyciskam go do ściany. Słabiak.

-Jeszcze raz tkniesz Rocky, ciocię, moich rodziców, a poznasz moje prawdziwe oblicze, morderco.

Wyrzucam go za drzwi. Trzepię ręce i myję je.
Pokój opuszcza mój ukochany i kuzynka.

               ***Perspektywa Rocky***

-Żyjesz? Już druga osoba sprzeciwiła się mojemu ojcu. - pytam.
-To słabiak, udaje mistrza i postracha, a naprawdę to cienias, który umie tylko walić w żebro.
-Kocham cię. - przytulam się do kuzyna.

Same wypowiadanie "kocham cię" kojarzy mi się z Liamem. Kocham go, ale to dzieje się za szybko. Wybaczę mu i co? Znów poleci do tej całej Indiany. Przecież jak ja nie chcę seksu, to musi z kimś się wybzykać, żeby zaspokoić potrzeby, których JEGO WŁASNA DZIEWCZYNA nie wykona.
Jutro szkoła. Boję się naszych reakcji na spotkanie..
   Idę do kuchni i do szklanki wlewam sok pomarańczowy. Rozkoszuję się smakiem napoju.
Nie mogę być spokojna po tym wszystkim. Wiem, co mi zrobiła matka, ojciec, Zayn, Liam, wujkowie, ale się o nich martwię.  Ojca nienawidzę, ale..

NAZAJUTRZ RANO:

Wstaję bardzo wcześnie. Nie mogę spać. Dzisiaj muszę się rozmówić z Liamem. To na razie koniec. Nie mogę tak dłużej czekać. Kocham go, ale nie jestem jeszcze na to gotowa.
Harry został na noc u Louisa, więc wolę nie wchodzić do nich do pokoju. Jeszcze im w czymś przeszkodzę...
Aby zabić czas robię sobie kąpiel. Trwa ona około czterdziestu pięciu minut. Nadal zostało sporo czasu.
Ale na szczęście jest Harry w salonie.
Wszystko jest posprzątane po wczorajszej akcji. Nie widać ani śladu ojca.

-Hej. - mówi Loczek.
-Siema. - mówię.
-Co tam?
-A co ma być? Nudno.
-U mnie też.

Interesująca rozmowa.. Jem, idę spakować torby i pół godziny wcześniej idę do szkoły. Akurat jest autobus. Ja to mam szczęście..

W SZKOLE:

Siadam na ławce przed budynkiem. Czekam..na nie wiem co.
Na pewno nie na Liama.
Wolverhampton wiosną jest naprawdę piękne.
Wszystko budzi się do życia, a niektóre umiera.

-Rocky. - ktoś siada obok.
*Czuję znajomy zapach.. Liam*
*Nie reaguję.*
*Powtarza moje imię*
-Co? - mówię arogancko.
-Pozwól mi powiedzieć coś o tym, co niestety się wydarzyło..
-No, mów. Mam mało czasu. - szepczę.
-To nie miało się zdarzyć. Poszedłem na tą imprezę. Na początku graliśmy na konsoli. Było okej. Tam byłem ja, Malik, Styles, Tomlinson, Andrew, Johnson i Obbey.  Nie było żadnych dziewczyn, dopóki nie wtrąciła się ta suka, Indiana.
Zrobiła drinki, wypiłem jeden, drugi, trzeci. A ja...abym się najebał, muszę wypić mało.. No i się tak stało, że...że wylądowaliśmy w łóżku.. Nie było to nic wielkiego. Nie byłem w niej. Tylko było..takie ....hm.dotykanie. Naprawdę, kochanie.. - gdy to mówi, głos mi się załamuje.. Nie mogę nic powiedzieć.
-Yy...zastanowię się.. - wyduszam i odchodzę...

Uhuuu, komentarze życzę :**

czwartek, 5 czerwca 2014

Chapter 13-th

"Ty i ja...nie możemy być jak oni..."

Wsiadam do samochodu Louisa. Muszę przyznać, że jest tutaj..wygodnie.
Skórzane fotele i tapicerka, klimatyzacja, radio.. Różne nowoczesne bajery. Muszę przyznać, że ciocia jest bogata, więc Louis może pozwolić sobie na takie coś...

