NA WSTĘPIE PROSZĘ O KOMENTARZE NAWET Z ANONIMA :3 DZIĘKUJĘ OLI I SARZE ZA KOMENTARZE <3
__________________________
Wybiegamy w trójkę z pokoju. Na ziemi leży ciocia, a wujek opiera się na krześle.
-Louis.. - szepczę.
-Żyją..chyba. - odpowiada chłopak.
-Skarbie, są w jako takim stanie. Trzeba szybko zawiadomić karetkę. - dodaje Harry.
-Już się za to biorę. - mówi roztrzęsiony Loueh i sięga po telefon...
**PERSPEKTYWA LIAMA***
-Stary, to tylko dziewczyna. Nie ma co rozpaczać. - pociesza mnie Nialler.
On słynie z głupich komentarzy. Dla niego to "tylko dziewczyna", a dla mnie to ukochana osoba, która była przy mnie w potrzebie.
Głównie Niall jest taki.. Nigdy nie był w poważnym związku, a udaje, że się zna.. Cóż, na niego liczyć nie mogę, a Malik leży w szpitalu. Mamie ani Roo się nie wyżalę. Ej, dlaczego życie jest takie beznadziejne?
Nie polecę teraz jej przepraszać. Nie wiem co robi i wyjdę na idiotę. Poza tym nie wiem, gdzie mieszka.
Pech. Pech największy. Jutro jak pójdę do szkoły się z nią spotkam.
-Liam, idź do sklepu. - prosi mama.
-To ja się będę zwijał... - mówi Horan.
Zabiję.
-Noo okej. - jęczę.
-Tutaj masz listę. Kup jeszcze proszek do prania.
-I zabezpieczniki dla ciebie i Rocky! - dodaje Ruth.
-Ha ha, bardzo śmieszne. - mówię pod nosem i wychodzę.
Kopię kamienie na chodniku. Jestem wyczerpany. Po co? Po co ja musiałem tam być. Równie dobrze mógłbym być wtedy z Raquelle. Mogliśmy leżeć razem na łóżku.
Czasem myślę, że to zaszło za szybko. W ogóle nie wiedziałem, co robić.
Kocham ją. Kocham ją i nie chcę, aby odeszła na zawsze. Nie dziś, nie teraz.
Dochodzę do sklepu. Do kosza wkładam rzeczy z kartki i idę do kasy.
Kurde, wszystko drożeje. Nic nie jest takie, jakie było kiedyś. Tanie i dobre.
Wracając do domu zaczepia mnie Indiana. Znaczy pani od wf.
Co ona, do cholery, robi pod moim domem?
-Liam! - piszczy na mój widok.
-Daruj sobie. Przez ciebie dziewczyna ode mnie odeszła. - krzyczę, ale tak, żeby nikt poza nami tego nie usłyszał.
-Myślisz, że to przeze mnie? - stwierdza pytając.
-No nie, ona sama się ze sobą przespała, oszczędź sobie. Idź stąd. - mówię ostro.
-Aha. Czyli będziesz mieć niski stopień z wf na koniec.
-To kurwa mi grozisz? Jeśli to zrobisz tylko dlatego, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, nie poznasz siebie w lustrze.
-Bardziej ty siebie. - dodaje i odchodzi.
Co za..babsztyl.. Jeśli mi postawi niżej stopień to nie pozna siebie. Obiecuję, że zwalę ją na kwaśne jabłko.
Wracam z zakupami, stawiam na blat.
-Kim była ta dziewczyna? - pyta Ruth. Widziała.
-Nieważne.
-A tak w ogóle to gdzie Rocky?
*Próbuję coś wymyśleć*
-Stwierdziła, że nie będzie nam truć dupy i się wyprowadzi do kuzyna. - Liam, nieźle jest. Musi uwierzyć.
-Co jej zrobiłeś? - stwierdza bardziej, niż pyta.
-Nic! Czemu od razu podejrzewasz mnie? Stwierdziła, że będzie mieszkać z kuzynem...
-Dobra. Idź się ucz.
***Perspektywa Rocky***
Karetka przyjechała 20 minut temu.
Lekarze powiedzieli, że nie możemy być w szpitalu, ponieważ jest to zbyt poważne.
Najpierw matka, Zayn, oni.
Kto jeszcze?
Ktoś stuka do drzwi.
Louis podchodzi.
Widzi mojego ojca w okienku.
-Rocky, chodź do pokoju. Louis ma gościa. - prowadzi mnie Harry.
Gdy drzwi do pokoju się zamykają...
***Perspektywa Louisa***
-Oho, wujek Jones w samej osobie. - mówię.
-Zamknij pysk gówniarzu, gdzie Rocky? - krzyczy.
-Gdzieś na pewno. Nie tutaj.
-O, powiadasz?
-Ta. - zakładam ręce na pierś.
-To z jakiej paki stoją tutaj jej buty?
-Bo zostawiła. - mówię.
-Uważaj na słowa, chłopcze. - grozi mi.
*Nie boję się...*
-Uważaj na słowa, stary pryku.
-Słowa.. Pedale. - ubliża mi. Przygryzam wargę i rzucam:
-Zabójca.
Wujek nie oszczędza słów i wiąże mi wszystkie powiedzenia, które niby mają mnie zgasić. Nie udaje mu się.
Nigdy nie lubiłem go.
Aha, chce się bić?
Wymierza mi pięść w żebro. Kurczę się. Ale nie poddaję się.
Kopię go w łydkę, a następnie przyciskam go do ściany. Słabiak.
-Jeszcze raz tkniesz Rocky, ciocię, moich rodziców, a poznasz moje prawdziwe oblicze, morderco.
