czwartek, 26 czerwca 2014

Info

Hej hej hej :x
Ta, rozdział chyba 2 tygodnie temu miał być, nie? -.-
Ale weny nie mam x;
Nie wiem, jak słów dobierać.. Przez te głupie wakacje... W dodatku kciuka wybiłam xd

Obiecuję, pojawi się SZYBKO rozdział x 

wtorek, 17 czerwca 2014

Chapter 17-th

KILKA DNI PÓŹNIEJ

Staram się, aby wszystko doszło do normy. Po bolesnym rozstaniu z Liamem i śmierci cioci wrociłam do rodziców.. Znaczy matki. Tata ma rozprawę w sądzie o zabójstwo i ciężkie pobicia. Szczerze? Wisi mi to. Mógł być normalny i wszystko byłoby okej. Tak teraz grozi mu dożywocie..
Przynajmniej nie będzie nikogo atakował.
A co z Zaynem? Wyszedł ze szpitala, a po wyjeździe Liama mamy dobre kontakty.
Nie jest taki, jak opowiadają stereotypy. Gówno prawda. Jest miłym chłopakiem.
  W związku, że zbliża się koniec roku mogę powiedzieć, że jest luz. Nie muszę nic powprawiać, więc mogę na luzie gdzieś wyjść.
Mama ma teraz kupę roboty, dom wolny.
  Kończę śniadanie, gdy w mieszkaniu rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi.
Idę otworzyć. Stoi przed domem Malik.

-Heej! - mówi radośnie.
-Witam, ej, jest dopiero dziesiąta.
-Tia, ale spać nie mogłem, także tego. No, idziemy na tego kebaba? - pakuje się do środka.
-Teraz? Na Boga zapomniałam. Napchałam się jajecznicy i jestem pełna.. - mówię.
-Skleroza w tym wieku?
-Trzeba było napisać, że masz zamiar przywlec dupsko i iść na fast fooda.
-Akurat napisałem, tylko widać, że ktoś tutaj telefonu nie sprawdził.

Fakt, nie czytałam wiadomości, ale..

-No.. W pewnym sensie. Ale nie, czekaj..
-Co? - unosi brew.
-Może zmieszczę jeszcze kebaba.. Mamy trochę drogi, także wiesz..
-No to super! Możemy iść.
-Moment, nie jestem gotowa.
-Toć jesteś ubrana i w ogóle.
-Jestem w piżamach idioto.

No. Idę się ubrać, tak szybko, jak się da.
Zayn to taki kochany idiota.. Całkiem inny niż Liam.
Ale wolę o nim nie mówić. Zayn wie tyle, co nic. Nie mówiłam mu o powodzie rozstania.. Skłamałam, mówiąc, że się nam nie układało.

-Ruszaj dupsko! - krzyczy z salonu.
-Moment!

Chwilę później schodzę gotowa na dół.
Mam na sobie szare legginsy, tunikę i małą torebkę, w której jest telefon, portfel.
Na nogi wsuwam czarne trampki i wraz z kolegą opuszczamy mój dom, który zamykam szczelnie na klucz.
  Idziemy do baru, gdzie zabiera mnie Malik. Idę tutaj z przyjemności. Nie chcę, aby się ode mnie odwrócił, bo jest słodki, ale najadłam się strasznie.
  Zayn zamawia dwa małe fast foody.

-Więc.. Jak ci się układa? - zaczynam temat.
-Jest okej. - odpowiada.
-Coś się dzieje.
-Nie! Skądże! - przeczy.
-Umiem wykrywać stan radości, Malik.
-No okej. Liam wyjechał z miasta. Nie znam powodu, ale..nawet nic nie mówił. Jakaś tajemnica. Przecież jestem...to znaczy byłem jego przyjacielem..
-A ja byłam jego dziewczyną..
-Właśnie. Nie wiadomo, czy się jeszcze do nas odezwie. - dodaje chłopak.

Nie odpowiadam.. Nie chcę poruszać znowu tego samego tematu. Liam to rozdział skończony w moim życiu. Natomiast teraz rozpoczął się nowy. Lepszy, ale i gorszy..
Po kilkunastu minutach oczekiwania, dostajemy naszą porcję. Jem ociężale, lecz nie chcę wyrzucać porcji kebaba.

-Co powiesz na spacer? - proponuje Zayn.
-Nie mam nic przeciwko..

Po skończeniu jedzenia, wychodzimy na spacer po Wolverhampton. To miasto jest magiczne. Tu się wszystko zaczęło i skończyło. Ta, głupie, ale było.
   Nagle moją uwagę przykuwa wysoki chłopak, dziewczyna i wózek dziecięcy..
Z tłumu widzę, że ta postać przybliża postać Liama.
Co on tutaj robi? Nie, on nie może.

-Rocky, Liam ma dziecko? - szepcze Zayn.
-Pozory mylą. Taa.
-Czemu nie wiedziałem? - pyta.
-Ja też nie. Do czasu...

Postacie podchodzą ku nam. Nie chcę widzieć Liama, tej jego Elouise i...ich dziecka. Obiecał mi, że my będziemy mieć dziecko.. My, a nie on. On i jakaś laska.

-Dzień dobry. - kłania się Payne.

O co mu chodzi? Dojrzał.

-Witam. - odpowiadam.
-Jak ci mija życie? - pyta były partner.
-Moje życie...zwyczajne. A pańskie? - wybuchamy śmiechem.
-Dobrze, dobrze. To jest El, a to Nathan.
-Raquelle jestem.
-Rocky. - poprawia mnie Liam.
-Rocky jest tylko dla przyjaciół. - denerwuję się.
-Co w twoim towarzystwie robi Zayn?
-To nie powinna być twoja sprawa. Sorry, ale "prawdopodobnie" zerwaliśmy.
-Ale...
-Nie tłumacz się. - mówię i poupycham Zayna, abyśmy szli dalej.

Nie wiem, po co rozmawiałam z Liamem.
Ta jego Elouise wygląda jak typowa prostytutka.
A Liam pewnie jest jej niewolnikiem.

-Współczuję.. - zaczyna Zayn.
-Spoko, pogodziłam się z tym.

Po kilku godzinach wracam do domu. Nim się orientuję jest czternasta.
Mama jest w domu.

-Hej mamuś. - mówię w progu.
-Gdzie byłaś?
-Na spacerze. Zapomniałam kartki napisać.
-Okej, ja w sumie zaraz idę na drugą zmianę, więc dom dla ciebie..
-Współczuję. - mówię i idę do kuchni po napój..

Po piętnastu minutach mama krzyczy, że wychodzi. A po chwili w domu się znów ktoś pojawia. Dzwonek.
Otwieram, a tam stoi Liam.

-Przepraszam bardzo, ale pomyliłeś domy.
-Jestem ci winny tłumaczenie.
-Tia..w takim razie słucham..
-Wejdźmy do środka.
-Mów, nie mam czasu.
-W wieku 15 lat byłem u Elli na urodzinach..
-Wow. - mówię.
-Jej brat mi wlał zamiast soku, piwo. Dużo tego było i Dan przespał się z nią. Dowiedziała się, że jesteś ze mną i chciała mnie w to wrobić. - mówi.
-Weź, bo ci uwierzę..
-Kocham cię. - mówi.
-To jest takie chaotyczne.. - opowiadam.
-Pamiętasz, jak mówiłem, że chcę mieć z tobą dzieci?
-No..pamiętam.
-Tylko z tobą. Nikim innym. Chcę mieć z tobą wiele wspólnego. Rocky Payne. Raquelle Payne.. Pięknie brzmi. Kocham cię..zrozum.. Jesteś moja. Tylko moja...

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Chapter 16-th

Nie obrażę się za więcej komentarzy, serio -.- Po co mam pisać dla tylko 2-3 osób? 
Muzyka: https://www.youtube.com/watch?v=FOjdXSrtUxA

Słowa Liama są.. wow. Nie przypuszczałam, że tak powie. W życiu. Nigdy! Ale nadal mam pewien dylemat.. Czy teraz dać mu szansę, czy czekać. Czekać, aż się wszystko ułoży i ta Mary, Indiana czy jak jej tam zniknie z naszego życia.

-Więc.. - zaczyna brunet.
-Nie wiem, muszę się zastanowić. To nie tak hop, że od razu wrócę.. Muszę wszystko obmyślić i dam ci odpowiedź. Nie wiem, czy teraz, jutro, może za miesiąc, ale nie wiem. Możemy być.. no wiesz, przyjaciółmi. - proponuję.

                                 ***PERSPEKTYWA LIAMA***

To chyba największy cios. Moja ukochana chce, abyśmy byli tylko przyjaciółmi. Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale nie chcę. Ja chcę ją przy sobie. Codziennie widzieć ją obok mnie rano i wieczorem. Wychodzić i wracać ze szkoły.. Nie samotnie, ale z nią. Z moją Rocky. Dla niej próbuję się zmienić.

-Dan, czy ty jakbyś był moją dziewczyną fochałbyś się o byle gówno? - pytam przyjaciela.
-Liam?!
-Nosz odpowiedz..
-O byle gówno nie, ale..
-No właśnie. To bądź lepiej moją dziewczyną, bo nie jesteś taki jak Rocky. - mówię.
-Bo jestem chłopakiem..

PO SZKOLE

Idę do domu z nadzieją, że nic głupiego mnie dziś nie spotka. Otóż się myliłem.
Na chodniku stał ojciec Rocky.

-Co pan tu robi? - wykrzykuję.
-Idę po Rocky.
-Jej tutaj nie ma..
-A niby gdzie ma być? - jest zły.

Bardzo dobrze. Muszę przyznać, że na razie jest w miarę spokojnie. Ta, na razie. Nie wiem jak będzie w dalszej rozmowie, ale okej.  Nie ma tu Rocky. Nie ma, a jak nie chce tu być to nie. Skończyłem z nią. Teraz naprawdę, to koniec. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Muszę wymazać wszystko z mojej pamięci. O niej. Wszystkie głupie wspomnienia.  A zwłaszcza to, że przez Mary jej tutaj nie ma. Właśnie, Mary też muszę powiedzieć "do widzenia".
  Ojciec mojej byłej mnie denerwuje.. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Po prostu zmienia zdanie, jakby miał okres.

-Nie ma jej tu. Skończyłem z nią. Nie będę zbliżał się do pańskiej córki. Nie jestem tym właściwym dla niej. Tylko psuję jej życie. Do widzenia.. - odchodzę.

Otwieram drzwi do domu. Czuję zapach obiadu, który przygotowała dla mnie...dla nas mama. Kocham ją, choć nie daję jej tego, co ona mi. Nie ma między nami miłości.
Znaczy..ona robi wszystko dla mnie, a ja to olewam, mam to w czterech literach. Jestem okropny. Ta, to jest akurat idealny opis, jakim w tym momencie mogę siebie opisać.

-Kocham cię. - obejmuję matkę.
-Liaś, skarbie.... Też cię kocham.

Nie wierzę. Nie, co się stało? Serio to powiedziałem? Jeny, co jest? Jakieś przemienienie czy co?
Opuszczam pomieszczenie i udaję się do własnej sypialni. Jest tutaj strasznie pusto. Pusto. Ale tej pustki nikt nie wypełni.
   Co się dzieje z Zaynem? Nie odzywa się od sporego czasu. W szkole też go nie ma..
Podejrzane..

            ***PERSPEKTYWA ROCKY***

-Wróciłam.. - mówię.

Przy stole siedzi Harry. Je zupę. Znaczy...jeśli przemieszania łyżką i jej oblizywanie to jedzenie..okej.
Jest jakiś smętny. Nie ma na jego twarzy w ogóle grama radości. Smutek.

-Co się stało? - siadam obok niego i pytam.
-Mama Louisa nie żyje.. A ojciec jest w stanie krytycznym.
-Co? Jak to? - łzy płyną mi do oczu.

Okej, ciocia za mną nie przepadała, ja za specjalnie też za nią nie, ale..mój ojciec musi iść do więzienia.. Tylko tam dla takich osób jak on jest miejsce.
  To tylko jego wina. Nie wujka czy cioci, ale jego.
Tego podłego idioty..

-Niestety, Rocky. Niestety.. Wiem, jak wam jest ciężko. To wasza ciocia.. Dla mnie byłaby przyszłą teściową. Ale..cóż. Takie życie. Żyjemy by umierać. Nieważne, czy naturalnie, czy z przymusu, ale śmierć kończy naszą wycieczkę po Ziemi, a potem idziemy do nieba..takie anioły jak mój Lou i ty tam się znajdziecie.

To, co mówił Harry. Jezu. On jest kochany. Nie wiedziałam, że taki...taka osoba może być wrażliwa..

-Trzymaj się. - dodaje Loczek.

SMS:
Od: Liam
Do: Rocky :)

,,To koniec. Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego.. Zapomnijmy o tym, co było. To nie powinno się zdarzyć.. Naprawdę.. Może kiedyś.. Wiem tyle, że nie mogę dłużej tutaj mieszkać. Zostaje mi jedno. Muszę się przyznać do tego, że będę ojcem. Tak, chaotycznie, ale niestety tak się będzie działo. Muszę wyjechać tam, gdzie będę mieć je. Nie zapominaj o mnie. Ja o Tobie też nie zapomnę.
Liam..."