-Właściwie to co się stało? - pyta.
-Opowiem ci w domu. Długa historia.. - mówię.
-Okej..

Nie chcę teraz mu mówić o tym, co się zdarzyło. Wie tyle, że się ostro pokłóciliśmy. Nic więcej.
Mogę się założyć, że jak teraz wszystko powiem, będzie wiózł histeryczkę, którą ktoś zgwałcił.
Gdy jesteśmy przy domu Tomlinsonów, wychodzę z samochodu zaparkowanego na podjeździe. Dawno tutaj nie byłam. Ciekawe, jak ciocia z wujkiem zareagują na mój widok. Przeczuwam kłótnię. Odkąd pamiętam, wujek i mój tata nienawidzą się, a ja to w dodatku pogorszę. Ta.

-Idź na prosto, tam jest pokój. Rozpakuj wszystko. Rodzice wiedzą, że będziesz u nas. - informuje Louis.

Oo, świetnie. Teraz muszę się ustatkować.
Po.chwili dzwoni telefon.

*Halo?*
*Tutaj szpital w Wolverhampton. Czy mam przyjemność z Raquelle Jones?*
*Tak, o co chodzi?*
*Pani matka trafiła tutaj. Jest w stanie krytycznym*
*Postaram się być jak najszybciej. Do widzenia.*
*Do widzenia*

Co jest? Czemu mama jest w szpitalu? Co się stało?

-Louis! Louis! - wołam.
-Coś się stało? - brunet przybiega z ciastkiem w ręku.
-Muszę wyjść. Mama jest w szpitalu.
-Pojadę z tobą.
-Wolę sama. Naprawdę, sama pojadę.

Chwytam portfel i wychodzę z domu Lou.
Przed posesją czeka mnie niemiła niespodzianka. Otóż mój ojciec.

-Raquelle, do domu. - mówi ostrym tonem.
-Nie. - sprzeciwiam się.
-Do domu!
-Udajesz takiego mocnego, bo Zayna w pobliżu nie ma? Aha.
-Zamknij się i marsz do domu.
-Trochę daleko mam. Wolę iść do szpitala odwiedzić osobę, którą zmasakrowałeś. - mówię.
-Zayna? - dziwi się?
-Nie, matkę..zaraz, co? - jak on mógł? Zayn...
-Tak, Zayna pobiłem. Wracam od matki.
-Nienawidzę cię przylizasie. Matka w szpitalu to teraz droga wolna do bzykania sąsiadki? A na grobie Asha kiedy byłeś? - warczę i opuszczam podwórko Tomlinsona.

Idę pustą drogą do przystanku. Jednak Louis mógł mnie pozwieźć.. Tutaj takie zadupie, że autobusy nie jeżdżą. Na szczęście szpital kilometr dalej.
Jestem zła, zdenerwowana, wkurzona i co nietylko na ojca.
Niszczy Asha, mnie, matkę, Zayna.
Pójdę na policję.. Nie dam rady. Muszę się starać o rozwód dla rodziców, bo szkoda patrzeć na niego.
Dla takich idiotów tylko psychiatryk dobry..
Jestem już na miejscu. Dowiaduję się o sali Zayna. Najpierw go odwiedzę.
Wchodzę ubrana w jakiś fartuch do "dwudziestki", gdzie Malik leży z kroplówkami. Jest przytomny.

-Rocky? Czemu mnie odwiedziłaś? - mruczy.
-Przepraszam za ojca. Nie wiem czemu ci to zrobił.. Naprawdę..
-Skąd wiesz, że to on?
-Mówił mi. Miał czelność jeszcze to powiedzieć.. Dlaczego?!
-Nie wiem. Jest okej. Wracałem ze szkoły, a on mnie zlał.
-To skurwiel i tyle.. - mówię i chcę wyjść, ale Zayn mnie zatrzymuje.
-A ja przepraszam za Liama. Był pijany..
-Kiedy? - łza mi się kręci w oku.
-Ostatnio. Wtedy co ten SMS mu przysłali był najebany i nie kontaktował ze światem.
-On ma prawie 17 lat! - nieco głośniej mówię niż zamierzałam.
-No jeju. Ja palę od 2 lat.
-Liam to nie ty.