Wyrzucam go za drzwi. Trzepię ręce i myję je.
Pokój opuszcza mój ukochany i kuzynka.
***Perspektywa Rocky***
-Żyjesz? Już druga osoba sprzeciwiła się mojemu ojcu. - pytam.
-To słabiak, udaje mistrza i postracha, a naprawdę to cienias, który umie tylko walić w żebro.
-Kocham cię. - przytulam się do kuzyna.
Same wypowiadanie "kocham cię" kojarzy mi się z Liamem. Kocham go, ale to dzieje się za szybko. Wybaczę mu i co? Znów poleci do tej całej Indiany. Przecież jak ja nie chcę seksu, to musi z kimś się wybzykać, żeby zaspokoić potrzeby, których JEGO WŁASNA DZIEWCZYNA nie wykona.
Jutro szkoła. Boję się naszych reakcji na spotkanie..
Idę do kuchni i do szklanki wlewam sok pomarańczowy. Rozkoszuję się smakiem napoju.
Nie mogę być spokojna po tym wszystkim. Wiem, co mi zrobiła matka, ojciec, Zayn, Liam, wujkowie, ale się o nich martwię. Ojca nienawidzę, ale..
NAZAJUTRZ RANO:
Wstaję bardzo wcześnie. Nie mogę spać. Dzisiaj muszę się rozmówić z Liamem. To na razie koniec. Nie mogę tak dłużej czekać. Kocham go, ale nie jestem jeszcze na to gotowa.
Harry został na noc u Louisa, więc wolę nie wchodzić do nich do pokoju. Jeszcze im w czymś przeszkodzę...
Aby zabić czas robię sobie kąpiel. Trwa ona około czterdziestu pięciu minut. Nadal zostało sporo czasu.
Ale na szczęście jest Harry w salonie.
Wszystko jest posprzątane po wczorajszej akcji. Nie widać ani śladu ojca.
-Hej. - mówi Loczek.
-Siema. - mówię.
-Co tam?
-A co ma być? Nudno.
-U mnie też.
Interesująca rozmowa.. Jem, idę spakować torby i pół godziny wcześniej idę do szkoły. Akurat jest autobus. Ja to mam szczęście..
W SZKOLE:
Siadam na ławce przed budynkiem. Czekam..na nie wiem co.
Na pewno nie na Liama.
Wolverhampton wiosną jest naprawdę piękne.
Wszystko budzi się do życia, a niektóre umiera.
-Rocky. - ktoś siada obok.
*Czuję znajomy zapach.. Liam*
*Nie reaguję.*
*Powtarza moje imię*
-Co? - mówię arogancko.
-Pozwól mi powiedzieć coś o tym, co niestety się wydarzyło..
-No, mów. Mam mało czasu. - szepczę.
-To nie miało się zdarzyć. Poszedłem na tą imprezę. Na początku graliśmy na konsoli. Było okej. Tam byłem ja, Malik, Styles, Tomlinson, Andrew, Johnson i Obbey. Nie było żadnych dziewczyn, dopóki nie wtrąciła się ta suka, Indiana.
Zrobiła drinki, wypiłem jeden, drugi, trzeci. A ja...abym się najebał, muszę wypić mało.. No i się tak stało, że...że wylądowaliśmy w łóżku.. Nie było to nic wielkiego. Nie byłem w niej. Tylko było..takie ....hm.dotykanie. Naprawdę, kochanie.. - gdy to mówi, głos mi się załamuje.. Nie mogę nic powiedzieć.
-Yy...zastanowię się.. - wyduszam i odchodzę...
Uhuuu, komentarze życzę :**
Sorry, ale nie mogę być kreatywna bo nie jestem w kościele :p
OdpowiedzUsuńna początek: Niall *.* szkoda że tak mało ale jednak coś jest. Słabo rozumiem... wszystko... ale jego postać to już w ogóle. Tylko tyle, że... nie był w poważnym związku.
Kolejne: Niezwykle interesujący dialog. ,,U mnie też'' taa...
Kolejne: zaczynam coś rozumieć co jest dziwne... ale rozumiem.
Kolejne: Jak mogłaś ich wysłać do szpitala?! i że ciężki stan?! zaraz ty ta trafisz w ciężkim stanie... jak tylko pobiję cie przez fb :3
kolejne: Pogubiłam się... Tomlinson, Styles... myślałam, że oni się nie znali... ale to tylko dowód na to, że kompletnie nic nie rozumiem.
kolejne: to tłumaczenie Liama... taa... jak to czytałam miałam fazę a to złe połączenie....
Kolejne: moje komentarze to jakaś wyliczanka jest xdd
Czekam na next... ale ty to wiesz.... taa...
Rozdział świetny [ale to pozostaje bez zmian]
Ahaa... sorry, że taki krótki i mało kreatywny komentarz... ale zaraz idę spać tak więc.... xddd
Tak jak zawsze:
Życzę weny w kościele :**
Ohohohohoho, że niby takie z dedykacją dla mnie i dla pani wyżej? *-*
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, ale kurwa zaczynam coraz mniej rozumieć (taka nie mądra ja xd)
To Payne zna Stylesa i Tomlinsona?
WTF?! Od kiedy?
No i jest taki jakby Larry moment co mnie bardzo zadowala :3
W ogóle kurwa ty masz taką wyobraźnie, że o ja cie pierdole ej!
Nie zdziwiłabym się jakby Rocky niedługo była w ciąży xd
Zaraz, zaraz.. coś mi nie pasuje.
Skoro masz wenę w kościele to ty kurwa tam chodzisz codziennie? Nie żeby coś, ale jesteś mocherem? xd
No to życzę weny w kościele xd