Szybko otrzymuje wiadomość ode mnie:

,,Ale jak to? Czemu? Aha, czyli byliśmy tylko w fałszywym związku? Spoko. Byłam Twoją służącą, bo mama wyjechała na wyjazd służbowy. Masz rację, było to chaotyczne, ale po kiego grzyba się do mnie pchałeś? Rozumiem, że nie masz cywilnej odwagi przyznać się oko w oko.  Chociaż przez mobila mniej boli. Wystarczająco dużo dziś przeszłam.
Papa, Raq. X"

Odpisuje mi:

,,Nie o to chodzi. Nikt poza tobą nie wie o dziecku. Jeszcze. Zrozum, dziś dostałem maila o tym.. Nie wiem, jakim dupkiem musiałem być, aby z kimś pójść do łóżka w wieku 15 lat. Zniszczyłem życie tej osobie i muszę teraz jej pomóc.. Nie chcę, abyś całkowicie o mnie zapomniała, ale myślę, że niedługo będziemy mogli znów się spotkać i porozmawiać jak przyjaciele. Nie jak para, tylko przyjaciele.. Wrócę do Wolverhampton z synem. Z moim Nathanem i Elouise... Będziemy szczęśliwą rodziną, a Ty..znajdziesz sobie kogoś. Obiecuję, skarbie. Jesteś jeszcze kawałkiem mojego serca. Ono bije jeszcze dla Ciebie. Jesteś jeszcze moja, ale nie możemy być razem. Nie.
Kocham jeszcze, Liam.." (notka ode mnie: RYCZĘ XD)

Odkładam na chwilę telefon, aby wytrzeć łzy. Po chwili stukam na klawiaturze iPhona:

,,Okej, rozumiem Cię. Wiem, że będziesz idealnym ojcem. Po wielu latach spojrzymy w przeszłość i ujrzymy te kilka tygodni razem. A wcześniej te głupie kłótnie, dokuczanie z Twojej strony.
Nie chcę, abyś mnie opuścił na zawsze..będziemy przyjaciółmi. Ale Ty będziesz miał syna, żonę.. Będą na pierwszym planie.. A ja.. Postacią epizodyczną. Twój syn z pewnością będzie chciał poznać Twoją młodość, więc proszę, wspomnij mu o mnie.
Do kiedyś tam, Twoja Raq... ;*"

sobota, 7 czerwca 2014

Chapter 15-st

Proszę każdego, kto widzi ten post, niech skomentuje.. Dla mnie to motywacja.. Niedługo i tak skończę to opowiadanie.. Eh.
Dziękuję Oli i Sarze za komentarze <3 Dla Was mogę pisać o każdej porze dnia i nocy ;*

______________________________________________________________________________

  Co w niego wstąpiło? Ja wiem, że jeśli dam mu tą szansę, zmarnuje ją. Zawsze tak jest, więc czemu teraz ma być inaczej? Wolę teraz o tym nie myśleć. Pewnie nie będzie dawał mi spokoju, nawiedział.. Nie. Rocky, myśl optymistycznie..
Gdy zaczynają się lekcje, siadam na ostatnich ławkach, a nie jak dotychczas na drugiej czy trzeciej..
Oczywiście na dzień dobry babsko z historii nas kartkówkami zawala. To tylko u nas w szkole. Trzeba się z tym pogodzić. Ale jak?
Piszę byle co. I tak mam niezłe oceny, więc zdam spokojnie. Może ze średnią ocen 3 coś, ale będzie coś. Lepsze to, niż głupie poprawki.
Liam siedzi cicho z jakimś chłopakiem w swojej ławce. Ani razu się do mnie nie odezwał. Nie chce walczyć.
Ja też nie.
Może..
Może
Może z nim porozmawiam.
Ale nie..
To wszystko mnie przerasta.
Nie mam siły,
powiedział wszystko, co się mam nadzieję,
tam wydarzyło.
Muszę..
Muszę mu dać tą szansę.
Ale innego dnia,
nie teraz,
nie w tym  momencie.

"Powiedz im wszystko, co wiesz.
Wykrzycz to ze szczytów dachu.."

To mnie zabija.
Jestem wredna.
Ale jestem tylko człowiekiem.
Człowiekiem, który popełnia
błędy
i je naprawia.
On
popełnił błąd
ja
mu nie
wybaczyłam...

Powiedział mi wszystko, co wiedział,
Powiedział wszystko, co czuł..
Nie mam siły, a chcę walczyć.
Muszę postawić się sama
sobie..
Nie mogę być taka
wredna..
Jedna rozmowa..
Wszystko załatwi.
Zepsuje
lub naprawi..
Może być lepiej, a może
gorzej...

Gdy zabrzmiewa dzwonek, podnoszę się z trudem z krzesła i opuszczam szybko salę historyczną. Nie mam ochoty tutaj wracać. Jakiś horror. Patrzę na rozkład lekcji. Teraz wychowanie fizyczne.

CZEMU?! Nie chcę widzieć tej laski. Jeśli ją zobaczę obok Liama to pożałuje.
Może ja i Liam nie jesteśmy teraz razem.. Ze sobą.. Obok siebie, ale nie raczę za siebie.
On mówił, że żałuje. Ale..
Nie, nie myślę o tym. Nie mogę czuć najgorszego. Ona nie jest, ani nie będzie teraz z Liamem. A jeśli są razem.. Nie wrócę do niego. Nie, nie, nie!

"Your hand fits in mine..."

Idę powolnie do szatni, aby założyć strój sportowy. Po przebraniu jem banana, którego rano spakowałam do plecaka.
Po dzwonku oddycham ciężko.
Gdy opuszczamy szkołę, aby wyjść na boisko.
Strach.
Tylko to czuję.
Nie wiem, jak to określić.
Jak ona i mój Liamm.
Nie.
To się nigdy nie stanie.
Zapewniał mnie.

-Cztery kółka Rocky Jones, reszta nie biega. - rozkazuje Indiana.
-Co kurwa? Sama sobie biegaj, a nie.. Tapeta ci się rozpłynie pod słońcem. - wtrącił Liam. O co mu chodzi?
-Okej, mogę biegać. - mówię.
-Nie. - zaprzecza Liam.
-Bo co? - pytam.
-Bo nie. Jak chce, sama niech biega. No Indiana, biegaj, tylko uważaj, my tutaj gramy w nogę i nie chcemy tarzać się w twojej tapecie. - dogryza Payne.
-Niższy stopień ty i ty. - pokazuje na mnie i Liama.
-Kurde, co sobie lalunio myślisz? Że jesteś pępkiem świata? Haha, mylisz się. Ciekawe za jaki hajs cię zatrudnili. A może nie, może któryś z dyrków cię bzyka po kątach i za to tutaj pracujesz, żeby niewinne osoby karać słabszymi stopniami? Grubo się mylisz, uwierz, jutro już tutaj nie będziesz. - krzyczę.
-R..Rocky.. - mówi większość klasy z opadniętą koparą.
-Co? - mówię z dumą.
-J..jak ty się stawiłaś nauczycielce? - pyta Eliza.
-Normalnie. taka nauczycielka, że ho ho. - dodaję.
-Haha, kocham cię. - chwali mnie El.
-Uczcie się ode mnie, daleko zajdziecie. - mówię.
-Jasne, jasne. - wtrąca się Liam.
-O co ci chodzi? - pytam cicho.
-Porozmawiajmy na jakimś uboczu. Nie chcę przy wszystkich. - prosi chłopak.
-Jak widać jest lekcja. Może później?
-Dobra.. Ale na pewno? - pyta.
-Postaram się na pewno. Ale nie obiecuję. Muszę wrócić szybciej. - oznajmiam.
-Oh.
-Skąd znasz Louisa i Harry'ego? - pytam.
-Stylesa i Tomlinsona?
-No.
-Zayn ich zna, a, że są jego dobrymi przyjaciółmi, zaprosił ich na imprę.
-Ahh. To już wiem, czemu się kłóciłeś z Louisem, jak do ciebie po mnie przyjechał.
-To Tomlinson? Nie raczę za siebie. - warczy.
-Spokojnie, spokojnie, to mój kuzyn, nie masz się czego obawiać. - uspokajam go.

Koniec lekcji. Jak? Tak szybko? Wow. Pośpiesznie idę do dyrektora rozmówić się o Indianie.
Oczywiście, jak wchodzę, ten jest wbity w ekran laptopa.

-Dzień dobry, nie przeszkadzam? - pytam.
-O co chodzi? - odrywa wzrok od sprzętu.
-O Indianę.
-Jaką znów Indianę? - jest zdziwiony, co kurwa?
-No naszą nową nauczycielkę wf.
-Chodziło ci o Mary Benz? - pyta.
-Nie, Indianę Parker.
-Przecież pani Benz was uczy wf...
-Taka tapeciara, blond włosy z odrostami? - pytam.
-Tak, to pani Mary.
-Mi powiedziała, że to Indiana Parker. Jak kto woli..
-Co chcesz mi o niej powiedzieć?
-To zakłamana su..dziewczyna, która myśli, że wszystko może. Chce się na mnie zemścić, ponieważ jestem z osobą, która jej się podoba i robi mi zawsze na złość. Teraz, gdy mieliśmy z nią lekcję, kazała tylko mi biegać, a reszcie nie, mogli tylko patrzeć. Oczywiście odmówiłam. Nie będzie jakaś dziewczyna mówić, co mam robić. Zwłaszcza, że jest w moim wieku. No przepraszam, ale do nauki w szkole trzeba mieć ukończone odpowiednie studia.. - opowiadam.
-Co ty klepiesz? Ona ma 28 lat, ukończyła szkołę.  - odpowiada zdziwiony pan Manson. COKURWA?!
-Niech pan wpisze w wyszukiwarce Indiana Parker.. Będzie na liście rezerwowej do miss, chociaż i tak się nie dostanie, ale będzie wiek 17.. No przepraszam bardzo, ale równie dobrze i ja mogę tutaj pracować..  - sprzeciwiam się panu.
-Rozpatrzę to. Idź na lekcje, Raquelle. - mówi.
-Rocky... - mruczę cicho i opuszczam jego gabinet.

Co? Może ta zakłamana suka znała kiedyś Liama i specjalnie się tu przeniosła, aby zrobić mi na złość. Nie wiem, nic teraz nie wymyślę...

-Liam! - wołam, gdy widzę go w towarzystwie tej blondyny.
-Kurwa, Rocky.. - klnie pod nosem.
-Co, do cholery przy niej robisz? W dodatku ją obejmowałeś.. - krzyczę.
-Matka jej umarła.  - odpowiada.
-Tia, teraz jej w każdy kit wierzyć będziesz? Wiesz co? Chciałam dać ci tą szansę. - mówię tak, aby nie wydostało się poza ten kącik.
-Kochanie... - zaczyna.
-Co? - warczę.
-Naprawdę jej matka nie żyje.
-Ta, a wiesz, że tutaj pracuje pod fałszywym nazwiskiem, albo naprawdę się posługuje nieprawdziwym.. - mówię.
-Akurat. - wtrąca się tapeta.
-Tak, Mary Benz... Znaczy Indiano Parker.. - mówię .
-O co tutaj w ogóle chodzi? Mary... czemu? - jąka się.
-Liam, chcę dowiedzieć się prawdy..
-Dobra.. Mary była kiedyś  moją dziewczyną, ale wyjechała, nie miałem z nią kontaktu. Ale, gdy zmieniłem status na Facebooku na "w związku z Rocky Jones" wróciła do Wolverhampton.. Naprawdę nie wiem, czemu ona cię chce zniszczyć. Ja jej nie kocham, ja kocham tylko ciebie. To, co się stało na tej głupiej imprezie, nie powinno się stać. W dodatku byłem napity.. Tylko z tobą poszedłbym do łóżka. Ja cię kocham. Nikogo innego, tylko ciebie, Rocky. Nieważne, czy teraz mnie wyśmiejesz, czy wybaczysz, będę cię zawsze kochać i nikogo innego.. Moje serce bije tylko dla ciebie. Jesteś moim powietrzem, moim życiem. Rozumiesz?

                                        Zostaw komentarz :3

piątek, 6 czerwca 2014

Chapter 14-th

NA WSTĘPIE PROSZĘ O KOMENTARZE NAWET Z ANONIMA :3 DZIĘKUJĘ OLI I SARZE ZA KOMENTARZE <3
__________________________

Wybiegamy w trójkę z pokoju. Na ziemi leży ciocia, a wujek opiera się na krześle.

-Louis.. - szepczę.
-Żyją..chyba. - odpowiada chłopak.
-Skarbie, są w jako takim stanie. Trzeba szybko zawiadomić karetkę. - dodaje Harry.
-Już się za to biorę. - mówi roztrzęsiony Loueh i sięga po telefon...

          **PERSPEKTYWA LIAMA***

-Stary, to tylko dziewczyna. Nie ma co rozpaczać. - pociesza mnie Nialler.

On słynie z głupich komentarzy. Dla niego to "tylko dziewczyna", a dla mnie to ukochana osoba, która była przy mnie w potrzebie.
  Głównie Niall jest taki.. Nigdy nie był w poważnym związku, a udaje, że się zna.. Cóż, na niego liczyć nie mogę, a Malik leży w szpitalu. Mamie ani Roo się nie wyżalę. Ej, dlaczego życie jest takie beznadziejne?
Nie polecę teraz jej przepraszać. Nie wiem co robi i wyjdę na idiotę. Poza tym nie wiem, gdzie mieszka.
Pech. Pech największy. Jutro jak pójdę do szkoły się z nią spotkam.

-Liam, idź do sklepu. - prosi mama.
-To ja się będę zwijał... - mówi Horan.
Zabiję.
-Noo okej. - jęczę.
-Tutaj masz listę. Kup jeszcze proszek do prania.
-I zabezpieczniki dla ciebie i Rocky! - dodaje Ruth.
-Ha ha, bardzo śmieszne. - mówię pod nosem i wychodzę.

Kopię kamienie na chodniku. Jestem wyczerpany. Po co? Po co ja musiałem tam być. Równie dobrze mógłbym być wtedy z Raquelle. Mogliśmy leżeć razem na łóżku.
Czasem myślę, że to zaszło za szybko. W ogóle nie wiedziałem, co robić.
Kocham ją. Kocham ją i nie chcę, aby odeszła na zawsze. Nie dziś, nie teraz.
  Dochodzę do sklepu. Do kosza wkładam rzeczy z kartki i idę do kasy.
Kurde, wszystko drożeje. Nic nie jest takie, jakie było kiedyś. Tanie i dobre.
Wracając do domu zaczepia mnie Indiana. Znaczy pani od wf.
Co ona, do cholery, robi pod moim domem?