Wychodzę jeszcze bardziej poirytowana niż byłam. Teraz muszę znaleźć matkę.

-Krew dla pani Jones! - krzyczy pielęgniarka..

To nie może być moja mama. Wiele ludzi z Wv noszą nazwisko Jones.
Siadam na krześle i sprawdzam wiadomości w iPhone.

Od: Liam: Przepraszam.

Co on myśli? Będzie bezkarnie pisać przepraszam? Niech się teraz wali. Przyjdzie czas - pogadam z nim.
Nie teraz.

-Przepraszam, gdzie leży Johanne Jones? - pytam lekarza na korytarzu.
-Co? Aa, pani z udarem? Pod sześćdziesiąt sześć. - odpowiada.

Jaki udar? Czyli to nie ojciec.
Matka kiedyś miała już udar.. Na szczęście lekki. Mam nadzieję, że przeżyje.
Ale i tak nie wrócę do domu. Nie chcę widzieć ojca. To jełop..
  Gdy wracam do Louisa, jest przygotowany posiłek. Kurwa, ciocia i wujek. Tia, wejdę bezkarnie i powiem "Pokłóciłam się z chłopakiem i zostanę tutaj przez parę dni".
NIE. Stoję w kącie korytarza. Patrzę, czy są tutaj jakieś skrytki.
Uf, na szczęście do pokoju Louisa nie przechodzi się przy jadalni.
Szybko przemykam i wchodzę do pokoju kuzyna. Widzę, jak siedzi i się uczy.

-Nie przeszkadzam? - pytam.
-Nie. Chodź. Miałaś mi powiedzieć, co ten cały Liam ci zrobił.
-A, tak.. Więc.. Uf
-Spokojnie.
-Jesteśmy ledwo 3 tygodnie razem. Zachowywał się dziwnie. Teraz, gdy przyszedł upity nocą do domu, zostawił telefon na szafce i gdy do niej podchodziłam, przyszła wiadomość. Zdradził mnie z naszą nauczycielką wf. I się tłumaczył, że to nie on, to pomyłka, a wcześniej z nią konwersował.
-No, był najebany. Wybacz mu. - mówi Louis.
-Nie. Nie teraz. Nie jest taki, jak na początku. Był..milszy. Mniej ignorancyjny.
-Porozmawiaj z nim. Na pewno mu wybaczysz. Zmieni się. - obiecuje kuzyn.
-Nie znasz go. On jest kompletnie inny niż ci się wydaje. Jak mu wybaczę znów mnie zdradzi..
-To ja pogadam z nim..
-Nawet nie próbuj! - warczę.
-Louis, Harry przyszedł. - informuje ciocia.
-To ja wyjdę... - postanawiam.
-Zostań. - prosi Louis.
-Hej! - mówi wesoło loczek.
-Hej..ah, to Rocky, kuzynka. To Harry, mój...chłopak. - mówi lekko zawstydzony Tommo.

Podajemy sobie nawzajem ręce. Zdziwiło mnie to, że Loueh jest homo.
Muszę przyznać, że interesuję się takimi związkami.

-Ta, trochę dziwne, że jestem gejem? - pyta.
-Loueh, to normalne. Interesuję się życiem homoseksualistów. - uśmiecham się.
-Uh, pewnie mówisz tak, bo jesteśmy rodziną.
-Nie. Jest to normalna rzecz.

Kurde.. Patrzę, jak oni są szczęśliwi, to mi łza się w oku kręci.. Nie jestem w stanie patrzeć na ich szczęśliwych, na to, że ja i Liam nigdy ich nie będziemy naśladować.. Nigdy nie będziemy tacy, jak oni..
Z kuchni słyszę kłótnię ze znajomym głosem. Co do cholery tutaj robi mój pierdolony ojciec?
  Udaje mi się usłyszeć "Jeszcze was zabiję", czy coś w tym stylu..
Ja się serio boję. Teraz to się zaczyna horror.
Ciocia krzyczy.
Ojciec krzyczy.
Wujka nie słychać.
Tata oddaje strzał.
Głosy milkną. Tylko słychać trzask.
Wybucham płaczem, Louis również..

_____________________

HEJ :/ CZEMU BYŁY TYLKO 3 KOMENTARZE?! JA ZAMIAST UCZYĆ SIĘ DO POPRAWEK PISZĘ DLA WAS! NIE JESTEM W STANIE NAPISAĆ DŁUGIEGO ROZDZIAŁU! /:
SPECJALNIE ROZDZIAŁ DZIŚ, BO BYLAM W KOŚCIELE, A WENA TAM NAJLEPSZA CD

SKOMENTUJ! X

niedziela, 1 czerwca 2014

Chapter 12-th

                                                     Nazajutrz rano
-Liam..Liam...Liam! - budzę chłopaka.
-Hm? - jęczy.
-Wstawaj, do szkoły idziemy. Poniedziałek!
-Co?
-Nie marudź tylko wstawaj..
Dziwne.. Ja jestem na nogach od 6:25 A.M., a on ledwo się wznosi przed 7 rano.. Ale cóż, trzeba się przyzwyczajać. Wniosek? Liam lubi sobie pospać przed szkołą.
Pakuję kanapki do swojej szkolnej torby, a dla bruneta przyrządzam bułkę z serem. Pani Payne mówiła, że to jego ulubione danie śniadaniowe, więc czemu by nie przygotować?
Siadam przy stole i zaraz na dół schodzi zaspany Liam.
Włosy ma rozwiane, oczy przymrużone.
Nie wyspał się, choć jest 5 po siódmej.
O tej porze ja zawsze wychodziłam na przystanek. Choć miałam dłuższą drogę.
Brunet bierze chleb z szynką i pomidorem z talerza stojącego na stole jadalnym.
Szybko pochłania posiłek i idzie się ubierać. 30 minut po siódmej opuszczamy dom i kierujemy się ku przystanku autobusowym.
Gdy jesteśmy na miejscu, towarzysza zaczepiają przyjaciele. Pytają o różne duperele, m.in. czemu nie był tyle w szkole itp.
Gdy zegarek wskazuje 7:45 a.m., bus zbiera nas z postoju.
Droga jest krótsza, bo 5 minut.
Wchodząc do szkoły zostaję sama. Liama porywają przyjaciele, a ja znów bez nikogo. Nie udało mi się porwać Amy, ponieważ prawdopodobnie jest na uczniowskiej wymianie. Tyle mnie ominęło..
-Jones, Jones! - dobiegło mnie wołanie.. To Liam. I czemu po nazwisku?
-Coś się stało? - pytam.
-Dziś wychodzę z chłopakami, więc możesz mnie spodziewać później. Nie czekajcie z obiadem. - mówi i odchodzi.
Zaczyna się.. Sądziłam, że z powrotem do tych idiotów Payne zacznie znów się szlajać. Nie wie, z kim zadziera.
Cóż, nie może wiecznie w domu leżeć. Należy mu się wyjście.. Choć mógłby mnie - jako jego dziewczynę - również wziąć. Życie.
Pierwsza jest najgorsza lekcja świata. Wychowanie fizyczne. Nienawidzę tego przedmiotu. Od tego się wszystko zaczęło.
-Gdzie Stewart? - pytam Edwarda, gdy wchodzimy do sali gimnastycznej.
-Zwolnili go.
-Czemu?
-Takie tam wybryki..
Woohoo! Nie będzie tego jełopa! Ale kim jest ta dziewczyna? Wygląda mi na jakieś 20 lat, a uczy nas - 17 latków w-fu... Coś tutaj nie halo. Nie znam jej, mogłam chodzić wtedy do szkoły.
-10 kółek dookoła sali. - oo, ktoś tutaj ma wymagania.
10 kółek.. A nasza "sala" to ogromna hala, więc nikomu nie będzie się chciało biegać.
-Najpierw jest rozgrzewka.. - mówię.
-Ah, ja uczę przedmiotu nie ty, lalcia. - kurde co? Jakie słowa. Chyba jest gorsza niż Stewart, choć u niego nie możnabyło zwolnień od rodziców, więcej, niż 2 razy na 2 tygodnie.