-Liam! - piszczy na mój widok.
-Daruj sobie. Przez ciebie dziewczyna ode mnie odeszła. - krzyczę, ale tak, żeby nikt poza nami tego nie usłyszał.
-Myślisz, że to przeze mnie? - stwierdza pytając.
-No nie, ona sama się ze sobą przespała, oszczędź sobie. Idź stąd. - mówię ostro.
-Aha. Czyli będziesz mieć niski stopień z wf na koniec.
-To kurwa mi grozisz? Jeśli to zrobisz tylko dlatego, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, nie poznasz siebie w lustrze.
-Bardziej ty siebie. -  dodaje i odchodzi.

Co za..babsztyl.. Jeśli mi postawi niżej stopień to nie pozna siebie. Obiecuję, że zwalę ją na kwaśne jabłko.
   Wracam z zakupami, stawiam na blat.

-Kim była ta dziewczyna? - pyta Ruth. Widziała.
-Nieważne.
-A tak w ogóle to gdzie Rocky?
*Próbuję coś wymyśleć*
-Stwierdziła, że nie będzie nam truć dupy i się wyprowadzi do kuzyna. - Liam, nieźle jest. Musi uwierzyć.
-Co jej zrobiłeś? - stwierdza bardziej, niż pyta.
-Nic! Czemu od razu podejrzewasz mnie? Stwierdziła, że będzie mieszkać z kuzynem...
-Dobra. Idź się ucz.

           ***Perspektywa Rocky***
Karetka przyjechała 20 minut temu.
Lekarze powiedzieli, że nie możemy być w szpitalu, ponieważ jest to zbyt poważne.
Najpierw matka, Zayn, oni.
Kto jeszcze?
Ktoś stuka do drzwi.
Louis podchodzi.
Widzi mojego ojca w okienku.

-Rocky, chodź do pokoju. Louis ma gościa. - prowadzi mnie Harry.

Gdy drzwi do pokoju się zamykają...

     
       ***Perspektywa Louisa***

-Oho, wujek Jones w samej osobie. - mówię.
-Zamknij pysk gówniarzu, gdzie Rocky? - krzyczy.
-Gdzieś na pewno. Nie tutaj.
-O, powiadasz?
-Ta. - zakładam ręce na pierś.
-To z jakiej paki stoją tutaj jej buty?
-Bo zostawiła. - mówię.
-Uważaj na słowa, chłopcze. - grozi mi.
*Nie boję się...*
-Uważaj na słowa, stary pryku.
-Słowa.. Pedale. - ubliża mi. Przygryzam wargę i rzucam:
-Zabójca.

Wujek nie oszczędza słów i wiąże mi wszystkie powiedzenia, które niby mają mnie zgasić. Nie udaje mu się.
Nigdy nie lubiłem go.
Aha, chce się bić?
Wymierza mi pięść w żebro. Kurczę się. Ale nie poddaję się.
Kopię go w łydkę, a następnie przyciskam go do ściany. Słabiak.

-Jeszcze raz tkniesz Rocky, ciocię, moich rodziców, a poznasz moje prawdziwe oblicze, morderco.

Wyrzucam go za drzwi. Trzepię ręce i myję je.
Pokój opuszcza mój ukochany i kuzynka.

               ***Perspektywa Rocky***

-Żyjesz? Już druga osoba sprzeciwiła się mojemu ojcu. - pytam.
-To słabiak, udaje mistrza i postracha, a naprawdę to cienias, który umie tylko walić w żebro.
-Kocham cię. - przytulam się do kuzyna.

Same wypowiadanie "kocham cię" kojarzy mi się z Liamem. Kocham go, ale to dzieje się za szybko. Wybaczę mu i co? Znów poleci do tej całej Indiany. Przecież jak ja nie chcę seksu, to musi z kimś się wybzykać, żeby zaspokoić potrzeby, których JEGO WŁASNA DZIEWCZYNA nie wykona.
Jutro szkoła. Boję się naszych reakcji na spotkanie..
   Idę do kuchni i do szklanki wlewam sok pomarańczowy. Rozkoszuję się smakiem napoju.
Nie mogę być spokojna po tym wszystkim. Wiem, co mi zrobiła matka, ojciec, Zayn, Liam, wujkowie, ale się o nich martwię.  Ojca nienawidzę, ale..

NAZAJUTRZ RANO:

Wstaję bardzo wcześnie. Nie mogę spać. Dzisiaj muszę się rozmówić z Liamem. To na razie koniec. Nie mogę tak dłużej czekać. Kocham go, ale nie jestem jeszcze na to gotowa.
Harry został na noc u Louisa, więc wolę nie wchodzić do nich do pokoju. Jeszcze im w czymś przeszkodzę...
Aby zabić czas robię sobie kąpiel. Trwa ona około czterdziestu pięciu minut. Nadal zostało sporo czasu.
Ale na szczęście jest Harry w salonie.
Wszystko jest posprzątane po wczorajszej akcji. Nie widać ani śladu ojca.

-Hej. - mówi Loczek.
-Siema. - mówię.
-Co tam?
-A co ma być? Nudno.
-U mnie też.

Interesująca rozmowa.. Jem, idę spakować torby i pół godziny wcześniej idę do szkoły. Akurat jest autobus. Ja to mam szczęście..

W SZKOLE:

Siadam na ławce przed budynkiem. Czekam..na nie wiem co.
Na pewno nie na Liama.
Wolverhampton wiosną jest naprawdę piękne.
Wszystko budzi się do życia, a niektóre umiera.

-Rocky. - ktoś siada obok.
*Czuję znajomy zapach.. Liam*
*Nie reaguję.*
*Powtarza moje imię*
-Co? - mówię arogancko.
-Pozwól mi powiedzieć coś o tym, co niestety się wydarzyło..
-No, mów. Mam mało czasu. - szepczę.
-To nie miało się zdarzyć. Poszedłem na tą imprezę. Na początku graliśmy na konsoli. Było okej. Tam byłem ja, Malik, Styles, Tomlinson, Andrew, Johnson i Obbey.  Nie było żadnych dziewczyn, dopóki nie wtrąciła się ta suka, Indiana.
Zrobiła drinki, wypiłem jeden, drugi, trzeci. A ja...abym się najebał, muszę wypić mało.. No i się tak stało, że...że wylądowaliśmy w łóżku.. Nie było to nic wielkiego. Nie byłem w niej. Tylko było..takie ....hm.dotykanie. Naprawdę, kochanie.. - gdy to mówi, głos mi się załamuje.. Nie mogę nic powiedzieć.
-Yy...zastanowię się.. - wyduszam i odchodzę...

Uhuuu, komentarze życzę :**

czwartek, 5 czerwca 2014

Chapter 13-th

"Ty i ja...nie możemy być jak oni..."

Wsiadam do samochodu Louisa. Muszę przyznać, że jest tutaj..wygodnie.
Skórzane fotele i tapicerka, klimatyzacja, radio.. Różne nowoczesne bajery. Muszę przyznać, że ciocia jest bogata, więc Louis może pozwolić sobie na takie coś...

-Właściwie to co się stało? - pyta.
-Opowiem ci w domu. Długa historia.. - mówię.
-Okej..

Nie chcę teraz mu mówić o tym, co się zdarzyło. Wie tyle, że się ostro pokłóciliśmy. Nic więcej.
Mogę się założyć, że jak teraz wszystko powiem, będzie wiózł histeryczkę, którą ktoś zgwałcił.
Gdy jesteśmy przy domu Tomlinsonów, wychodzę z samochodu zaparkowanego na podjeździe. Dawno tutaj nie byłam. Ciekawe, jak ciocia z wujkiem zareagują na mój widok. Przeczuwam kłótnię. Odkąd pamiętam, wujek i mój tata nienawidzą się, a ja to w dodatku pogorszę. Ta.

-Idź na prosto, tam jest pokój. Rozpakuj wszystko. Rodzice wiedzą, że będziesz u nas. - informuje Louis.

Oo, świetnie. Teraz muszę się ustatkować.
Po.chwili dzwoni telefon.

*Halo?*
*Tutaj szpital w Wolverhampton. Czy mam przyjemność z Raquelle Jones?*
*Tak, o co chodzi?*
*Pani matka trafiła tutaj. Jest w stanie krytycznym*
*Postaram się być jak najszybciej. Do widzenia.*
*Do widzenia*

Co jest? Czemu mama jest w szpitalu? Co się stało?

-Louis! Louis! - wołam.
-Coś się stało? - brunet przybiega z ciastkiem w ręku.
-Muszę wyjść. Mama jest w szpitalu.
-Pojadę z tobą.
-Wolę sama. Naprawdę, sama pojadę.

Chwytam portfel i wychodzę z domu Lou.
Przed posesją czeka mnie niemiła niespodzianka. Otóż mój ojciec.

-Raquelle, do domu. - mówi ostrym tonem.
-Nie. - sprzeciwiam się.
-Do domu!
-Udajesz takiego mocnego, bo Zayna w pobliżu nie ma? Aha.
-Zamknij się i marsz do domu.
-Trochę daleko mam. Wolę iść do szpitala odwiedzić osobę, którą zmasakrowałeś. - mówię.
-Zayna? - dziwi się?
-Nie, matkę..zaraz, co? - jak on mógł? Zayn...
-Tak, Zayna pobiłem. Wracam od matki.
-Nienawidzę cię przylizasie. Matka w szpitalu to teraz droga wolna do bzykania sąsiadki? A na grobie Asha kiedy byłeś? - warczę i opuszczam podwórko Tomlinsona.

Idę pustą drogą do przystanku. Jednak Louis mógł mnie pozwieźć.. Tutaj takie zadupie, że autobusy nie jeżdżą. Na szczęście szpital kilometr dalej.
Jestem zła, zdenerwowana, wkurzona i co nietylko na ojca.
Niszczy Asha, mnie, matkę, Zayna.
Pójdę na policję.. Nie dam rady. Muszę się starać o rozwód dla rodziców, bo szkoda patrzeć na niego.
Dla takich idiotów tylko psychiatryk dobry..
Jestem już na miejscu. Dowiaduję się o sali Zayna. Najpierw go odwiedzę.
Wchodzę ubrana w jakiś fartuch do "dwudziestki", gdzie Malik leży z kroplówkami. Jest przytomny.

-Rocky? Czemu mnie odwiedziłaś? - mruczy.
-Przepraszam za ojca. Nie wiem czemu ci to zrobił.. Naprawdę..
-Skąd wiesz, że to on?
-Mówił mi. Miał czelność jeszcze to powiedzieć.. Dlaczego?!
-Nie wiem. Jest okej. Wracałem ze szkoły, a on mnie zlał.
-To skurwiel i tyle.. - mówię i chcę wyjść, ale Zayn mnie zatrzymuje.
-A ja przepraszam za Liama. Był pijany..
-Kiedy? - łza mi się kręci w oku.
-Ostatnio. Wtedy co ten SMS mu przysłali był najebany i nie kontaktował ze światem.
-On ma prawie 17 lat! - nieco głośniej mówię niż zamierzałam.
-No jeju. Ja palę od 2 lat.
-Liam to nie ty.

Wychodzę jeszcze bardziej poirytowana niż byłam. Teraz muszę znaleźć matkę.

-Krew dla pani Jones! - krzyczy pielęgniarka..

To nie może być moja mama. Wiele ludzi z Wv noszą nazwisko Jones.
Siadam na krześle i sprawdzam wiadomości w iPhone.

Od: Liam: Przepraszam.

Co on myśli? Będzie bezkarnie pisać przepraszam? Niech się teraz wali. Przyjdzie czas - pogadam z nim.
Nie teraz.

-Przepraszam, gdzie leży Johanne Jones? - pytam lekarza na korytarzu.
-Co? Aa, pani z udarem? Pod sześćdziesiąt sześć. - odpowiada.

Jaki udar? Czyli to nie ojciec.
Matka kiedyś miała już udar.. Na szczęście lekki. Mam nadzieję, że przeżyje.
Ale i tak nie wrócę do domu. Nie chcę widzieć ojca. To jełop..
  Gdy wracam do Louisa, jest przygotowany posiłek. Kurwa, ciocia i wujek. Tia, wejdę bezkarnie i powiem "Pokłóciłam się z chłopakiem i zostanę tutaj przez parę dni".
NIE. Stoję w kącie korytarza. Patrzę, czy są tutaj jakieś skrytki.
Uf, na szczęście do pokoju Louisa nie przechodzi się przy jadalni.
Szybko przemykam i wchodzę do pokoju kuzyna. Widzę, jak siedzi i się uczy.

-Nie przeszkadzam? - pytam.
-Nie. Chodź. Miałaś mi powiedzieć, co ten cały Liam ci zrobił.
-A, tak.. Więc.. Uf
-Spokojnie.
-Jesteśmy ledwo 3 tygodnie razem. Zachowywał się dziwnie. Teraz, gdy przyszedł upity nocą do domu, zostawił telefon na szafce i gdy do niej podchodziłam, przyszła wiadomość. Zdradził mnie z naszą nauczycielką wf. I się tłumaczył, że to nie on, to pomyłka, a wcześniej z nią konwersował.
-No, był najebany. Wybacz mu. - mówi Louis.
-Nie. Nie teraz. Nie jest taki, jak na początku. Był..milszy. Mniej ignorancyjny.
-Porozmawiaj z nim. Na pewno mu wybaczysz. Zmieni się. - obiecuje kuzyn.
-Nie znasz go. On jest kompletnie inny niż ci się wydaje. Jak mu wybaczę znów mnie zdradzi..
-To ja pogadam z nim..
-Nawet nie próbuj! - warczę.
-Louis, Harry przyszedł. - informuje ciocia.
-To ja wyjdę... - postanawiam.
-Zostań. - prosi Louis.
-Hej! - mówi wesoło loczek.
-Hej..ah, to Rocky, kuzynka. To Harry, mój...chłopak. - mówi lekko zawstydzony Tommo.

Podajemy sobie nawzajem ręce. Zdziwiło mnie to, że Loueh jest homo.
Muszę przyznać, że interesuję się takimi związkami.

-Ta, trochę dziwne, że jestem gejem? - pyta.
-Loueh, to normalne. Interesuję się życiem homoseksualistów. - uśmiecham się.
-Uh, pewnie mówisz tak, bo jesteśmy rodziną.
-Nie. Jest to normalna rzecz.

Kurde.. Patrzę, jak oni są szczęśliwi, to mi łza się w oku kręci.. Nie jestem w stanie patrzeć na ich szczęśliwych, na to, że ja i Liam nigdy ich nie będziemy naśladować.. Nigdy nie będziemy tacy, jak oni..
Z kuchni słyszę kłótnię ze znajomym głosem. Co do cholery tutaj robi mój pierdolony ojciec?
  Udaje mi się usłyszeć "Jeszcze was zabiję", czy coś w tym stylu..
Ja się serio boję. Teraz to się zaczyna horror.
Ciocia krzyczy.
Ojciec krzyczy.
Wujka nie słychać.
Tata oddaje strzał.
Głosy milkną. Tylko słychać trzask.
Wybucham płaczem, Louis również..

_____________________

HEJ :/ CZEMU BYŁY TYLKO 3 KOMENTARZE?! JA ZAMIAST UCZYĆ SIĘ DO POPRAWEK PISZĘ DLA WAS! NIE JESTEM W STANIE NAPISAĆ DŁUGIEGO ROZDZIAŁU! /:
SPECJALNIE ROZDZIAŁ DZIŚ, BO BYLAM W KOŚCIELE, A WENA TAM NAJLEPSZA CD

SKOMENTUJ! X

niedziela, 1 czerwca 2014

Chapter 12-th

                                                     Nazajutrz rano
-Liam..Liam...Liam! - budzę chłopaka.
-Hm? - jęczy.
-Wstawaj, do szkoły idziemy. Poniedziałek!
-Co?
-Nie marudź tylko wstawaj..
Dziwne.. Ja jestem na nogach od 6:25 A.M., a on ledwo się wznosi przed 7 rano.. Ale cóż, trzeba się przyzwyczajać. Wniosek? Liam lubi sobie pospać przed szkołą.
Pakuję kanapki do swojej szkolnej torby, a dla bruneta przyrządzam bułkę z serem. Pani Payne mówiła, że to jego ulubione danie śniadaniowe, więc czemu by nie przygotować?
Siadam przy stole i zaraz na dół schodzi zaspany Liam.
Włosy ma rozwiane, oczy przymrużone.
Nie wyspał się, choć jest 5 po siódmej.
O tej porze ja zawsze wychodziłam na przystanek. Choć miałam dłuższą drogę.
Brunet bierze chleb z szynką i pomidorem z talerza stojącego na stole jadalnym.
Szybko pochłania posiłek i idzie się ubierać. 30 minut po siódmej opuszczamy dom i kierujemy się ku przystanku autobusowym.
Gdy jesteśmy na miejscu, towarzysza zaczepiają przyjaciele. Pytają o różne duperele, m.in. czemu nie był tyle w szkole itp.
Gdy zegarek wskazuje 7:45 a.m., bus zbiera nas z postoju.
Droga jest krótsza, bo 5 minut.
Wchodząc do szkoły zostaję sama. Liama porywają przyjaciele, a ja znów bez nikogo. Nie udało mi się porwać Amy, ponieważ prawdopodobnie jest na uczniowskiej wymianie. Tyle mnie ominęło..
-Jones, Jones! - dobiegło mnie wołanie.. To Liam. I czemu po nazwisku?
-Coś się stało? - pytam.
-Dziś wychodzę z chłopakami, więc możesz mnie spodziewać później. Nie czekajcie z obiadem. - mówi i odchodzi.
Zaczyna się.. Sądziłam, że z powrotem do tych idiotów Payne zacznie znów się szlajać. Nie wie, z kim zadziera.
Cóż, nie może wiecznie w domu leżeć. Należy mu się wyjście.. Choć mógłby mnie - jako jego dziewczynę - również wziąć. Życie.
Pierwsza jest najgorsza lekcja świata. Wychowanie fizyczne. Nienawidzę tego przedmiotu. Od tego się wszystko zaczęło.
-Gdzie Stewart? - pytam Edwarda, gdy wchodzimy do sali gimnastycznej.
-Zwolnili go.
-Czemu?
-Takie tam wybryki..
Woohoo! Nie będzie tego jełopa! Ale kim jest ta dziewczyna? Wygląda mi na jakieś 20 lat, a uczy nas - 17 latków w-fu... Coś tutaj nie halo. Nie znam jej, mogłam chodzić wtedy do szkoły.
-10 kółek dookoła sali. - oo, ktoś tutaj ma wymagania.
10 kółek.. A nasza "sala" to ogromna hala, więc nikomu nie będzie się chciało biegać.
-Najpierw jest rozgrzewka.. - mówię.
-Ah, ja uczę przedmiotu nie ty, lalcia. - kurde co? Jakie słowa. Chyba jest gorsza niż Stewart, choć u niego nie możnabyło zwolnień od rodziców, więcej, niż 2 razy na 2 tygodnie.
-Nie biegam. - mówi Eliza.
-Twój problem. - odpowiada nauczycielka. O ile można ją tak nazwać.
Menda.
Drugi i trzeci to angielski. W sumie okej było. Poza testem. Dostałam C, choć zasługiwałam na B-.. Ale nie będę się sprzeciwiać nauczycielce. Choć tylko ona jedna sprawdzi 19 sprawdzianów w 2 godziny lekcyjne.
Czwarta poniedziałkowa godzina jest tzw.okienkiem. Robimy co chcemy, choć nie za głośno.
Odizolować się od ludzi.
-Rocky! - woła Payne.
-Co? - mówię
-Jednak na noc wychodzę. - mówi nieco zakłopotany.
-Nie ma sprawy. - wzruszam ramionami.
-Na pewno nie będzie ci to przeszkadzać? - pyta.
-Nie, oczywiście nie będę się martwić co robi mój chłopak.
-Kochana jesteś.
W co ja się wpakowałam?
Piąta godzina spędzona w szkole to jedna z najlepszych. Mianowicie chemia. Nie było pracy domowej, robiliśmy notatki przed sprawdzianem. I tak dostanę piątkę, więc nie trzeba się stresować.
I wreszcie 6. Zajęcia z francuskiego.
Pani Benson jest na zwolnieniu, więc 2 godziny tego języka zostały odpuszczone i poszliśmy do domu.
Ja oczywiście przyszłam w towarzystwie Liama, wracam sama. Sierota.
Wchodzę do mojego tymczasowego mieszkania i od progu wita mnie woń zupy pomidorowej. Mniam.
Krążą plotki, że mama Liama gotuje świetnie, więc...mam dziś raj serwowany na talerzu z ryżem.
-Dzień dobry ponownie. - mówię. W salonie zauważam Ruth.
-Witaj Rocky. - dziewczyna uśmiecha się.
-Gdzie zgubiłaś Liama? - pyta starza kobieta.
-A, właśnie. Powiedział, że nie wróci na noc. Idzie gdzieś z przyjaciółmi. - w gardle rośnie mi gula. Ciężko jest mówić o ignorancji chłopaka..swojego chłopaka. Najważniejsi przyjaciele, co tam dziewczyna, która była przy nim w potrzebie. Maszyna do gotowania, sprzątania i seksu.
-Oj.. - wymyka się z ust mamy chłopaka.
-Co jest? - pytam.
-Nic, nic. Po prostu...za dużo ryżu ugotowałam..no i..
Aha. Wykręt pierwsza klasa.
Kobieta podaje zupę, zjadam i idę odrobić zadania domowe. W sumie nie jest tego dużo. Tylko chemia i angielski. Ale nauka na chemię. Nie chcę odkładać tego na ostatni dzień, więc uczę się stopniowo.
-Nie przeszkadzam? - wchodzi Ruth.
-Właściwie to się uczę, ale skończę później, chodź. - odkładam notatki.
-Jest coś między tobą a Liamem?
-Tia. Jesteśmy razem.. Znaczy..chyba. A co?
-Nic.. Jesteś dziewczyną, z którą wytrzymał najdłużej.
-Co masz na myśli?
-Um, jak miał dziewczynę, zależało mu tylko na służeniu. Przynieś to, zrób tamto, wyrzuć sramto..
-Był inny. - mówię.
-On zawsze był, jest i będzie taki.. Nie chcę nic sugerować, nie kraczę, ale za miesiąc cię rzuci... Mówię prawdę, Raquelle.. - wychodzi.
Wracam do uczenia się. Zajmuje mi to popołudnie i pół wieczora. Gdy kończę idę po coś do jedzenia, włączam program telewizyjny. Około 11 w nocy kładę się spać. Budzę się nie w pustym łóżku. Liam łaskawie wrócił.
Wstaję bez słowa. Na komodzie leży jego blackberry. Przed chwilą przyszedł SMS.

OD: INDIANA: Było super! Kiedy to powtórzymy, tygrysie? Mam nadzieję, że Twoja dziewczyna będzie zadowolona w łóżku! :*

C..co? On..nie, nie mogę tak myśleć. Pewnie pomyłka. Ale nie.. Czytając inne SMS zmieniam zdanie. Nie jest to pomyłka. On z nią pisał.. On może mnie zdradzać..
Schodzę roztrzęsiona do kuchni. Opieram się o blat i sączę sok ze szklanki.
Kroczę do łazienki. Myję zęby, ubieram się.
Gdy już jestem gotowa zewnętrznie, wracam do pokoju po książki.
Na łóżku siedzi Liam i szuka telefonu.
-Tego szukasz? - macham mu sprzętem przed oczyma.
-Skąd masz mój telefon? - warczy.
-Właściwie to ci go oddaję. Po szkole mnie tu nie zobaczysz. Świnia.
-O co ci chodzi? - jest zdziwiony.
-Ty jesteś głupi czy tylko udajesz?
-To drugie. O co ci chodzi?
-SMS od nijakiej Indiany. Nie kojarzysz, 'tygrysku'? - prawie krzyczę.
-Ale...nie wiem, o czym mówisz! Telefon mi zabrali! - tłumaczy się.
-Mh, a wcześniejsze SMS'y też kto inny napisał? Weż, powiedz prawdę zanim będzie za późno. Kim ona jest?
-Dobra...Indiana to nasza nauczycielka od wf.
-Co?
-Indiana to nasza nauczycielka od wf.  - powtarza.
-Słyszałam! Co cię z nią łączy?
-Tylko jeden raz.. - mówi.
-Kiedy?! Wczoraj? Lub dziś rano?
-2 miesiące temu.
-To z jakiej paki wziął się SMS z wczoraj?
-Nie wiem! Naprawdę nie wiem!
-Daruj sobie. Wiem, ze ten "jeden raz" był wczoraj..
-Ale Rocky... - mówi. Wychodzę.
Co za... Nie mam słów, aby to określić. Jest podły. Ruth mówiła..mówiła, że dziewczyny były jego służącymi.. On to oszust. Nienawidzę go.
Wybiegam z domu Payne'ów. Nie chcę tutaj wracać. Dzwonię do Louisa. Kim jest? Mój kuzyn. Mieszka tutaj, w Wolverhampton. Ale na samym końcu miasta. Miałabym wstawać wcześniej do szkoły, ale przynajmniej nie czułabym tego bólu, jaki sprawia mi Payne.
Tomlinson ma przyjechać po mnie wpół do 5 po południu. Mam czas na jedzenie i pakowanie.
Po szkole, godzina 3.45 P.M.
Wracam ostatni raz do tego domu. Nie jem na razie, tylko idę do pokoju spakować torby. Przy okazji za pamięci piszę do mamy, że będę u Louisa od teraz do końca wakacji. Na szczęście niedługo nastąpią.
Gdy mam spakowane wszystko schodzę na dół i nakładam obiad.
Unikam Liama, jego wzroku.. Siedzi kilka metrów ode mnie..
Odnoszę talerz do zmywarki i aby zabić czas przeglądam gazetę. Punkt 5 do drzwi dzwoni Louis.
Podchodzę i je otwieram.
-Gotowa? - pyta z uśmiechem jak banan na twarzy.
-Czekaj, pójdę po walizki.
Biegnę do pokoju po torby i jak schodzę na dół, widzę byłego chłopaka kłócącego się z kuzynem.
-No to jedziemy. - Tommo klaszcze w dłonie i opuszczamy razem posesję Payne'ów.