-Nie biegam. - mówi Eliza.
-Twój problem. - odpowiada nauczycielka. O ile można ją tak nazwać.
Menda.
Drugi i trzeci to angielski. W sumie okej było. Poza testem. Dostałam C, choć zasługiwałam na B-.. Ale nie będę się sprzeciwiać nauczycielce. Choć tylko ona jedna sprawdzi 19 sprawdzianów w 2 godziny lekcyjne.
Czwarta poniedziałkowa godzina jest tzw.okienkiem. Robimy co chcemy, choć nie za głośno.
Odizolować się od ludzi.
-Rocky! - woła Payne.
-Co? - mówię
-Jednak na noc wychodzę. - mówi nieco zakłopotany.
-Nie ma sprawy. - wzruszam ramionami.
-Na pewno nie będzie ci to przeszkadzać? - pyta.
-Nie, oczywiście nie będę się martwić co robi mój chłopak.
-Kochana jesteś.
W co ja się wpakowałam?
Piąta godzina spędzona w szkole to jedna z najlepszych. Mianowicie chemia. Nie było pracy domowej, robiliśmy notatki przed sprawdzianem. I tak dostanę piątkę, więc nie trzeba się stresować.
I wreszcie 6. Zajęcia z francuskiego.
Pani Benson jest na zwolnieniu, więc 2 godziny tego języka zostały odpuszczone i poszliśmy do domu.
Ja oczywiście przyszłam w towarzystwie Liama, wracam sama. Sierota.
Wchodzę do mojego tymczasowego mieszkania i od progu wita mnie woń zupy pomidorowej. Mniam.
Krążą plotki, że mama Liama gotuje świetnie, więc...mam dziś raj serwowany na talerzu z ryżem.
-Dzień dobry ponownie. - mówię. W salonie zauważam Ruth.
-Witaj Rocky. - dziewczyna uśmiecha się.
-Gdzie zgubiłaś Liama? - pyta starza kobieta.
-A, właśnie. Powiedział, że nie wróci na noc. Idzie gdzieś z przyjaciółmi. - w gardle rośnie mi gula. Ciężko jest mówić o ignorancji chłopaka..swojego chłopaka. Najważniejsi przyjaciele, co tam dziewczyna, która była przy nim w potrzebie. Maszyna do gotowania, sprzątania i seksu.
-Oj.. - wymyka się z ust mamy chłopaka.
-Co jest? - pytam.
-Nic, nic. Po prostu...za dużo ryżu ugotowałam..no i..
Aha. Wykręt pierwsza klasa.
Kobieta podaje zupę, zjadam i idę odrobić zadania domowe. W sumie nie jest tego dużo. Tylko chemia i angielski. Ale nauka na chemię. Nie chcę odkładać tego na ostatni dzień, więc uczę się stopniowo.
-Nie przeszkadzam? - wchodzi Ruth.
-Właściwie to się uczę, ale skończę później, chodź. - odkładam notatki.
-Jest coś między tobą a Liamem?
-Tia. Jesteśmy razem.. Znaczy..chyba. A co?
-Nic.. Jesteś dziewczyną, z którą wytrzymał najdłużej.
-Co masz na myśli?
-Um, jak miał dziewczynę, zależało mu tylko na służeniu. Przynieś to, zrób tamto, wyrzuć sramto..
-Był inny. - mówię.
-On zawsze był, jest i będzie taki.. Nie chcę nic sugerować, nie kraczę, ale za miesiąc cię rzuci... Mówię prawdę, Raquelle.. - wychodzi.
Wracam do uczenia się. Zajmuje mi to popołudnie i pół wieczora. Gdy kończę idę po coś do jedzenia, włączam program telewizyjny. Około 11 w nocy kładę się spać. Budzę się nie w pustym łóżku. Liam łaskawie wrócił.
Wstaję bez słowa. Na komodzie leży jego blackberry. Przed chwilą przyszedł SMS.

OD: INDIANA: Było super! Kiedy to powtórzymy, tygrysie? Mam nadzieję, że Twoja dziewczyna będzie zadowolona w łóżku! :*

C..co? On..nie, nie mogę tak myśleć. Pewnie pomyłka. Ale nie.. Czytając inne SMS zmieniam zdanie. Nie jest to pomyłka. On z nią pisał.. On może mnie zdradzać..
Schodzę roztrzęsiona do kuchni. Opieram się o blat i sączę sok ze szklanki.
Kroczę do łazienki. Myję zęby, ubieram się.
Gdy już jestem gotowa zewnętrznie, wracam do pokoju po książki.
Na łóżku siedzi Liam i szuka telefonu.
-Tego szukasz? - macham mu sprzętem przed oczyma.
-Skąd masz mój telefon? - warczy.
-Właściwie to ci go oddaję. Po szkole mnie tu nie zobaczysz. Świnia.
-O co ci chodzi? - jest zdziwiony.
-Ty jesteś głupi czy tylko udajesz?
-To drugie. O co ci chodzi?
-SMS od nijakiej Indiany. Nie kojarzysz, 'tygrysku'? - prawie krzyczę.
-Ale...nie wiem, o czym mówisz! Telefon mi zabrali! - tłumaczy się.
-Mh, a wcześniejsze SMS'y też kto inny napisał? Weż, powiedz prawdę zanim będzie za późno. Kim ona jest?
-Dobra...Indiana to nasza nauczycielka od wf.
-Co?
-Indiana to nasza nauczycielka od wf.  - powtarza.
-Słyszałam! Co cię z nią łączy?
-Tylko jeden raz.. - mówi.
-Kiedy?! Wczoraj? Lub dziś rano?
-2 miesiące temu.
-To z jakiej paki wziął się SMS z wczoraj?
-Nie wiem! Naprawdę nie wiem!
-Daruj sobie. Wiem, ze ten "jeden raz" był wczoraj..
-Ale Rocky... - mówi. Wychodzę.
Co za... Nie mam słów, aby to określić. Jest podły. Ruth mówiła..mówiła, że dziewczyny były jego służącymi.. On to oszust. Nienawidzę go.
Wybiegam z domu Payne'ów. Nie chcę tutaj wracać. Dzwonię do Louisa. Kim jest? Mój kuzyn. Mieszka tutaj, w Wolverhampton. Ale na samym końcu miasta. Miałabym wstawać wcześniej do szkoły, ale przynajmniej nie czułabym tego bólu, jaki sprawia mi Payne.
Tomlinson ma przyjechać po mnie wpół do 5 po południu. Mam czas na jedzenie i pakowanie.
Po szkole, godzina 3.45 P.M.
Wracam ostatni raz do tego domu. Nie jem na razie, tylko idę do pokoju spakować torby. Przy okazji za pamięci piszę do mamy, że będę u Louisa od teraz do końca wakacji. Na szczęście niedługo nastąpią.
Gdy mam spakowane wszystko schodzę na dół i nakładam obiad.
Unikam Liama, jego wzroku.. Siedzi kilka metrów ode mnie..
Odnoszę talerz do zmywarki i aby zabić czas przeglądam gazetę. Punkt 5 do drzwi dzwoni Louis.
Podchodzę i je otwieram.
-Gotowa? - pyta z uśmiechem jak banan na twarzy.
-Czekaj, pójdę po walizki.
Biegnę do pokoju po torby i jak schodzę na dół, widzę byłego chłopaka kłócącego się z kuzynem.
-No to jedziemy. - Tommo klaszcze w dłonie i opuszczamy razem posesję Payne'ów.

__________

Hej! Skąd dziś rozdział? Dzień dziecka + wena = rozdział.
Dziwne. Matmy nienawidzę, a za jej pomocą tworzę :D
Szkoda, że było tylko 4 komentarze :c
Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej c:
+
Co sadzicie o nowym wyglądzie bloga? :)
Czekam na moje zamówienie o szablon :3
Kocham ! Xx