__________

Hej! Skąd dziś rozdział? Dzień dziecka + wena = rozdział.
Dziwne. Matmy nienawidzę, a za jej pomocą tworzę :D
Szkoda, że było tylko 4 komentarze :c
Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej c:
+
Co sadzicie o nowym wyglądzie bloga? :)
Czekam na moje zamówienie o szablon :3
Kocham ! Xx

czwartek, 29 maja 2014

Chapter 11-th

Większą część dnia spędzamy w ciszy. Malik trupuje na kanapie, Liam zapatrzony jest w telefon, a ja przygotowuję się do szkoły.
Fakt, jutro zaczyna się męczarnia i muszę wykombinować usprawiedliwienie za nieobecność..
Szok..
Nagle ktoś przyciska dzwonek od drzwi..
..
-Otworzy ktoś? - mamrocze Payne.
-Nie, bo ty masz daleko, wiesz. - odpowiadam. Ma zaledwie kilka centymetrów mniej ode mnie do drzwi i ma lenia, aby otworzyć.. Zajebiście.
Przed domem stoi znudzony blondyn. Nigdy go jeszcze nie widziałam, nie wiem kto to...
-Jest Liam? - pyta pewnie.
-Yhy.. Wchodź. - wpuszczam go do domu.
Kim on jest?
-Oo, Niall. - wstaje Liam.
Zaraz, Niall.. coś mi kiedyś o nim opowiadał.. Świta mi coś, tylko nie wiem co...
-Witaj, bracie. - przybijają sobie dłoń.
Umiejscowiam się z powrotem na sofie chwytając nowy telefon i włączając muzykę.
Nie chcę podsłuchiwać, więc zabieram się również za książkę. Do moich rąk wędruje stara jak świat książka o Winnetou. Cóż, w domu Liama nowoczesnej poezji się nie znajdzie.
Nie mogę się skupić na opowieści. Przez myśl przeplata, kim on jest? Wiem, że coś o nim kiedyś słyszałam..
                  **OCZAMI LIAMA**
Rocky jest zajęta czytaniem. Zayn nawalony na kanapie, nie można go przenieść. Kurwa.
-Więc..jak? Zrobiłeś to, co miałeś? - pyta kuzyn.
-No, zrobiłem, ale...nie wiem, czy wypali.
-Czemu miałoby nie wypaść?
-Jest zbyt naiwna. Jak się dowie, że to dla kasy to mnie znienawidzi. Ta. - odpowiadam.
-Payne, ona jest na gwizdek. Jak jej coś powiesz to to wykona. Myślisz, że jej nie znam?
-No nie.
-I tu się chłopie, mylisz! Znam ją. Raquelle Elizabeth Jones. Mieszkała kiedyś w Liverpoolu, a ja tam mieszkałem. Miała kilku na ustawę. - mówi Nialler.
-Kurwa! Liam! Oddawaj te żarcie. - wrzeszczy Malik. Jeny, nawalił się.
-O co mu, do cholery, chodzi? - pyta rozbawiony Horan.
-Ee, najebał się.
Rozmawiamy o ustawieniu i naiwności dziewczyny. Nie wiem, czy ona to słyszy, ale jeśli tak, jest kurwa grubo. Nie może się o tym dowiedzieć. Wiem, że jej o tym mówiłem, ale mam nadzieję, że wie tylko kim jest Niall i o tym, że z czasem będzie moja. Nic, ani nic nie może wiedzieć o kasy. O tym, że jak będzie moja wyżej miesiąca, dostanę kasę od kuzyna.
W czasie, gdy mówię Niallowi o jutrzejszym dniu, brunetka zrywa się z miejsca siedzenia i ucieka z domu trzaskając drzwiami.
Co kurwa? Wszystko słyszała! Jakim cudem?! Miała słuchawki w uszach. Zabije mnie. FUCK!
-Uh, idę za nią. - opuszczam dom biegiem.
Biegnę przed siebie szukając ukochanej. Nie chcę, aby po tym czasie mnie opuściła i wróciła do ojca. Nie chcę, aby się męczyła..
Wreszcie zauważam postać w czekoladowych włosach. Siedzi w parku rzucając kamyczki do wody.
Podchodzę do niej.
-Ej, skarbie. Co się stało? - pytam.
-Kurde, skarbie?! Twój rzekomy "skarb" jest zakładem! Liam, wiedziałam, że jesteś, może byłeś wredny, ale nie spodziewałam się czegoś takiego! - łka.
-Kotku... - kładę dłoń na jej ramieniu.
-Odejdź. - mówi Rocky.
-Porozmawiajmy, proszę.
-O czym? Chcesz mnie wykorzystać, zostawić i żyć długo i szczęśliwie. Możesz to już teraz załatwić, proszę. - warczy.
-To nie tak! Ej, nie płacz.. To nie tak, jak ci się wydaje!
-A jak? Myślisz, że jest super, świetnie. A tak nie jest. Obmyślasz plan, jak przelecieć pierwszą, lepszą laskę ze szkoły. Sorry, ale w tym momencie muszę iść po walizki i wracam do domu. Nie chcę mieszkać z kimś, kto chce... - rozkleja się.
-Dobra. Rób co chcesz. Nie można ci nic do rozsądku przemówić!
-Mi? Czy mówisz o sobie? Raczej to drugie.
-O tobie, uwierz. - mówię.
-Ta, dobra, idź, oszczędź mi nerwy, okej? - pyta.
-Ta, chodź do domu.
-Nie. Nigdzie z tobą nie idę.
Kurde, jak ona mnie denerwuje! Ma jakieś głupie wahania nastroju. Raz jest wesoła. Zaraz zdenerwowana.. Jutro szkoła, trzeba się nauczyć.
-Nie idziesz. Ale polecisz. - łapię ją przez ramię. Rocky mnie drapie i co nietylko. Widzę, że pod domem nie ma auta Nialla. Widocznie nudziło mu się..
Otwieram drzwi fartem i stawiam dziewczynę w salonie.
-Odwala ci? - jest zła. Widać..
-Nie. - przelotnie cmokam ją w policzek i zamykam drzwi. -Chcesz jeść?
-Nie. Gdzie Zayn? - dodaje.
-Może poszedł do domu? Nie widzę go, jak nie ma mnie obok niego.
-Czyżby? - krzyżuje ręce na piersi.
-No.
Mam ochotę jej przyłożyć. Jest czasem kurde taka wnerwiająca! Potrafi zabić wzrokiem wszystkich, co na nią spojrzą.
-Liam, nie chcę już z tobą być. Mieszkać. - w tym czasie do domu wraca mama.
-Dlaczego? Wiem, że jestem dupkiem, ale daj mi szansę. Wiem, że spierdzieliłem to.. Nie jesteśmy razem długo, ale żeby już kończyć? Nie... - odpowiadam.
-Odpocznijmy od siebie..tak będzie najlepiej.
Moja rodzicielka wchodzi do salonu. Widać, że nieco smutna, słyszała naszą rozmowę..
-Co się dzieje? - pyta obejmując mnie na powitanie.
-Nic... - zostawiam matkę i idę do sypialni.
Jestem dobity. Ludzie mnie nienawidzą.. Teraz najważniejsza osoba w moim życiu, Rocky mnie zostawia..
Dziewczyna stoi na balkonie i skubie palcami kwiatki. Szkoda.. Szkoda, że mnie opuszcza. Walę się na łóżko i przymykam oczy. W ciemności widzę szczęśliwą Jones. Jest dla mnie ważna.. Muszę z nią jeszcze raz szczerze pogadać. Nie zostawię tego tak, jak jest.
Wstaję z miejsca i kieruję się na balkon. Oplatam rękoma partnerkę. Ona wzdryga.
-Przepraszam.. - szepczę do ucha brązowowłosej.
Nie odpowiada. Widocznie sprawiłem jej ten ból.. Ból, o którym nikt nie marzy. Nikt nie chce być na jej miejscu.
Stoimy w tej samej pozycji. Delikatnie huśtam ją. Wreszcie się odkręca i wtula w mój tors.
-Jedna szansa. Nie zepsuj tego. - mówi.
-Obiecuję...
NO! Wreszcie rozdział :D Kilka spraw:
• "PAIN" TO NIE IMAGIN!
• ROZDZIAŁY CO SOBOTA, ALE JUTRO WYJEŻDŻAM I NIE WIEM, CZY BĘDZIE INTERNET :(
• NOWY BLOG http://change-harrystylesff.blogspot.com
• SKOMENTUJ, ALE NIE PISZ "NEXT"! :d

wtorek, 20 maja 2014

Chapter 10-th

Po zjedzeniu udałam się do sklepu na małe zakupy. W lodówce świeciło pustkami, także przydałyby się jakieś większe zakupy.
Zgodnie z listą kupiłam:
-majonez
-sery
-mleko
-jaja
-jogurt
-napój
-wędliny
-owoce i kilka sztuk warzyw.
Po drodze zachodzę do piekarni i kupuję świeże bułki.. No, świeże, bo dzisiejsze.
Wracam do mieszkania Payne'ów z pełnymi torbami. Odstawiam na blat.
-No, no.. - wchodzi Liam.
-Mało..Tylko nie starczyło mi pieniędzy.. - wypakowuję zakupy.
-Mhm.. Nie gadaj. Zaraz przyjdzie Zayn.. Nie masz nic przeciwko? - pyta.
-Niee, oczywiście, że nie.
Należy mu się spotkanie z przyjacielem. Jutro szkoła, więc nie będzie tyle czasu.. Zwłaszcza, że trzeba zacząć brać to już na poważnie.. Liceum.
Pół godziny później po mieszkaniu rozlega się pukanie do drzwi. Pewnie Malik..
-Siema. - mówi i przybija piątaka Liamowi.
-Siema. - wchodzą do salonu.
Siedzę cicho na fotelu i przeglądam gazety.. Telefonu nie mam, laptopa też nie.. Żyję nosząc ciuchy Ruth..
Słyszę śmiechy dobiegające z sofy.
-Ej, ja idę na spacer.. - zaczynam.
-Idź. - odpowiada Payne.
"Idź"? Tak się mówi do ukochanej? Świetnie..
Kieruję się do domu... Nie mogę dłużej mieszkać u chłopaka i jego rodziny. To natrętne... I trochę niekomfortowe..
Niepewnie podchodzę do drzwi frontowych i naciskam na klamkę.
Stare drewno skrzypi, a ja widzę środek mojego mieszkania.
Wewnątrz nikogo nie ma.. Ale to parter. Zaraz zobaczę resztę..
Wspinam się na stopnie i idę w kierunku mojego starego pokoju. Na biurku widzę nowy telefon. Co kurna? Chcą, abym wróciła i kupują mi telefon.. Przekupka.. Serio, banał. Ale przyznaję, że ładny.
IPhone zaraz ląduje w mojej torebce jak takie rzeczy, jak:
-portfel
-książki
-ubrania
Nie wiem, co powiedzieć rodzicom.
Słyszę krok na schodach. Zbliża się tutaj..
Moja matka.. Wchodzi do pokoju.
-Rocky.. Co ty tutaj robisz? - pyta zdziwiona.
-Jak to co? Pakuję się.. Nie chcę tutaj mieszkać. - odpowiadam.
-Jak to się pakujesz? Ot tak?
-Ot tak. Mam sporo pieniędzy, internat się wynajmie. Nie mam ochoty żyć ze zboczeńcem pod jednym dachem, okej? A i dzięki za telefon, bo tamten długo nie pożył..
-Co? Zepsułaś blackberry? - matka się wkurwia..
-Tsa. Przez ciebie. Mogłaś mi nie pisać o tym pierdolonym ojcu.
-Słowa... Uważaj na słowa. - grozi mi. Nie boję się..
Od czasu, gdy "mieszkam" u Liama stałam się silniejsza i nie panuję nad słowami..
Zabieram torbę i wychodzę z domu rodzinnego.
Zastanawiam się, czy do końca roku szkolnego nie zostać u Payne'a... W sumie mam kasę, opłacę swoje 4 ściany.. Mogę i gotować.. Zastanowię się jeszcze..
W sumie, Liamowi nie zależałoby na tym.. Jestem jego kucharką, dziewczyną od seksu.. Zobaczę, że jeszcze tak będzie.
Pukam do jego drzwi. Z wnętrza budynku słyszę "Jezuu.." ..
Otwiera mi chłopak z rozwianymi brąz włosami i lekkim zdenerwowaniem na twarzy.
-Gdzie byłaś? - mamrocze.
-Jesteś pijany? - pytam.
-Gdzie byłaś? - powtarza.
-Nieważne, pytam, czy jesteś pijany?
-Nie.. Wypiliśmy...trochę, ale nie.
-Liaś, widzę.. - jest mi przykro.
 Nieciekawie jest widzieć pijanego chłopaka. Wchodzę dalej, do salonu. Jest tam pełno puszek po piwie. I śpiący na kanapie Malik.
-Liam, czy to się nazywa "trochę"? Czy wiesz, co to umiar? Raczej nie.. Zawiodłam się na tobie.. Na Maliku też, ale jest narąbany bardziej niż ty. Eh, szkoda. - mówię i kieruję się do sypialni.
Liam za mną się gramoli, ale czuję, że zaraz zleci ze schodów.. Boże, czemu ja ich zostawiłam?
-Piłem tylko trochę.. Malik wychlał to wszystko.. Uwierz mi, no. - obejmuje mnie w pasie.
-Liam, ale nie wierzę. Wiem, że jesteś zdolny do tego.. Wiem, Liam. - mówię.
-Ale to Malik.. Obiecuję, że już więcej to się nie powtórzy...
-Okej, ale czemu, jak wychodziłam, rzuciłeś tylko "idż"? - pytam.
-Nie wiem.. Jakoś przy Zaynie czuję się..dziwnie.. Ta, jakoś tak.
-Okej,  ale nie musisz tego aż tak pokazywać, nie?
-Przepraszam...
Tia, wiedziałam, że tak będzie. Przeprasza, potem znów coś spieprza. Zawsze tak będzie.
-Kocham cię, Rocky. - mówi, po czym muska moją szyję. Wiem, na co ma ochotę.
-Też cię kocham, Liam. - układam mu włosy.
"Hahahahaha" - z dołu słychać śmiech. Kurde, Malik jest nieźle narąbany..

                                                    ***Wcześniej***  
                                                ***OCZAMI LIAMA***
-No i jak układa ci się z Rocky? - pyta Malik upijając łyk piwa.
-Jesteśmy razem...Jeden dzień, ale na seksy jeszcze nie jest gotowa.. Chętnie bym ją wziął tam, gdzie jest.. Nawet na ulicy. - odpowiadam.
-Zbok. - śmieje się Malik.
-A co z Zoe? - zaczynam. Widzę, że jest lekko zdenerwowany tym tematem, ale trudno..
-Rozmawiałem z nią. Powiedziała, że ma mnie gdzieś.. Nie była taka, jaką sobie upodobałem.. Leciała na seks.. Nic więcej. Ewidentnie była laską z pełną kieszenią. - odpowiada.
-Łooh, stary, tą sukę przeleciałeś? - śmieję się i biorę łyk alkoholu.
-No niestety... Zbytnio się podnieciłem związkiem i 3 tygodnie później leżeliśmy w...wannie. Bądźmy szczerzy.. - mówi.
-Moja Rocky nie chce jeszcze seksu.. Najwidoczniej nie wie, jakim jestem człowiekiem.. Wszystko poszło za szybko. Zauroczyła mnie w dniu, kiedy weszła mi do pokoju tak ot.. Nie wiedziałem, co się dzieje.. - zacząłem.
 Godzinę później Malik ledwo siedział, a ja jakoś się trzymałem, bo Raquelle wróci..
Słyszę pukanie do drzwi.
-Jezuuu.. - mamroczę.
Otwieram.. Z zewnątrz stoi moja dziewczyna z torbami.
-Gdzie byłaś? - mamroczę.. (...)

                                                                      ******* 
                                                                       ~**~
Schodzimy na parter. Malik skacze ze śmiechu po całej kanapie, a my mamy z niego niezły ubaw. Ciekawie to wygląda, ale pewnie ma jakieś napady.. Po chwili się uspokaja i głośno chrapie.

_________________________________________________________________________________

Noooo i mamy 10 rozdział.. Szczerze? Jest nudny.. Ale jak kto woli.. 

OCENIAJCIE SZCZERZE! KRYTYKA MNIE NIE ODSTRASZA, A WZMACNIA DO DALSZEGO DZIAŁANIA! ~DIANA PAYNE

ZAPRASZAM NA DRUGI FAN FICTION O 1D, A TERAZ MAM O NIALLU <3 *-*

TEJKEN XDD <----------------- TAKEN KOMENTUJCIE :*]
  

poniedziałek, 19 maja 2014

Chapter 9-th

   Zayn opuszcza dom. Pomagam Liamowi wstać i prowadzę go na łóżko do sypialni. On niedługo się cały połamie.. Serio.
-I jak? - siadam.
-Boli jak cholera.. Nie, nie jest złamana.
-Wiesz co? Lepiej to sprawdzić... Umów się na wizytę.
-Dopiero wyszedłem ze szpitala. Znów powrócę. Zawału ze mną dostaną. - śmieje się.
-Tia..  Pewnie nie jest AŻ tak źle.
-No coś ty. Jest gorzej niż można.sobie wyobrazić. Ugr. - mówi.
-No okej, poleż tutaj. Zaraz lód ci przyniosę.
  Ja...kocham..go. Od tego momentu, gdy nocuję u niego, nasze kontakty się poprawiają. Co będzie jak wróci do szkoły?
Właśnie, ja od poniedziałku też wracam.
Ponownie idę do sypialni z lodem w ręku..
Kładę go na goleń Liama..
-Zimne. - syczy.
-Wyobraź sobie, że leżało w zamrażarce, geniuszu.. - odpowiadam.
-No co ty nie powiesz! - mamrocze pod nosem.
  Dzień mija spokojnie. Tak samo jak dalsze. Krążą plotki, że ojca wypuścili z tymczasowego aresztu.
      **TYDZIEŃ PÓŹNIEJ**
Moja komórka wibruje. Przyszedł SMS. Moja mamusia przypomniała sobie o córce. Wow!
*Raquelle Jones! Do domu natychmiast! Gdzie Ty się podziewasz?* mama.
*Dopiero po półtorze tygodnia przypominasz sobie, że masz córkę? Gratulacje! Nieważne gdzie jestem. Tatuś Ci nie powiedział?* ja.
Stukam w klawiaturę Blackberry jak.wściekła.. Co? Jestem wściekła.
Minęło półtora tygodnia. Pani matka łaskawie przypomniała sobie o córce. Nie, kurwa, gratulacje.
Dostaję kilkanaście SMS'ów o tym, jaka to ja nie jestem.
W końcu uderzam z całej siły telefonem o ziemię i wybiegam z płaczem do łazienki.
          ***OCZAMI LIAMA***
Co jest? Kto do niej pisał, że nie wytrzymuje psychicznie? Nie, ja to muszę sprawdzić.. Ostrożnie zsuwam się z łóżka, aż udaje mi się w miarę stabilnie stać.
Kieruję się do toalety obok pokoju Ruth.
Stukam w drzwi.
-Rocky. - nic. -Rocky, otwórz.
-N..nie. Chcę być.. s..sama. - łka.
-Otwórz. Chodź, porozmawiajmy.
-Nie, Liam. Daj już sobie na spokój. Dużo zrobiłeś dając mi tutaj to..to mieszkanie. Za d.dużo. Przepraszam.
-Rocky, no...otwórz.
Słyszę cichu szczerbot zamka od drzwi.
Brunetka siedzi na sedesie cała we łzach.
Kucam na przeciwko niej. Kurwa. Moja noga.
-Hej, głowa do góry! Chodź. - łapię ją za rękę, na co się wyrywa. O co jej chodzi?
-Nie Liam. Ja..ty..za dużo dla mnie zrobiłeś, serio. Daj mi odejść tam, gdzie moje miejsce było od..zawsze.. - dalej płacze.
-Aniołku, nie płacz.
-Nie jestem "aniołkiem". - odpowiada.
-Jesteś..jesteś takim aniołkiem, który nie potrafi ranić. Jesteś...wiem kim jesteś. Rocky..hej, uśmiech! - mówię
-Zostaw mnie. - warczy.
Odchodzę. Wracam do pokoju i układam się na łóżku. Ahh.
Wiem, że prędzej czy później nie wytrzyma tej samotności. Wróci do mnie.
-Lia-Liam. - wchodzi. Wiedziałem.
-Chodź.. - przesuwam się, aby miała swobodne miejsce na łożu.
-Nie wiem, co we mnie wstąpiło, serio. - próbuje przeprosić.
-Przyjmuję przeprosiny. - odpowiadam.
-Ej, nie o to chodziło.
-A o co?
-Mój ojciec...on... - płacze. Owijam ją ramieniem.
-Ej, nie płacz. Bądź silna.
-On tutaj jedzie. Boję się, Liam. Na prawdę.
-Drzwi pozamykane. Nie bój się, jestem przy tobie, Rocky. - przeczesuję jej brązowe, lekko kręcone włosy.
-Mój ojciec jest nieobliczalny..nie dasz z nim rady. - mówi.
-Dam. Dla ciebie wszystko. Nie pozwolę, żeby jakiś idiota atakował moją dziewczynę. Ukhm, przyjaciółkę.. - szybko się poprawiam. Nie słyszała tego.
-Noga? - pokazuje na goleń.
-Raz się żyje.
  Nagle ktoś natrętnie wali w drzwi frontowe. Nie reaguję. Jones jest przerażona. Naprawdę się boi.
-No, jesteś przy mnie. Jesteś razem ze mną. Bezpieczna jesteś. - próbuję mówić w miarę łagodnie
-Wierzę, że jak tutaj wparuje - słychać kroki na schodach - to dasz z nim radę.
Kurwa, jak on tutaj wszedł? Jest cholernie silny. Kurwa.
Drzwi do pokoju nagle się otwierają. Stoi w nich pan Jones.
-Tu jesteś suko. Ty skurwielu też pożałujesz! - warczy, na co z ust Raquelle umyka pisk.
-Pan się nazywa ojcem? Tak? Córkę od "suk" wyzywać? Jest pan najgorszym ojcem, jakiegokolwiek widziałem! - wytykam mu.
Widzę, że stary Rocky zaraz wybuchnie, więc migiem ust każę napisać SMS do Zayna, żeby mi pomógł.
Nieproszony gość kładzie mi ręce na ramiona. Dfq?
-Ty.kurwa.mi.nie.mów.czy.jestem.ojcem.czy.nie! - warczy. Wymierzam mu w policzek.
-Rocky.. Jeśli mi się coś stanie, wiedz, że cię kocham. - mówię.
Zaraz otrzymuję znów liścia od Jonesa, ale kilka razy mocniejszego.
Przed oczyma migają mi kolorowe światełka.
Toczy się walka. Kilka razy dostałem w czułe miejsce. Kurwa, boli!
Jestem już wyczerpany. Upadam na podłogę.
            ***OCZAMI ROCKY***
Liam upadł. Super. Teraz kolej na mnie?
Zbliża się do mnie.  Boję się. Dotyka mnie na udzie, mrucząc do ucha. Koszmar powraca.
W drzwiach staje Malik.
-Ykhm, pan sobie na za dużo nie pozwala? - mówi mój ratownik, a ojciec zdąża tylko wymierzyć mi w policzek, bo zostaje odciągnięty od Malika. Kurde, silny jest.
-Wszystko ok? - pyta Malik.
Pokazuję mu okejkę.
Trzyma ojca swoimi silnymi rękami. Nie wierzyłam nigdy, że on..jest taki silny!
Podbiegam do Liama. Leży zemdlony pewnie. Z policzka leci mu krew. Biedactwo. Głowę bruneta układam na moich nogach i delikatnie głaszczę jego brązowe, gęste włosy.
Odzyskuje świadomość.
-C..co jest? - mruczy pod nosem.
-Już dobrze? - pytam.
-T..tak. Mniej więcej. - dodaje, gdy widzi krew na dłoniach.
-Chodź, przemyję ci to. - pomagam mu wstać.
Idziemy do łazienki, a Malik walczy z ojcem.
    —-Pewnie ktoś zapyta, gdzie są wszyscy domownicy? Nie napisałam. Ruth u Martina, swojego chłopaka, A mama Liama na wyjeździe służbowym :)-—
-Ty tak na serio? - pytam, kiedy kładę zimny opatrunek na obolałe miejsce Liama.
-Że z czym? - pyta.
-Z tym "kocham cię"?
-Tak. Rocky.. Jak byłem w szpitalu w śpiączce, wiedziałem, że jesteś obok mnie. Gdy się wybudziłem, byłeś obok mnie. Byłaś dla mnie cały czas. Opuściłaś szkołę dla mnie. Jutro już będzie pierwszy dzień od tylu dni, jak pójdziemy do szkoły.
Nie chcę, abyś cierpiała przez ojca. Nie chcę, aby ktoś cię skrzywdził. Jeśli mnie nie kochasz, po prostu odejdź.. - przerywa mi.
-Liam.. To..to piękne. Ja cię kocham.. Kocham cię za to, że dla mnie poświęciłeś swoje zdrowie. Za to, że mogę tutaj mieszkać. Jesteś po prostu przeciwnością tego Liama sprzed lat. Miesięcy. Tygodni.. Jesteś słodki. Kocham cię. - składam mu delikatny pocałunek na ranie.
-Wyszedł. - wchodzi Malik.
-Dziękuję, Zayn. Dziękuję. Gdyby nie ty..on by..
-Nie ma za co. Znów nasza rozmowa kończy się w łazience. Super. Dobra. Lecę do domu. Do jutra.
-Do jutra! - ja i Li odpowiadamy w tym samym momencie. Ktoś głupi przyjdzie.
Malik opuszcza dom, a ja i Liam łazienkę.
Jestem głodna, więc schodzę do kuchni. Przygotowuję gofry z bitą śmietaną.
Dołącza do mnie Liaś.
-Mmm, pięknie pachnie. - mówi.
-Dziękuję. - odpowiadam i wtulam się w tors Liama.
Nasza miłość rozkwita.. Nie wiem jeszcze, że miłość ta będzie pełna bólu ...
ZOSTAW KOMENTARZ!

niedziela, 18 maja 2014

Chapter 8-th

-Liam.. Robiłam to dla ciebie. Tylko dla ciebie.. Wiem, że mam tydzień zaległości, ale..nieważne. - mówię.
-Dlatego jesteś aniołem. Gdyby nie ty wtedy...z ojcem.. Dziękuję. - szepcze.
W tym momencie moje serce wpadło do żołądka. Liam.. Jeszcze ten Liam sprzed kilku tygodni nie wyświetla mi się w głowie. Jest kochany. Jeszcze niedawno mnie skrzywdził. A teraz.. Nie pamięta o tym.
Ale ja pamiętam. Ja mam koszmar z łazienki, nie on.
Może to zabrzmieć dziwnie, ale ja się zakochałam.. Zakochałam się w Liamie. Nie w tym ze szkoły. Tylko tym chorym biedaczkiem ze szpitala.. Wstydzę się mu powiedzieć.
-Połóż się, przyniosę ci coś do jedzenia. - mówię.
-Dziękuję. - odpowiada życzliwie. Słoneczko. Opuszczam jego pokój i znów odwiedzam kuchnię. Tym razem szykuję mu kanapki z rzodkiewkowym twarożkiem.
-Rocky... - zaczyna mama Liama.
-Tak? - odwracam się.
-Opiekuj się nim. - kładzie mi rękę na ramieniu.
-Będę. - mówię.
Biorę talerz z kanapkami i wracam do pokoju.
Brunet leży na łóżku.. Wygląda jak mały, słodki chłopczyk.
-Proszę. - podaję mu jedzenie.
-Dziękuję. Jeju, kochana jesteś. - odbiera naczynie i zjada posiłek. -Pyszne było.
-Dziękuję..
-Podasz mi laptopa? - pyta.
Wstaję z łóżka po komputer, który leży na komodzie, po czym podaję go chłopakowi.
Uśmiecha się.
Cieszę się, że dochodzi do siebie. Pamięta już bardzo dużo rzeczy. Na szczęście, ale nie jest gotowy na powrót do szkoły.
  Aż dziwne, że rodzice nie szukają mnie. Do tej pory prawie się nie pozabijali o moje bezpieczeństwo. Teraz... Jest inaczej.
Widzę, że Liam loguje się na Facebooka. Kurde. Zauważy to, co się dotychczas działo..
-Może nadszedł czas, bym cię zaprosił do grona znajomych? - pyta.
-Jeśli chcesz.. Wpisz Raquelle Jones.
Znalazł mnie. Świetnie. Teraz, gdy znajdę nowy dom... Akademik.. To będę się mogła z nim kontaktować. Przez telefon odbieram zaproszenie.
Jest to mile, gdy po wielu latach nienawiści zbliżamy się do siebie.
Wiem, że on czuje coś do mnie, ale nie pamięta tego bólu, który sprawiał mi kiedyś.. Z Zaynem. I zakład z Niallem. Nie pamięta. Mam nadzieję, że nie. Jeśli to wszystko to zwykła ustawka, żeby mógł mnie mieć przy sobie, to wygrał.
  Nie lubię, jak ludźmi się pomiata..
20 minut mija w kompletnej ciszy. Co chwilę słyszę stukanie w klawiaturę laptopa, ale nie mam odwagi spojrzeć.
-Wychodzę! - krzyczy Karen.
-Okej! - odkrzykuję. -Lepiej się czujesz?
-Jones! Zadajesz mi to pytanie w kółko! - śmieje się i uderza mnie lekko w ramię.
O nie. Oddaję mu “wkrętem” w żebro. Odstawia komputer na stolik i chwyta poduszkę. Nie!!
-Osz ty! Ja nie mam broni. - żartuję. Miło.
-Hahah, zazdrość! - uderza mnie z poduszki.
To nie fair, że on ma narzędzie, a ja nie. Kurna.
-Weź no! - mówię i łaskoczę go pod pachami.
-Co? Ja się sam łaskoczę?
-Może, ha ha. - śmieję się.
    40 minut mija w ciszy. Nagle pukanie do drzwi. Chryste, daj nam żyć! Liam się podnosi.
-Zostań, ja otworzę. - mówię.
Na moje słowa siada z powrotem na łóżko.
Zaraz wracam z moim wrogiem. Zayn.
-Liam! Jak się czujesz? - pyta. Cudem wszedł. Serio.
-A to właśnie jest Malik. - ukazuję mulata Payne'owi.
-Yhmm.. - przygląda się postaci z dużą ilością tatuaży.
-Co on taki... Zamyślony? - pyta Malik.
-Amnezję idioto ma! - krzyczę. Kurde. Musiał tu przyjść, a ja idiotka go wpuściłam.
Świetnie, moja wina. Wszystko ja zrobiłam!
-Rocky, uspokój się.. Już prawie dwa tygodnie trwa ten spór! Przepraszam, no! - chce mnie przeprosić.
Nie ujdzie mu to tak na sucho, o nie!
-Wiesz co?  Nie chcę się teraz kłócić. Liam ledwo wyszedł ze szpitala, a ja mam cię dosyć. Wyjdź, proszę. - mówię w miarę łagodnie.
-Ze względu na Payne'a, wyjdę. - co? Jakim cudem?
  Nie chcę się pogodzić z Zaynem.. Nie na razie. Dam mu trochę czasu, niech się wykaże.
Teraz najważniejsze jest życie Liama i to, żeby doszedł do siebie.. Wrócił do szkoły, a ja...? Ja wreszcie znaleźć coś do mieszkania.
Nie będę wiecznie siedzieć na głowie Karen... A rodziców mam głęboko w dupie. Niech sobie żyją jak chcą. Ojciec niech nadal pieprzy się z sąsiadką, a matka niech jest zdradzana. Za dwa lata wyjeżdżam z Wolverhampton, nie będę nikomu potrzebna. Studia.
Późnym popołudniem...
-Wyjdziemy do ogrodu? - pyta.
-Pewnie, chodź.. - odpowiadam.
Idziemy... Opuszczamy dom i kierujemy się do ogrodu. Państwo Payne mają bardzo dobry gust.
W rogu rosną dwie nieduże wierzby, a od jednej do drugiej ciągnie się pas oczka wodnego. Innymi słowy: bajka.
  Obok widać huśtawkę. Drewniana, ciemnobrązowa. Siadamy na niej.
-Wiesz co? Muszę się stąd wynieść. - zaczynam.
-Dlaczego? - pyta.
-Nie jestem przyzwyczajona do mieszkania w cudzym domu.
-Spokojnie... Jesteś tutaj otoczona ciepłem.. Wiem, że nie czujesz się tu komfortowo, ale przyzwyczaisz się.
Też wydaje mi się, że mieszkam tutaj kilka godzin. A na prawdę to mój dom...mieszkam tutaj prawie 17 lat.
Pod mieszkanie Liama podjeżdża znany mi samochód.
Chwila, chwila, to mój pieprzony ojciec!
Nie...
-To mój ojciec... Skąd on wie, ze tutaj jestem? - szepczę.
-Porozmawiam z nim. - proponuje Li.
-Czekaj, czekaj! Nie, ja to załatwię. - schodzę z huśtawki i kroczę do bramki..
-Czego chcesz? - warczę do ojca.
-Gówno, do domu wracaj! - łapie mnie za rękę.
-Spadaj szczylu! Nie chcę cię znać! - krzyczę.
-Uważaj na słowa! Ładuj się do samochodu inaczej skończysz jak pani Evans! - wrzeszczy.
    O co mu chodzi? Nie zgwałci mnie! Nie ma szans. Co jest?
Podchodzi do mnie i łapie za moje pośladki. Piszczę.
Podchodzi Liam. Uff.
-Odpierdoli się pan od Rocky, albo spotkamy się w szpitalu! - syczy.
-A ty co? Nie jesteś jej chłopakiem, więc odwal się od niej! - odbruka ojciec. Skurwiel.
-A może i jestem. A pan jest zdradzieckim chujem i bzykasz każdą po kolei! - co? On o tym wie? Jak? Nie mówiłam mu o ojcu. A może odzyskuje pamięć i to lokalne ploty?
-Ty.. - syczy ojciec i rzuca się na Liama. O nie.
  Na szczęście w ogrodzie zjawia się Zayn i odrywa mojego ojca od bruneta. Wow, ten to ma siłę!
-Zayn... - słone, palące łzy lecą mi z oczu. -To, co zrobiłeś... Dziękuję.
Malik przyjmuje ojca, a ja dzwonię na policję. Liam, kurwa.
-Żyjesz? - podchodzę do niego. Ma rozciętą wargę.
-Ta, tylko warga.. I noga. Ja pierdolę.
-Chodź pod zimną wodę. - chwytam go pod ramię i idziemy do łazienki.
Liam polewa ranę na uście bardzo zimną wodą. Powoli przestaje płynąć krew..
-Noga? - pokazuje mi siniaka.
-Kurwa, boli.
Biorę zimny okład, przykładam go do nogi bruneta. Zaraz do łazienki wpada Malik.
-Przejęli go. Liam, żyjesz? - pyta.
-Dziękuję, Zayn. To dzięki tobie..  - mówię.
-Nie ma za co.. To jak, zgoda? - wysuwa rękę na przeprosiny.
-Zgoda. - podaję mu rękę i się uśmiecham.
****WIEK BOHATERÓW JEST ZMIENIONY NA POTRZEBĘ OPOWIADANIA :)))
PRZECZYTAŁEŚ/AŚ? ZOSTAW KOKENTARZ <3

czwartek, 15 maja 2014

Chapter 7-th

NA SPECJALNE ŻYCZENIE CZYTELNICZKI SARY :*
                 ~~*~~
Świetnie, nic nie pamięta. Nie mogło być nic gorszego niż amnezja.
-Jak się czujesz? - pytam.
-Plecy mnie potwornie bolą.. Noga też. Reszta w porządku. Kim jesteś?
-Rocky.. Twoja znajoma ze szkoły. - odpowiadam łagodnie.
-Czemu tu jestem? - pyta.
-Miałeś wypadek. - ściskam jego rękę mocniej. Uśmiecha się.
-Kto go spowodował?
-Nie wiem, Liam...nie wiem. - gdy to mówię, Karen opuszcza salę.. Ciężko jej.
-Podasz mi szklankę wody?
-Pewnie. - biorę naczynie i sięgam butelkę wody mineralnej i podaję mu ją. Cały czas trzymam go za rękę. Jestem przy nim. Nie opuszczę go w takim stanie.
-Czemu nie jesteś w szkole? - pyta.
-Nie jestem w stanie... - odpowiadam.
-Chodzi o mnie, tak?
-Po części... Gdyby nie ja, to byś nie miał wypadku..
-Nie obwiniaj się.. Mogłem ja uważać..
-Bądź silny. Wytrzymasz.
Szkoda mi go. Jest potwornie skrzywdzony. Karen nie wytrzymuje psychicznie.. Ja opuszczam lekcje.
-Wiesz co? - zaczynam.
-Tak?
-Wiem, kim może być sprawca.
-Kim?
-Malik...
-Kto?
No fakt. Zapomniałam, że nie pamięta. Wszystko od początku. Nie zrozumie jeszcze. Zbyt go męczę.
-Zayn Malik. Twój “przyjaciel”, który nie znosi sprzeciwu. Pokłócił się dziś z tobą no i bum... - tłumaczę.
-Hm, zobaczymy. Poczekamy. - zamyka oczy i oddycha głęboko.
Słodko wygląda, jak jest zmęczony.
-Wszystko dobrze? - pyta mama Liama wchodząc do sali.
-Pewnie. - odpowiadam.
-To dobrze. Ja w takim razie lecę do pracy. - mówi Karen.
-Do zobaczenia!
Pani Payne wychodzi ze szpitala. Ja w nim zostaję z brunetem.
-Idź odpocznij do domu. - proponuje Li.
-Wolę tutaj zostać... - odmawiam.
-Daj spokój, idź zjesz coś.. - mówi.
-Na pewno? - pytam.
-Na pewno, Rocky. - uśmiecha się.
No więc wychodzę. Idę do domu. Znów pustki.  Co jest z ojcem Liama? Od wczoraj nie pojawia się tutaj, a rodzeństwo Payne chodzi jakieś zdenerwowane.
Idę do kuchni i przygotowuję sobie kanapki.
Po chwili ktoś dobija się do drzwi. Świetnie. Idę otworzyć. Zza drzwi wyłania się wytatuowana postać z kruczoczarnymi włosami. Zayn Javadd Malik.
-Czego? - warczę. -Nie ma Liama.
-Jest. Jest. Wpuść mnie teraz do środka, a jak nie, to skończysz marnie.
-Tak jak Liam? Proszę bardzo! Nie dam dłużej sobą pomiatać przez takiego dupka!
-“Tak, jak Liam”, to znaczy? - pyta.
-Mhhmm, nie udawaj niewiniątka, Malik! - krzyczę.
-O co ci, do cholery, chodzi?
-O gówno, wiesz? Jesteś podłym skurwysynem! - krzyczę. Tego nie rusza. Kurwa, nieźle uparty jest!
-Co? Zważaj na słowa!
-Nie, won z mieszkania!
-To nie twój dom! - kłóci się.
-Twój też nie, a Liam przynajmniej UFA MI, a jego mama pozwoliła mi tutaj nocować, więc wypierdalaj!
-Żadna.głupia.dziewczyna.nie.będzie.mi.mówić.co.mam.robić! - syczy.
-Poprawka, żaden jebany dupek nie będzie mi fukał, gdzie i co mam robić.
-Co? Wypluj to! - warczy.
-Z wielką przyjemnością! - wrzeszczę i pluję mu na buty. Zamykam drzwi i zsuwam się załamana po nich.
Czemu? Czemu ludzie są tacy źli? Dlaczego ten cholerny psychol musi mnie nachodzić? Nienawidzę go..
Liam...zaraz, Li.. Malik może do niego pójść, a nikogo z rodziny nie ma.
Wybiegam z domu i zamykam go szczelnie. Akurat autobus czeka na przystanku. Mam ten refleks. Wsiadam i jadę znów do szpitala. Gdy już jestem widzę samochód, który stał kiedyś przy domu Liama, jak tamtędy szłam. Ojciec czyżby?
Idę na 4 piętro schodami. Pieprzone dzieci, które nie znają zasad kultury zajęły windę. Zbliżam się do sali, gdzie leży Liam. Słyszę dochodzące stamtąd krzyki.
-Co jest? - piszczę.
Geoff natychmiast łagodnieje.
-Ja weszłam, to tryb “kochany tatuś” się włączył, tak? - krzyczę.
Do sali wpada lekarz dyżurowy. Słysząc krzyki szybko interweniuje.
-Co jest? - pyta.
-Ten...ten idiota napadł na Liama.. - dyszę.
-Proszę pana, proszę wyjść! - nakazuje lekarz panu Payne.
Ten opuszcza salę.
-Wszystko ok? - pytam się Liama.
Chłopak kiwa głową, że jest dobrze. Nie wiem, jaki ojciec się tak może zachować! Pomijając mojego ojca oczywiście. Mogliby się zaprzyjaźnić..
-Czemu tu przyszłaś?
-Ponieważ Zayn był..był w domu i się mocno posprzeczaliśmy.. Myślałam, że pójdzie do ciebie.. Przepraszam.. - oczy mi się zaszkliły. Kurczę, szkoda mi tego człowieka.. Nie dość, że może nie chodzić, to jeszcze nachodzi go jego psychiczny ojciec. 
    Cały tydzień mija mi na niechodzeniu do szkoły.. Odwiedzam Liama.codziennie, a z dnia na dzień jest coraz lepiej. Pan Payne nie pojawia się w naszym życiu.
  To dziś. Niedziela. Liam opuszcza szpital. Tak się cieszę! Zbliżyliśmy się od tamtego razu.
-Hej, hej, hej! - woła radośnie chłopak, gdy wchodzi do domu z matką.
-Liam! - wołam i rzucam mu się na szyję.
Jest taki wesoły.. Na nodze ma stabilizator, ponieważ skręcił kostkę.
-Chodź, zaniosę ci walizki do pokoju.
  
   Zabieram torby od bruneta i idziemy do jego pokoju. Zielono-fioletowy pokój nabrał radości, gdy Liam do niego wszedł. Siada na łóżku, a ja powtarzam tą czynność.
-Raquelle.... Robiłaś tyle dla mnie, że nie wiem jak mam ci podziękować.. Codziennie mimo tego, że masz szkołę, siedziałaś u mnie w szpitalu. Dziękuję. - mówi i składa delikatny pocałunek na moim policzku.
PRZECZYTAŁEŚ/AŚ? ZOSTAW KOMENTARZ!! <333

poniedziałek, 12 maja 2014

Chapter 6-th // część 2

PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY, ALE LEDWO ŻYJĘ, A OBIECAŁAM 2 CZĘŚĆ DZISIAJ!
WIDZISZ? Skomentuj! DOCEŃ!

-Um, nie będzie ciebie obrażał. Nie przy mnie. - odpowiada.
-Mhm, ale jak nie będę przy tobie, to może, tak?
Tak, oczywiście, że może. Liam, nie udawaj kogoś, kim nigdy nie będziesz.
-Nie. - odpowiada krótko i stanowczo.
Nie, no świetnie. Niedawno mnie nienawidził. Kurwa, co jest?!
Jem śniadanie, ubieram i myję się.
Nie chce mi się nic. Zważając na to, że jutro mam szkołę. Nie, tylko to, co mogło zniszczyć ten beznadziejny już dzień.
-Idę na poranne zakupy. Poczekaj chwilę. - oznajmia i wychodzi.
-Okej. - wołam, ale już wyszedł.
Czeka mnie kilka minut nudy. Kilka? Może więcej.
Mija 5,10,25 minut, a Liama nadal nie ma. Kurde, zadzwoniłby..
Jestem zniecierpliwiona długim powrotem chłopaka. Postanawiam wykręcić jego numer. Na szczęście zapisałam sobie po SMS'ie. Uff.
Słychać sygnał..
Odbiera jakaś kobieta.
Dowiaduję się, że Liam jest w szpitalu. Pięknie, zajebiście.
Wsiadam w pierwszy lepszy autobus jadący na ulicę, gdzie znajduje się szpital.  W głowie układam historię, która mogła się zdarzyć podczas wyjścia Payne'a.
-Przepraszam! Gdzie leży Liam Payne? - pytam recepcjonistki, gdy docieram na miejsce.
-Pani kimś z rodziny? - kurwa, spodziewałam się takiej odpowiedzi.
-Uh, jestem jak rodzina. Najlepsza przyjaciółka. To ważne.
-Okej, okej. Piętro 4, sala 25. - podaje mi informacje.
-Dziękuję. - rzucam i odchodzę.
Cała drżę przed spotkaniem z Liamem. Czy to coś poważnego? A może tylko stłuczenie. Ale czemu od razu szpital? Nie, nie..
Na myśl sypią mi się najgorsze wyobrażenia. Może wpadł pod samochód. Nie!
Zapłakana odnajduję salę, gdzie leży nieprzytomny.. Zaraz, co? NIEPRZYTOMNY?! Liam..
-Liam.. - szepczę załamanym głosem.
Nic. Cisza. Do sali wchodzi pielęgniarka.
-Przepraszam.. Co się stało Liamowi? - pytam.
-Dostał ciężkim przedmiotem. - odpowiada pisząc coś.
Ciężki przedmiot, uderzenie, Liam? ZAYN. To jego sprawka. Mści się po tym, jak Payno wyrzucił go z domu. Zabiję skurwiela.
Łapię przyjaciela za rękę i mocno ją ściskam.
-Liam.. Obudź się, zrób to dla rodziny, dla mnie.. - szepczę.
Nic. Nadal leży i tonie w nieprzytomności. Nie mogę nic zrobić.
Nie mam żadnego kontaktu z jego rodziną, z nikim. Nie znam jego znajomych.. Znaczy, Zayn, ale mam go w dupie. Kutas jeden..
Mijają minuty, a ja nadal czuwam przy Liamie. Zastanawiam się, czy nie wrócić do jego domu po drobiazgi dla niego.
Decyduję się wreszcie na to. Opuszczam mury szpitalne, wsiadam w taksówkę i jadę do państwa Payne.
Drzwi są zamknięte, więc dzwonię dzwonkiem. Otwiera mi bodajże jego mama.
-Dobry wieczór, jestem Rocky, znajoma Liama.. On...on jest w szpitalu. - mówię jak opętana.
-C..Co? - usta pani Payne układają się w "O".
-Tak.. Dzwoniłam do niego, ale komórkę wzięły pielęgniarki. Został zaatakowany.. I..i leży nieprzytomny..
Starsza kobieta szybko chwyta klucze od samochodu i kurtkę.
-Wezmę mu jakieś drobiazgi. - mówię i idę do jego pokoju.
Z szafy biorę pojemną, czarą torbę i ładuję do niej najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak: piżama, pianka do golenia, maszynka do golenia, portfel i kapcie.
Jedziemy. Wreszcie znów znajduję się w tej białej, nudnej sali. Mama Liama trzyma go mocno za rękę, natomiast mi zbiera się na płacz.
Kto by pomyślał, że to odmieni moje życie? Niedawno darliśmy koty, teraz.. Trzymałam go za rękę, jak osobę, która jest mi strasznie bliska. Nie opuszczę go w potrzebie.
-Może chce pani kawę albo coś? - pytam cicho.
-Poproszę.. Kawę czarną. - odpowiada.
Kiwam głową i idę do bufetu po kawę dla pani Payne, a dla siebie cappuccino.
Wracam z kubkami gorącej cieczy. Jeden z nich otrzymuje kobieta.
-Rocky, tak? - zaczyna.
-Tak. - odpowiadam sympatycznie.
-Jesteś blisko z Liamem? - nie spodziewałam się z jej strony takiego pytania.
-Jesteśmy znajomymi.. ze szkoły. Pokłóciłam się z rodzicami, a pani syn dał mi przenocować.. Teraz nie wiem co zrobię.. Do domu nie wrócę.. - kurde, czemu ja tak łatwo ulegam pytaniom?
-Możesz zostać u nas. Liam nie będzie miał pewnie przeciwko, że śpisz u niego.. - proponuje mi dalsze nocowanie.
-Nie wiem.. Nie mam kasy, żeby zapłacić za siebie.. Coś muszę dać, żeby nie było, ze panią wykorzystuję. - mówię.
-Skarbie.. Po pierwsze nie "panią", tylko Karen.
-Po drugie, mogę gotować, ha ha. - śmieję się. Dziwne.. Szpital - miejsce zbliżeń. Ciekawe.
-Nie ma sprawy. Geoff na pewno nie będzie miał nic przeciwko. A Ruth nie będzie się nudzić! - mówi entuzjastycznie.
-Ruth to siostra Liama, tak?
-Tak, starsza jest. Myślę, że ją widziałaś jak byłaś u nas  w domu.
-A, wiem, która.. - odpowiadam.
Miło spędzamy późne popołudnie rozmawiając. Wreszcie przychodzi czas, gdy musimy wrócić do domu, ponieważ lekarz musi wykonać badania wieczorne.

**W domu Liama**

Idę wzdłuż korytarza do pokoju chłopaka, gdzie mam nocować. Zapach na kołdrze, w ogóle zapach w  jego pokoju przypomina mi o jego osobie. Trudno zasnąć, wiedząc, że osoba, która jest dla ciebie.. przyjacielem leży w śpiączce nieprzytomności.
Nie mogę spać tej nocy.. Nie wiem kto, ale na pewno pożałuje tego, co zrobił Liamowi. Nie podaruję mu tego.


niedziela, 11 maja 2014

Chapter 6-st (część 1) + information.

-Coś? To znaczy? - pytam.
-Parę ciuchów. W jednych nie będziesz chodzić. - odpowiada Liam.
-Może i mogę. Ale do domu po ubrania na pewno nie wrócę. Nawet ładowarki do telefonu nie mam. Świetnie. - jestem zła.
-Może moja będzie pasować?
-Blackberry 9900? - pytam.
-Ta.
Chłopak podaje mi z szafki kabel. Podłączam czarny telefon do kontaktu i odkładam na łóżko.
Liam na chwilę wychodzi po... W sumie nie wiem po co.
Oglądam jego pokój w każdym kącie. Zielone ściany z fioletowymi elementami idealnie pasują do ciemnych mebli. Na środku są drzwi balkonowe, po lewej stoi szafa, a po prawej łóżko. Przy wejściu z korytarza widać komodę i regał na książki oraz wiszący telewizor. Ciekawie.
5 minut mija, aż Payne wchodzi do pomieszczenia z tacą owoców.
Truskawki, jabłka, gruszki wśród bananów i pomarańcz... Mniam!
Stawia naczynie na środek łóżka i siada na nie.
-Masz. Poczęstuj się. - przystawia mi tacę.
-Dziękuję. - odpowiadam i biorę banana.
Cisza. Ugh.
-Umm.. - brunet chce coś powiedzieć.
Posyłam mu pytające spojrzenie.
-Wyjdziemy gdzieś może?
-Wiesz... Jestem zmęczona. Przepraszam.. - odmawiam.
-Okej, rozumiem. - mówi i rzuca się na poduszkę. Klepie mi miejsce obok siebie. Z chęcią. Ale nie. To za wcześnie. Cud, że przyjął mnie do siebie. Że się dogadujemy. Wow.
-Interesujesz się muzyką? - pytam widząc gitarę za szafą.
-Gram czasem. Śpiewam też. A co?
-Nic, nic. Tylko pytam.
-A ty?
-Hm, gram na flecie. Ale lekcji w szkole NIENAWIDZĘ. - mówię.
-Oj uwierz mi, ja też nie... - śmieje się.

Nawet się nie orientuję kiedy zasypiam.. Jestem tak zwalona tym dniem, że śni mi się czarna ściana. Nic. Budzę się. Jest grubo po 10 P.M.. Świetnie, wszyscy śpią, tylko ja taki odmieniec.. Patrzę się obok - pusto. Liam poszedł pewnie do drugiego pokoju. Może i dobrze? Nie, nie dobrze. Beznadziejnie. W głowie układam słowa, które wypowiem, jak pojawi się na mojej drodze Malik. Jest skończonym dupkiem.
Do pokoju nagle wchodzi wysoka postać. Liam.
-Um, nie chciałem cię obudzić. - tłumaczy się.
-Nie, spoko. Nie śpię od paru minut. - mówię.
-Okej.. Dobra. Idę ja też spać. - bierze bokserki z szuflady komody.
Gdzie? Pójdzie pewnie do salonu. Moja wina..
-Może ja pójdę do salonu? - mówię.
-Śpij tutaj.
-Nie zasnę teraz. Chodź tutaj.
Liam kładzie się na łóżku. Jego zapach... Mraw.
-Okej. Położę się tutaj.. Ale idę się umyć. - mówi niepewnie.
Co jest? Niedawno go nienawidziłam, a teraz co? Chcę, aby przy mnie leżał. Co kurwa?
Po paru minutach wraca. Wraca ubrany w same bokserki.
Ej, Rocky, halo, co z tobą? - myślę.
-Dobranoc. - mówię, gdy się kładzie.
-Wiesz co? - pyta.
-Hm?
-Nie mogę spać.. Od paru dni. - mówi.
-Czemu? Mogę wiedzieć? - przejmuję się.
-Moi rodzice.. Uh, nieważne.. - mówi załamanym głosem.
-Spoko. Rozumiem cię. - mówię spokojnie.
-A ty... Masz zamiar dalej spać? - pyta.
-Wiesz, nie chce mi się. Te parę godzin snu mi wystarczyło, żebym się wyspała. Serio.
-Obejrzymy coś? Taki wieczorny seans?
-Popcornu nie masz. - droczę się.
-Nie? Czekaj, tylko wrócę z kuchni. - wstaje i wychodzi.
Nie ma tego popcornu. Nie ma tego popcornu... - myślę.
Wraca.
-Nie ma. Seans bezpopcornowy. - jakie słownictwo.
-Wiedziałam. Ha, łyso? - drwię z bruneta.
-Ta, łyso. Mam cukierki. - mówi z uśmiechem.
-Nie, dzięki. Wolę owoce. Kurs kuchnia. - mówię równie wesoło.
-Aaa, weź człowieku mnie nie denerwuj. - wychodzi z pokoju. Ja się śmieję. Sympatyczny z niego chłopak. Nie tego się spodziewałam.
Wraca znów z miską owoców. Mniam!
-Toy Story, Toy Story.. - mówi szukając płyty. What? On to dorosły człowiek..
-Leży na komodzie.. Stąd widzę.. - mówię zażenowana.
-Dzięki! - odpowiada.
Włącza bajkę, którą na bank zna na pamięć. Nie, nie, nie! Będzie przewidywał sceny, czego nienawidzę.
-Ej, nie będziesz gadać tego, co co będzie zaraz? - pytam.
-N..nie, no co ty. - kurde. Chciał to robić.
Zaczyna się. Boże.. Liam cieszy się jak małe dziecko na widok nowej zabawki. 1,5 godziny. Niee, za dużo. Mogę zasnąć. Serio. Ratujcie. Nie wytrzymam. Wreszcie zasypiam z nudów. Uf.. Budzę się rano. Powiedzmy. Rano, czyli 7 A.M.. Co będzie juto? Jak pójdę do szkoły bez książek? Leżę na łóżku i postanawiam skorzystać z łazienki, bo mnie ciśnie. Po cichu wymykam się z mieszkania państwa Payne. Biegnę do domu co chwilę patrząc na zegarek w telefonie. Nie mogę być później niż 8 A.M... Wtedy rodzice będą w domu po nocnej zmianie sobota-niedziela. Zabieram rzeczy, które są najbardziej potrzebne do przeżycia, czyli kilka ubrań i książki. Z szkatułki biorę sumę pieniędzy..sporą sumę. I wracam do Liama. Drzwi otwarte, dom pusty. Pewnie jego rodzice gdzieś pojechali. Może praca? Siostry bruneta też nie ma. Chłopak siedzi na sofie jedząc płatki.
-Hej. Byłam w domu po...parę rzeczy. Mogę przenocować jeszcze? - pytam.
-Pewnie. - odpowiada. -Zjesz coś?
-Poproszę.. Z przyjemnością.  - odstawiam torby i idę do kuchni za Liamem. Cóż on ma w lodówce? W czasie, gdy przeszukuję lodówkę, ktoś wali w drzwi wejściowe. Otwierają się. Zayn.
Nie. A zapowiadało się nieźle. Nieźle, ta..
-A ona tu czego? - pyta nieprzyjaciel, gdy widzi mnie.
-Um, coś tu robię. - odgryzam się.
-Odwal się od Liama. - warczy.
-Spierdalaj, Liam nie jest twój. - nie kontroluję swoich słów.
-Twój też nie. - dogryza Malik. Jak ja go nie lubię.
-Może. - mówię obojętnie.
-Macie zamiar się kłócić na dzień dobry? - uspokaja nas Payne.
-Tia, mógł nie zaczynać. - burczę.
-Zayn, wyjdź. - mówi Liam. Co? Wystawił za drzwi swojego najlepszego przyjaciela? Co się stało?
-Liam..czemu to zrobiłeś? - łzy napłynęły mi do oczu.
-Ponieważ...ponieważ..on cię rani. A ja ciebie...lubię. - mówi.
-Ja ciebie też lubię, Liam.. Ale to, co zrobiłeś to....nie mam słów.

(JUTRO CIĄG DALSZY 6 ROZDZIAŁU)

INFORMACJA!!!!!
MAM JUZ PONAD 1000 WYŚWIETLEŃ, CO ZAWDZIĘCZAM TYLKO WAM! WIĘC AAKTUALIZUJĘ : 9 KOM I JEDZIEMY DALEJ ;D